Nasze pokolenie konstruuje łaziki, może następne poleci z nimi w kosmos
Piąty przechodzi na emeryturę w maju i zwalnia miejsce szóstemu, jeszcze doskonalszemu. Być może któryś kolejny będzie miał okazję sprawdzić się w naturalnych warunkach, a nie tylko na żwirowni czy zawodach.
Pierwszy analog studenci zbudowali w 2010 roku współpracując z Uniwersytetem Mikołaja Kopernika w Toruniu i stowarzyszeniem Mars Society Polska. Nazwali go Magma. Łazik zajął trzecie miejsce w konkursie University Rover Challenge w USA. To był duży sukces jak na debiut. A potem powstała Magma 2 i ona była już pierwsza w międzynarodowych zmaganiach na pustyni w amerykańskim Utah. Studenci do czterokołowego pojazdu dodali jeszcze dwa. Drugi łazik mógł też obserwować teren z powietrza przy pomocy heksakopteru.
Później był Hyperion - całkiem nowy robot. Pierwszy, który studenci naszej politechniki zbudowali bez współpracy z innymi jednostkami badawczymi. Hyperion miał napęd na sześć kół i wbudowaną nawigację. Był dużym sukcesem, bo na zawodach Rover Challange 2013 zdobył rekordową liczbę punktów.
- Studenci ulepszali go i eksperymentowali. I to przyniosło zamierzone efekty - opowiada Maciej Rećko, były koordynator zespołu #next.
Przyszła kolej na Hyperiona 2, który okazał się kolejnym strzałem w dziesiątkę, bo powielił sukces poprzedniego.
Teraz jest RED.- Staramy się skupić na tym, co trzeba poprawić i zrobić pojazd, który sprawdzi się w każdych warunkach. Zawsze próbujemy wyeliminować niedociągnięcia na testach przed zawodami, ale wszystko wychodzi w praniu - tłumaczy Paweł Turycz, konstruktor łazika i student wydziału mechanicznego Politechniki Białostockiej.
Tak było w przypadku historycznego już modelu Hyperion 2.
- Dzień przed ważnymi zawodami chcieliśmy przetestować jego sprawność w skoku z urwiska, które miało wysokość 80 centymetrów. I chociaż pierwszy upadek przeszedł pomyślnie, drugi okazał się katastrofą - opowiada Maciej Rećko.
Ramię łazika było wygięte do tego stopnia, że uczestniczenie w zawodach wydawało się być praktycznie niemożliwe.
- Ale zawzięliśmy się i w ciągu jednej nocy naprawiliśmy analog. A to poskutkowało tym, że łazik wygrał zawody - wspomina Maciej Rećko.
Swoje łaziki studenci prezentują na zawodach, które składają się z kilku części. Prawie zawsze zajmują wysokie miejsca.
- Jako opiekun drużyny muszę przyznać, że z dumą obserwuję, jak studenci są doceniani nie tylko w województwie podlaskim, ale na całym świecie - chwali swoich podopiecznych dr inż. Justyna Tołstoj-Sienkiewicz, opiekunka koła i nauczyciel akademicki na Politechnice Białostockiej.
Zawody są międzynarodowe dlatego każdy szczegół łazika musi być dopracowany w stu procentach. Podczas prezentacji analogi są oceniane przez publiczność.
- Można powiedzieć, że ceni się tutaj umiejętności związane z marketingiem, a może nawet trochę z aktorstwem - mówi Paweł Turycz. - Jeśli zaplanowaliśmy, że na zawodach łazik wjedzie na schody a tego nie robi, osoba, która go przedstawia musi szybko zareagować i tak to zaprezentować, żeby wyglądało, że tak właśnie miało być.
Łaziki walczą też w czterech konkurencjach polowych. W czasie pierwszej sprawdza się je w przejazdach terenowych. Łaziki muszą przejechać przez bramki, pokazać sprawność podwozia i zasięg. Druga konkurencja dotyczy wyszukiwania przez łazik rozrzuconych na pustyni elementów. Robot musi je odnaleźć i przewieźć do astronauty. Trzeci element zawodów wiąże się z manipulatorem. Co to takiego?
- Manipulator to ramię odpowiedzialne za naprawy terenowe - tłumaczy Maciej Rećko. - Takie naprawy są potrzebne, żeby astronauta, który znajduje się w mało przyjaznej przestrzeni nie musiał sam podchodzić do robota. To minimalizuje niebezpieczeństwo.
Ostatnią konkurencją polową jest pobieranie przez łazik próbki w miejscu, gdzie podejrzewa się istnienie życia.
- A później bada się ją w laboratorium polowym - wyjaśnia Maciej Rećko.
Jak do tej pory żaden z łazików nie poleciał w kosmos żeby sprawdzić, co tak naprawdę potrafi.
- I żaden z nich nie poleci w takim stanie, w jakim jest konstruowany - prostuje były konstruktor.
Służą one jedynie do sprawdzania poszczególnych elementów konstrukcji. Tak naprawdę na stworzenie profesjonalnego robota potrzebne są ogromne nakłady finansowe. Ale obecny konstruktor nie traci nadziei.
- Moje pokolenie konstruuje łaziki, a następne poleci z nimi w kosmos - mówi student.
Paweł Turycz jest pewny, że to, co robi ma sens. Ale ludziom, którzy zajmują się codziennymi sprawami, konstruowanie łazików może wydać się zupełnie bezsensowne.
- Niekoniecznie, bo poszczególne części i elementy mogą być wykorzystywane w robotach, które są potrzebne na Ziemi. Wszystko zależy od pomysłu projektanta - przekonuje Maciej Rećko.
Nawet jeśli następne pokolenie nie poleci w kosmos, to studenci, którzy inwestują swój wolny czas w pracę nad łazikiem na pewno wiele się nauczą.
Można powiedzieć, że ceni się tutaj umiejętności związane z marketingiem, a może nawet trochę z aktorstwem
- Możemy patrzeć w przyszłość zawodową ze spokojem, a przynajmniej taką mam cichą nadzieję - mówi młody konstruktor.
- Wiem, że jeśli firmy poszukują ludzi nie tylko z wykształceniem, ale też z konkretnymi umiejętnościami, to chętniej zatrudnią kogoś z członków Koła Naukowego Robotyków - mówi dr inż. Justyna Tołstoj-Sienkiewicz. - Na razie jednak nie spotkałam się z sytuacją, żeby jakieś przedsiębiorstwo zadzwoniło do naszej drużyny i ogłosiło, że poszukuje pracowników. Tak kolorowo nie jest, ale oczywiście uczestnictwo w kole pomaga w odnalezieniu się na białostockim rynku pracy.
Bo to właśnie w Kole Naukowym Robotyków powstają coraz to nowsze łaziki. Zaczęło się od tego, że do dr Tołstoj-Sienkiewicz przyszedł student i przedstawił taki pomysł.
- Oczywiście zgodziłam się. Ale przekuwanie tej idei w rzeczywistość było bardzo trudne - opowiada.
I rzeczywiście jest tak, że nie konstruuje się łazików ot tak. Studenci, którzy przychodzą do drużyny są najpierw solidnie sprawdzani przez swoich kolegów.
- Przechodzimy przez okres próbny, podczas którego na przykład regenerujemy komputer starego łazika albo odświeżamy jego silnik - opowiada Paweł Turycz. - Trzeba mieć w sobie cierpliwość i samozaparcie. Nie zawsze jest łatwo.
To dlatego, że udział w takim projekcie wymaga poświęcenia swojego czasu. I doświadczenia przy tworzeniu innych konstrukcji.
- Wielu moich kolegów brało udział w takich projektach jak Photon, który w sposób kreatywny i zabawny uczy dzieci programowania - zauważa Paweł Turycz. - Działa to tak, że dziecko musi przejść na kolejne poziomy gry, a awansując odkrywa kolejne właściwości urządzenia.
On sam uczestniczył w tworzeniu tunelu dla dzieci z autyzmem.
- To już bardziej praktyczne urządzenie. Dzieci, które zmagają się z autyzmem odcinają się od świata zewnętrznego. W ciasnym tunelu, do którego wchodzą, mogą dozować sobie odczuwane bodźce za pomocą guzików. To samo może robić siedzący obok terapeuta - tłumaczy student. - Udział w takich projektach sprawia, że uczelnia wypuszcza specjalistów, których warto szukać ze świecą. Ale na pewno nie nauczylibyśmy się tego tylko na zajęciach przewidzianych w programie.
Takie dodatkowe zaangażowanie prowadzi do tego, że studenci nie tylko odnoszą sukcesy na polach ściśle technicznych, ale też innych. Dobrym przykładem jest udział białostockiej drużyny #next w serialu „Mars”, który od ostatniej niedzieli o godz. 21.30 jest emitowany na antenie National Geographic.
- To seria dokumentalno-fabularna, która opowiada o wyprawach ludzi na Czerwoną Planetę - opowiada Paweł Turycz.
Historia jest przeplatana wypowiedziami niezależnych ekspertów i naukowców. Dzięki temu serial pełni funkcję edukacyjną. Obok tego pojawia się fabuła, która opowiada o kolonizacji planety.
- Nasi studenci wystąpili już wcześniej w produkcji na Discovery Channel, ale nigdy nie brali udziału w wielu zwiastunach tak jak teraz - przyznaje dr inż. Justyna Tołstoj-Sienkiewicz. - To pokazuje, że przekuwanie swoich pomysłów w konkretne działanie i dążenie do celu procentuje.
Młody konstruktor podkreśla, że nie można spocząć na laurach. - Trzeba cały czas pracować nad swoim sukcesem - mówi.
Dzisiaj studenci wyjechali na kolejne zawody. Tym razem do Łodzi. Razem z łazikiem RED będą sprawdzać się w konkurencji prezentacyjnej. Na tych zawodach robot z dumą pożegna się ze swoją sławą i ustąpi miejsca Kretowi ¬- szóstemu łazikowi, który powstanie na Politechnice Białostockiej.