I po wyborach. Zacznijmy od przegranych. Sylwia Kowalska: Gwiazda toruńskiego samorządu okazała się gwiazdą jednego sezonu. Wynik w wyborach prezydenckich - 6,99 proc., czyli gorszy nawet od wyniku Zbigniewa Rasielewskiego (8,51 proc), który startował tylko dlatego, że prezes PiS mu kazał. To nie porażka, to klęska.
Nie tylko w zestawieniu z ponad trzykrotnie lepszym wynikiem drugiego na mecie, Tomasza Lenza. Przede wszystkim w zestawieniu z ponad 17 procentami i drugim miejscem, jakie cztery lata temu zdobyła Joanna Scheuring-Wielgus, wtedy koleżanka Sylwii Kowalskiej z Czasu Mieszkańców. Wynik w wyborach do Rady Miasta równie słaby. Liderka ruchu MyToruń nie zdołała nawet zdobyć mandatu radnego, a z jej komitetu miejsce w radzie zdobył jedynie Maciej Karczewski. Nie wiem, czy dzięki temu nowa rada będzie sensowniejsza, ale na pewno będzie mniej nudna.
Wyborcza klapa projektu MyToruń musi chyba boleć, bo jego twórcy prezentowali wielką pewność siebie i imponujący poziom samozadowolenia. Ruchy miejskie w całym kraju wypadły słabo, co jest zrozumiałe w społeczeństwie spolaryzowanym, głęboko podzielonym politycznie. Ale kłopot był też w wiarygodności. Trudno poważnie traktować ruch, jeśli jeden z jego liderów uprawia kampanie wyborczą biegając po mieście z metrówką i sprawdzając sposób zawieszenia plakatów konkurencji, a kandydatka na prezydenta próbuje przekonać, że problemy komunikacyjne miasta rozwiąże przestawienie się na budowę wąskich, dwukierunkowych ulic. Musiała tym ująć tysiące torunian tłoczących się w porannych korkach.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień