Nawet ateista się wkurzył
Spotkałem na ulicy ateistę, człowieka bardzo niezależnego i niepokornego. Zaskoczył mnie pytaniem: „czy ty też demonstracyjnie wyjeżdżasz z Krakowa na czas ŚDM? Bo ja już mam dość tej pseudoodwagi znajomych i właśnie zdecydowałem, że na złość zostanę w mieście i sobie na to wszystko spokojnie popatrzę”.
To fakt, spora część krakowian nie związanych z Kościołem katolickim mówi o Światowych Dniach Młodzieży z ironią, a często i pogardą. Niektórzy na portalach społecznościowych wręcz ścigają się na deklaracje, kto wyjedzie najdalej.
Tak jakby pod Wawel miały ściągnąć w przyszłym tygodniu setki tysięcy chrześcijańskich fundamentalistów, mających zamiar palić na stosie innowierców, a na ich czele stał nie Franciszek, lecz krwawy guru. Zapewne część z tych głosów ma związek z niechęcią do polskiej hierarchii, wzmaganą informacjami o wysokich kosztach ŚDM oraz atmosferą dyskusji o możliwym zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej.
Tyle że akurat obecny papież jest ucieleśnieniem modlitw wielu chrześcijan o skromny i nierozpasany Kościół. Nie mówiąc już o tym, że jeśli za coś jest Franciszek atakowany, to raczej za zbytnią tolerancję wobec wad ludzkich i zbytnią sympatię np. do muzułmańskich uchodźców, niż za nadmierny fundamentalizm i kostyczność poglądów. Zaś przybywający do Krakowa młodzi pielgrzymi (wystarczy wyjść na ulicę, zamiast uciekać z Krakowa) są po prostu miłymi, wrażliwymi ludźmi, z których strony nie czeka nikogo agresja czy nachalne nawracanie na siłę.
Coraz częściej widzę, że nawet ludzie wykształceni i inteligentni mają tendencję do myślenia stadnego, płytkiego i na dodatek tkwią w przekonaniu, że wykazują się wtedy jakąś niezwykłą odwagą (jest to nawet dość zabawne). No ale coż, ich wybór. Ja myślę sobie, że czeka nas piękne, największe zgromadzenie ludzkie w całej historii Polski. Warto to przeżyć, bo wspomnień będzie co niemiara.