Natalia Niemen: Nie żądam padania na kolana przed moim ojcem
- Pragnęłam przybliżyć ludziom, w większości przywykłym do interpretatorów Niemena, którzy wykonują li tylko stare, proste szlagiery, sztukę Niemena najdojrzalszą - tłumaczy córka artysty Natalia Niemen powstanie projektu „Niemen mniej znany”.
Czy łatwo jest Pani podchodzić do twórczości taty? Czym jest dla Pani sięganie po nią?
Łatwo. Nie miałam i nie mam z tym żadnych problemów. To po prostu kolejny ruch na drodze pracy artystycznej. I tyle. Nie chciałabym na siłę dodawać tutaj jakiś szczególnych nut egzaltacji, że tak powiem.
Dlaczego sięgnęła Pani po utwory właśnie z płyt „Spodchumrykapelusza” i „Terra deflorata”?
Był to bardzo świadomy i przemyślany zabieg mający na celu uhonorowanie ojca, skierowanie światła publiczności na jego późną i niedocenioną, a najlepszą twórczość. Pragnęłam przybliżyć ludziom, w większości przyzwyczajonym do interpretatorów Niemena, którzy wykonują li tylko stare, proste szlagiery lub w najlepszym wypadku nieco trudniejsze z lat późniejszych, sztukę Niemena najdojrzalszą, z samego końca jego drogi artystycznej.
Ponadto „Terra deflorata” i „Spodchmurykapelusza”, to moje - obok „Postscriptum” - najbardziej ulubione albumy taty.
I po trzecie, są to utwory bardzo trudne, a ja lubię robić w życiu trudne rzeczy.
Co decydowało o doborze poszczególnych utworów?
Przede wszystkim słowo. Jego przekaz. Na drugim miejscu plasowały się względy muzyczne. Zależało mi, by słuchacza uderzały w sposób konstruktywny teksty. Chciałam zatrzymać odbiorcę, by zdecydował się skupić na tym, co autor miał na myśli. Oczywiście do tego potrzebna jest wolna chwila, spokój i płytowa książeczka z tekstami. Co do kwestii muzycznych, chciałam, aby płyta była raczej dynamiczna niż liryczna, ale to tylko dlatego, że takich albumów najchętniej sama słucham. Tak więc, chodziło także o to, aby zbioru owych utworów po prostu dobrze się słuchało. Dobra płyta musi mieć swój atrakcyjny rytm, interesującą pulsację bez względu na styl muzyczny.
Czy przetworzenie tych kompozycji z języka elektroniki, na język instrumentów tradycyjnych było łatwe?
Powiedziałabym, że było średnio łatwe. W aranżację i produkcję zaangażowanych było w sumie trzech panów: Paweł „Bzim” Zarecki, Tomek Kałwak i Piotr Dziubek. Ten ostatni ogarnął całość jako główny producent. Początkowo kierownictwo muzyczne dałam Pawłowi. Z tytułu licznych zobowiązań zawodowych nie mógł on jednak kontynuować pracy. Zaprosiłam wówczas do zespołu Tomka Kałwaka, który do dziś pełni funkcję kierownika kapeli.
CoolTour - Ogólnopolski Magazyn Kulturalny
Źródło: vivi24 / x-news
„Bzim” nadał kilku kompozycjom retro sznytu, proponując użycie syntetycznych brzmień syntezatorów rodem z lat 80.
Ogromnie spodobała mi się fuzja rockowej gitary, tłustego basu, progresywnego brzmienia perkusji z prince’owskimi przebłyskami syntezatora
. Tak wspaniale brzmi np. utwór „Trąbodzwonnik”, który początkowo chłopcy zagrali dość sztampowo, nadając tej wybitnej kompozycji charakteru jazzowo-popowego. Nie brzmiało to po nie-menowsku (śmiech). Zatrzymałam ich i mówię: „Panowie, nie tak, nie tak. To banał. Wszyscy tak grają. Z tego trzeba zrobić coś dziwnego, innego”.
I sama Pani opisywała Pawłowi Zareckiemu, co powinno wydarzyć się w tym utworze.
Tak, słowo po słowie, próbowanie po próbowaniu i „Trąbodzwonnik” zaczął brzmieć wspaniale zadowalająco. Później, kiedy Tomek zajął w zespole miejsce Pawła, spotkaliśmy się w Tomkowym domowym studiu. Ja mu mówiłam jak czuję, że powinien zabrzmieć dany utwór, on albo to podejmował lub też proponował inne rozwiązania.
To była trochę taka burza mózgów. Z tym że byłam w bardziej komfortowej od chłopaków sytuacji, bo znałam te piosenki od dzieciństwa.
Ojciec tworzył je i nagrywał na oczach i uszach całej rodziny. Wniknęły w mój duszewny krwiobieg. Więc, kiedy kierownicy zespołu nie orientowali się, które kontrapunkty, riffy wydobyć z gąszczu wersji oryginalnych, ja od razu wiedziałam, które warstwy tych muzycznych obrazów mamy wyciągnąć na wierzch, a które pozostawić, by spokojnie spoczywały sobie na muzycznym płótnie dźwiękowego malarstwa mojego taty.
Mam przyjemność mieć w zespole znakomitych artystów. Na płycie usłyszeć możemy panów: Tomek Kałwak - instrumenty klawiszowe, Paweł „Bzim” Zarecki - fortepian, Adam Szewczyk - gitara, Sławek „Kosa” Kosiński - gitara, Wojtek Gąsior - gitara basowa, Irek Głyk - perkusja, Piotr Baron - saksofony oraz klarnet basowy. Kolorów dołożył również producent, Piotr Dziubek, grając m.in. na akordeonie czy cymbałach. Ja, prócz śpiewu zarejestrowałam również w kilku utworach partię altówki. Do wspólnego zaśpiewania cudownej piosenki „Począwszy od Kaina” zaprosiłam Krzysia Zalewskiego. Wszyscy razem tworzymy ciekawą i bardzo indywidualną interpretację późnych dzieł Niemena.
Czy Pani zdaniem teraz te utwory staną się bardziej znane?
Hm, pewnie troszkę tak. Natomiast nie mam złudzeń co do zdobycia popularności w kontekście tej sztuki. I też nie o to mi chodzi. Nie szukam na siłę poklasku, nie żądam padania na kolana przed moim ojcem i przed naszymi interpretacjami. Jak wszystkiemu, co w kulturze i sztuce robię, tak i temu projektowi życzę stonowanego sukcesu, czyli uzyskania zainteresowania odbiorców, którzy po prostu albo taką sztukę czują, albo będą chcieli zadać sobie trud, by ją pojąć. Zatrzymać się choć na chwilę przed tą poezją i muzyką. Wszak dla każdego coś miłego na tym świecie jest (śmiech).
Twórczość ojca to dziś klasyka polskiej rozrywki. Jak spogląda Pani na interpretacje różnych jego kompozycji przez innych?
Pozytywnie. Jest wielu artystów z krwi i kości, a także naprawdę świetnych odtwórców, którzy interpretują Niemena po swojemu i to jest piękne. Michał Szpak ze swoim wielkim głosem, naturalnie genialną techniką i emocjonalnością porwie tłumy, czyli odbiorców muzyki popularnej.
Artur Dutkiewicz i jego trio poda Niemena w sposób - tak charakterystyczny dla rasowych jazzmanów - zaskakujący i zmuszający do wysiłku umysłowego, co przyciągnie tylko nielicznych wrażliwców. Natalka Sikora powali radośnie swoją wolnością i naturalnością starych wyjadaczy, co z niejedną płytę tuzów rocka, psychodelii, czyli punka zdarli. Pozytywne wrażenie wywarł też na mnie Davit Chaxalyan ze swoją dość poprawną, ale solidną i urodziwą interpretacją „Dziwny jest ten świat”. Dzięki takim osobom jak on, twórczość Czesława Niemena jest słyszalna po za granicami Polski. To tylko kilka z przykładów.
Według mnie, im dziwniejsze i bardziej dzikie interpretacje Niemena, tym lepiej.
Takie rzeczy potrafią zrobić tylko wybitni artyści, np. Natalia Przybysz czy Krzysiu Zalewski. Generalnie, cieszy obecność patchworku przeróżnych artystów i ich indywidualnych przedstawień Niemena.
Co jeszcze pozostało z twórczości Pani ojca, a czego nie znamy?
Nic. Wszystko, co ojciec stworzył, ujrzało światło dzienne. Potrzeba jedynie jeszcze sporo wysiłku, by to wszystko ludziom udostępnić w dogodnej do odbioru formie, że tak powiem. Wielu malkontentom wydaje się, że wydanie tomiku wierszy, zbioru felietonów czy wreszcie oczekiwanych przez nich płyt cd, czy dvd, to bułka z masłem. Nieprawda. Pożądany efekt końcowy nie zależy tylko i wyłącznie od wdowy po nim oraz ich wspólnych dzieci. Istnieje wiele przeciwności, o których jakbym miała tutaj zacząć opowiadać, to do rana bym nie skończyła. Powiem tylko, iż robimy, co możemy, aby te wszystkie piękne twory mogły zostać na nowo wydane, skompilowane, odświeżone.
Ma Pani swój ulubiony utwór?
Nie, to niemożliwe. Wszystkie są kapitalne, cudowne i wybitne. Może… „Elegia śnieżna” z płyty „Postscriptum”?…Co prawda autorem słów jest Jan Brzechwa, więc nie jest to dzieło w pełni autorskie, ale kompozycja do tego wiersza jest tak nieznośnie i boleśnie piękna, że po namyśle, wskazałabym właśnie ten utwór.
Myśli Pani, że Czesław Niemen zasłużył na film fabularny o nim? „Sen o Warszawie” Krzysztofa Magowskiego to jest dokument…
Kwestia zasłużenia nie ma tu nic do rzeczy. Jeśli miałby on w tej materii zasłużyć na cokolwiek, to na pewno nie na szybko sklecony film, który miałby okazać się komercyjnym sukcesem, lecz na pieczołowicie i jakościowo zaplanowaną historię i metodycznie skonstruowaną fabułę, która nie przedstawiałaby historii życia taty wybiórczo i pod publiczkę. Najważniejsza jest prawda, której w dokumencie pana Magowskiego zabrakło. Zresztą zrobił on ów film poza moją mamą, młodszą siostrą i mną. Nieżyjący już niestety wybitny reżyser i scenarzysta, Krzysztof Krauze już prawie miał rozpocząć zdjęcia do filmu fabularnego o życiu mojego taty. Miał głęboko artystyczną, piękną i nie posiłkującą się wyssanymi z palca, np. tabloidowymi bzdurami, wizję. Szkoda, bo pomysły pana Krzysztofa i jego żony Joanny pasowały jak ulał do postaci, dokonań i wrażliwości Niemena.
Jest płyta z „Niemen mniej znany”. Czy teraz będzie Pani kontynuowała trasę pod tym hasłem?
Raczej nie. Mam ponad czterdzieści lat, dom, rodzinę. Jestem domatorem i jeżdżenie nawet na pojedyncze koncerty kosztuje mnie sporo psychicznie i fizycznie. Za żadne skarby świata nie postawię niżej spraw, które dla każdej, po staroświecku myślącej i czującej kobiety są najważniejsze.
Ta płyta jest swoistym zwieńczeniem licznych koncertów o tym samym tytule, które uskutecznialiśmy z kolegami przez ostatnie niespełna cztery lata.
Choć, zapewne zagramy kilka koncertów. Osobiście jednak wolę ten czas poświęcić na dokończenie mojej autorskiej, szeroko pojętej twórczości, bo nie tylko muzycznej, ale też plastycznej.