Nauczyła dzieci pierwszej pomocy i... uratowała życie mężczyźnie
Festyn pełen sportowych atrakcji w Dzikowie. Dzieci się bawią, mężczyźni grają w piłkę. Nagle jeden z nich pada na ziemię. Nie oddycha. Ludzie nie wiedzą, co robić, boją się, inni panikują. Tylko jedna osoba zachowała zimną krew. Lekarka z Gorzowa, która przyjechała uczyć dzieci pierwszej pomocy.
Sobotni festyn w Dzikowie w gminie Gubin mógł się skończyć tragicznie. Kiedy jeden z mężczyzn grających w piłkę upadł, prawie nikt nie wiedział, co robić. Prawie...
- Można powiedzieć, że to zrządzenie losu - mówi nam rezydentka anestezjologii Katarzyna Grabowska z Gorzowa. - Byłam na tym festynie prywatnie, mam tam rodzinę. Wcześniej zaplanowaliśmy, że podczas imprezy będę uczyła dzieci udzielania pierwszej pomocy, między innymi resuscytacji krążeniowo-oddechowej.
Tymczasem lekarka zademonstrowała swoje umiejętności nie tylko na fantomie, ale też na żywym organizmie.
- Kiedy ten pan upadł, podbiegłam zobaczyć, co się stało. Zorientowałam się, że nie oddycha i od razu przystąpiłam do uciskania klatki piersiowej i powiedziałam żeby wezwano karetkę - relacjonuje pani Katarzyna.
Gdyby nie natychmiastowa i fachowa interwencja, sytuacja mogła się skończyć tragicznie. Tym bardziej że kiedy doszło do zdarzenia, uczestnicy festynu nie wiedzieli, jak się zachować.
- Wielu sparaliżował strach, a najważniejsze w tym momencie jest to, aby się nie bać pomóc, bo to może uratować życie - podkreśla pani Katarzyna.
- Każdy stał osłupiały, nie wiedział, co ma robić - opowiada Dorota Grabowska, sołtyska Dzikowa, o sytuacji podczas festynu. Piłkarz amator padł na ziemię, przestał oddychać... I tylko jedna osoba wiedziała, jak mu pomóc.
- Kiedy przyjechała karetka i okazało się, że mają defibrylator, pomyślałam, że to cud - przyznaje rezydentka anestezjologii Katarzyna Grabowska z Gorzowa. Dzięki reanimacji prowadzonej do momentu przyjazdu karetki, a następnie z pomocą sprzętu, mężczyzna odzyskał świadomość jeszcze w Dzikowie.
- Nigdy nie widziałam, aby ktoś tak szybko odzyskał przytomność po zatrzymaniu krążenia - mówi pani Katarzyna. Dodaje, że wiele takich przypadków kończy się tragicznie albo poszkodowany ma po takim zdarzeniu jakiś uszczerbek na zdrowiu.
- Widziałam pacjentów po reanimacji. Niektórzy zapadają w śpiączkę, inni mogą funkcjonować tylko pod respiratorem lub są leżący. Ten przypadek to mały cud! - uważa pani Katarzyna.
Piłkarz amator z Dzikowa został przetransportowany do szpitala w Zielonej Górze. Wszystko wskazuje na to, że wyjdzie z tego bez szwanku. Ma zostać wypisany ze szpitala dziś lub jutro.
- Bardzo się cieszę, bo znam tego pana, zresztą jak wielu ludzi z Dzikowa. Sołtysem jest tam moja teściowa, która organizowała festyn i poprosiła, abym pouczyła dzieci pierwszej pomocy - uśmiecha się pani Katarzyna. - Szczęście w nieszczęściu, że tam się znalazłam. Kiedy ten pan się ocknął, miałam łzy w oczach. Jestem bardzo szczęśliwa, że udało się go uratować i nic poważnego mu się nie stało.
Pani Katarzyna nie ukrywa, że sama się stresowała całą sytuacją. - Najważniejsze jednak, żeby podjąć działanie - zaznacza.
Jej teściowa i zarazem sołtyska Dzikowa przyznaje, że w pracy przechodziła szkolenia z pierwszej pomocy. - Wiele osób zna te zasady, ale jak pojawia się strach i adrenalina, człowiek nie wie, jak się zachować - mówi pani Dorota.
Wiele osób zna te zasady, ale jak pojawia się strach i adrenalina, człowiek nie wie, jak się zachować
Dorota Grabowska, sołtyska
Dodaje, że już przed organizacją festynu mieli zaplanowany pokaz z udzielania pierwszej pomocy. - Społeczność wiejska nie zawsze ma dostęp do takiej wiedzy, dlatego wpadliśmy na ten pomysł - wskazuje sołtyska. - Nauka pierwszej pomocy cieszyła się dużą popularnością wśród młodzieży, zanim doszło do wypadku, a jeszcze większą, kiedy udało się reanimować tego pana.
O zdarzeniu wspomina też Zbigniew Barski, wójt gminy Gubin, który dojechał na festyn po tym, jak karetka już zabrała piłkarza amatora. - Mieszkańcy opowiadali mi, jak to się stało. To naprawdę wielkie szczęście, że na miejscu była pani doktor. Najważniejsze, że nie stało się nic poważnego - podkreśla.
Pani Katarzyna zachęca wszystkich, aby nie pozostawali bierni w takich sytuacjach. - Zwłaszcza że wytyczne przy udzielaniu pierwszej pomocy są coraz prostsze. Teraz sprawdza się oddech, a następnie wykonuje uciśnięcia i wdechy - zaznacza. - Jeśli każdy będzie o tym pamiętał, to będzie większa szansa nie tylko na uratowanie komuś życia, ale też, jak w tej sytuacji, uda się uniknąć późniejszych poważnych komplikacji ze zdrowiem.
Piłkarz amator, mimo że ma chore serce i był o krok od śmierci, po rehabilitacji prawdopodobnie wróci do codziennych czynności.
- To naprawdę niebywałe - przyznaje pani Katarzyna. - To dobry przykład, żeby nie bać się udzielać tej pomocy.