Nazywają nas oszustami. Chcą nas przejąć
Rozmowa Z dr. Dariuszem Borowskim, dyrektorem ds. medycznych w szpitalu Pro Familia w Łodzi.
Ginekologia i położnictwo to dobry biznes?
Biznes jest opłacalny o tyle, że daje satysfakcję z funkcjonowania. Ludzie, którzy są zatrudnieni wreszcie tworzą zespół, który chce pracować ze sobą i z pacjentami. Natomiast, jeśli chodzi o finanse, to w naszym przypadku na razie nie ma opłacalności. W biznesie medycznym, jakikolwiek byłby to szpital, muszą być pieniądze. Czy to będą pieniądze wyprowadzane na zewnątrz czy inwestowane w szpital. Na razie jest tak, że w szpitalach państwowych pieniądze są wyprowadzane na zewnątrz, bo tam nie ma żadnej kontroli nad wydatkami. Sprzęt jest kupowany dwa razy drożej, ponieważ są przetargi. Z kolei każdy sprzęt, który kupuje szpital prywatny jest dwa razy tańszy. Metr zbudowania naszego szpitala to koszt 3 tysięcy złotych ze sprzętem, a metr zbudowania szpitala podobnego w ramach biznesu państwowego to kilkanaście tysięcy złotych.
Działacie na łódzkim rynku od ponad roku i mimo że nie podpisaliście z Narodowym Funduszem Zdrowia umowy na finansowanie świadczeń w waszych oddziałach, oferowaliście darmowe porody. Dziś twierdzicie, że jesteście na skraju bankructwa. Nie było planu „B” w biznesplanie otwierania tak dużego szpitala?
Był plan B, dowodem jest to, że przez ten czas daliśmy radę prowadzić szpital za własne pieniądze. Nie spodziewaliśmy się jednak, że zderzymy się z konkretnymi działaniami mającymi na celu wrogie przejęcie szpitala. Widzimy już, że na przeszkodzie naszego funkcjonowania i posiadania kontraktu nie są stoją żadne przeszkody merytoryczne. Nasze wejście na rynek jest zagrożeniem dla pewnych grup działających w Łodzi, dlatego wiele osób stara nam się to uniemożliwić.
Oczywiście nasz plan był przygotowany bardzo dokładnie, ponieważ znaliśmy niedobory w województwie łódzkim. Wiedzieliśmy, że miejsc z trzecim stopniem referencyjności w położnictwie i neonatologii jest dramatycznie mało. Sam przez 15 lat pracowałem w „Matce Polce”, a wcześniej w szpitalu im. Madurowicza. Pamiętam codzienne odprawy, gdy mówiono nam: „bardzo was prosimy, żebyśmy nie rodzili tych bliźniaków, bo nie ma dla nich miejsc respiratorowych”. Remonty w „Matce Polce” nie spowodowały, że tych miejsc jest znacznie więcej, bo przybyło tylko jedno. Bardzo dobrze, że warunki się poprawiły, ale one nie spowodują, że będzie można położyć więcej dzieci. Wiedzieliśmy, że takie miejsca w Łodzi są potrzebne, nie wzięliśmy tego z kosmosu.
Czy w rozmowach obiecywano wam finansowanie porodów, że z takim impetem weszliście na łódzki rynek?
Jeszcze przed przyjęciem pierwszej pacjentki prowadziliśmy rozmowy z NFZ, ale to nie były żadne zapewnienia. My nikomu nic nie obiecywaliśmy, ani nikt nam. Już na początku nazywano nas oszustami, a teraz zrobiono to ponownie, więc historia zatoczyła koło. Rozmów było wiele, jedne były lepsze, drugie gorsze.
Ciężarne wiedziały, że nie zapłacą, jeśli przyjadą do waszego szpitala już w trakcie akcji porodowej. Każda kobieta chce urodzić w ekskluzywnych warunkach, więc ciężarne korzystały z okazji, wyczekiwały tego momentu i właśnie dlatego wiele osób zarzuca wam dziś, że narażaliście zdrowie tych wszystkich kobiet.
Gdy słyszę, że narażamy pacjentki na utratę zdrowia przez to, że czekają na poród, bo ciężarna powinna przecież wcześniej trafić na oddział, to krew mi się w żyłach gotuje. Nowoczesne położnictwo polega na tym, że pacjentka ma przyjechać i urodzić. Dlaczego mamy tak wysoki wskaźnik cięć cesarskich? Ponieważ pacjentki przetrzymuje się do porodu w szpitalach. Rekordzistka przyjeżdżała do nas pięć razy, a urodziła dopiero za szóstym. Nie mogliśmy jej przyjąć, bo nikt nam nie zapłaci, ona wiedziała o tym. Ciężarna powinna przyjechać do szpitala, gdy zaczyna rodzić, na tym polega nowoczesne położnictwo.
Gdy ogłosiliście, że nie będziecie pobierać opłaty za poród, który jest nagły, chętnych było więcej niż na jednej z łódzkich porodówek z kontraktem w ciągu roku. Teraz, gdy mówicie, że każdy poród u was jest płatny, tych nagłych już nie ma. Przypadek?
Kobiety przestały przyjeżdżać, bo boją się, że będą musiały zapłacić, albo że je odeślemy w trakcie akcji porodowej. Nagły poród jest albo w przypadku odpływania płynu, albo regularnej czynności skurczowej. Pierwsze badanie, które wtedy wykonujemy to KTG. Jeśli na KTG są skurcze, pacjentkę zatrzymywaliśmy. W innej sytuacji musieliśmy ją odesłać.
Rozm. Agnieszka Jędrzejczak