Nauczycielu, kup auto i jeźdź na... korepetycje
Nawet 500 pedagogów nie wróci do pracy w szkołach w woj. łódzkim. Najwięcej zwolnień jest w Łodzi, ale są miasta, gdzie nikt nie straci etatu.
W naszym regionie po wakacjach do pracy przy tablicy nie wróci blisko 500 pedagogów - szacuje Związek Nauczycielstwa Polskiego. 200 nauczycieli straci etat w samej Łodzi. To efekt zmniejszającej się liczby uczniów. Jednak w niektórych miejscowościach na skalę zwolnień wpłynęło też zamieszanie związane z reformą oświaty.
Władze kilku większych miast w regionie chwalą się, że u nich zwolnień nie będzie (np. w Radomsku) lub dotkną pojedynczych osób (np. w Sieradzu). W Bełchatowie wszystkie etaty udało się uratować, bo utworzono kilka dodatkowych oddziałów przedszkolnych i zatrudniono w nich nauczycieli posiadających odpowiednie uprawnienia. Z kolei ich godziny przejęli nauczyciele, którym groziło wypowiedzenie. Zwolnień z powodu reformy nie będzie też w Skierniewicach, bo - jak twierdzą urzędnicy - dyrektorzy placówek dobrze zaplanowali połączenia szkół.
Gminy mogły wcielać wygasające gimnazja do szkół podstawowych, aby wspólny dyrektor sprawiedliwie rozdzielał godziny między obie załogi. W Łodzi do tego jednak nie doszło z powodu sporu magistratu z kuratorem o liczbę nowo tworzonych podstawówek.
W zamian zwalnianym nauczycielom władze miasta zaproponowały warsztaty z udziałem pracowników urzędu pracy. Pedagogom radzono m.in., żeby wzięli dotację na kupno auta i dojeżdżali do uczniów, którym będą dawać korepetycje.
Zwolniony nauczyciel do BPO, szkolna sprzątaczka - na hale
Według Związku Nauczycielstwa Polskiego po wakacjach pod tablicę nie wróci 500 pedagogów w naszym województwie. Do tej liczby trzeba dodać kilkudziesięciu pracowników nieopedagogicznych (woźnych, sprzątaczek, kucharek, pracowników administracyjnych).
Największy problem jest w Łodzi, gdzie pracę traci blisko 200 nauczycieli i 72 niepedagogów. Władze Łodzi twierdzą, że to efekt reformy oświaty, ale są miasta, w których zwolnień nie będzie. W Bełchatowie wszystkie etaty udało się uratować, bo utworzono dodatkowe oddziały przedszkolne, w których zatrudniono nauczycieli posiadających odpowiednie uprawnienia. Ich godziny przejęli nauczyciele, którym groziło wypowiedzenie.
Wypowiedzeń nie będzie też w Radomsku i Skierniewicach, bo - jak podkreślają tamtejsi urzędnicy - dyrektorzy placówek dobrze zaplanowali połączenia szkół.
Prawo wprowadzające reformę oświaty pozwalało gminom wcielać wygasające gimnazja do wydłużanych szkół podstawowych, aby wspólny dyrektor sprawiedliwie rozdzielał godziny między obie załogi.
W Łodzi do połączeń nie doszło, bo władze miasta nie wprowadziły nowej sieci szkół z powodu sporu z kuratorem o liczbę nowo tworzonych podstawówek. Magistrat przekonuje, że skala zwolnień wynika z wygaszania gimnazjów, tymczasem pracę tracą też zatrudnieni w podstawówkach i w szkołach ponadgimnazjalnych.
Łódzcy urzędnicy przygotowali dla zwalnianych pracowników szkół szkolenie prowadzone przez przedstawicieli Powiatowego Urzędu Pracy. Czego dowiedzieli się zwalniani nauczyciele? Poradzono im, by zakładali firmy lub szukali pracy w sektorze usług dla biznesu.
Na piątkowym spotkaniu ze specjalistami Powiatowego Urzędu Pracy w Łodzi pojawiło się 10 „niepedagogicznych” i tyle samo nauczycieli. Według Krzysztofa Barańskiego, wicedyrektora PUP, przedmiotowcy od języków obcych z łatwością mogą znaleźć zatrudnienie w branży BPO, czyli w centrach usług dla biznesu.
- Wiek nie ma znaczenia. Firmy z BPO przez własny system szkoleń są w stanie dostosować każdego, kto zna języki obce - mówił Krzysztof Barański. Według niego poradzą sobie nawet osoby „50+”, choćby „na słuchawkach”, np. polecając zleconym klientom oferty bankowe.
Urzędnicy namawiali też nauczycieli do zakładania firm. PUP uczestniczy w przekazywaniu pieniędzy na ten cel. Można zdobyć 24 tys. zł. Pracownicy pośredniaka tłumaczyli zebranym, że wcześniej zwalniani nauczyciele za większość tej kwoty kupili auto i teraz dojeżdżają nim do swoich uczniów na korepetycje.
A co dla dotychczasowych „niepedagogicznych”? Na piątkowe spotkanie przyszła m.in. sprzątaczka zwalniana z Zespołu Szkół Ekonomii i Usług, która chciałaby teraz pracować w przedszkolu (według urzędników, nie ma na to szans). Był też emeryt dbający na pół etatu o porządek w Gimnazjum nr 12.
- To zajęcie pozwalało mi na zakup leków. Mam chorą żonę - mówił. Usłyszeli, że w pośredniaku są oferty dotyczące np. sprzątania biur i hal produkcyjnych.
Nauczyciele obecni na spotkaniu z łódzkimi urzędnikami narzekali, że oferty zatrudnienia - czyli wolne godziny - publikowane obowiązkowo przez szkoły na witrynie internetowej kuratora są fikcyjne.
- Te godziny są trzymane przez dyrektorów dla ich obecnych podwładnych, aby ci mieli ponad swój jeden etat - twierdziła jedna ze zwolnionych nauczycielek.
wsp.: T. Sobczak, T. Dębowski, J. Drożdż, E. Drzazga, M. Grajnert