O terroryzmie oraz roli Polski w polityce międzynarodowej - rozmowa z doktorem Witoldem Sokałą z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach.
W czwartek doszło do kolejnego ataku terrorystycznego w Europie. Do przeprowadzenia krwawej akcji przyznało się tak zwane Państwo Islamskie. Tych morderców nie da się powstrzymać?
Powstrzymać - nie, ale powstrzymywać - tak. Różnymi metodami, poczynając od planowania imprez masowych w miejscach trudniejszych do zaatakowania, poprzez doskonalenie służb oraz budowę platform dla ich międzynarodowej współpracy, aż po usuwanie społeczno-ekonomicznych przyczyn radykalizmu w skali globalnej. I jeszcze jedno: nie dajmy się zwariować. Postrzeganie zagrożenia we właściwej skali, nieuleganie histerii pomoże nam żyć pomimo tego, co nieuniknione, czyli zdarzających się od czasu do czasu zamachów.
Terroryzm jest dziś jednym ze zjawisk, które kształtują sytuację polityczno-społeczną w świecie. Co jeszcze może zakłócić względny spokój międzynarodowy?
Przede wszystkim konflikty międzypaństwowe. Miejsca zapalne szczególnie ważne dla nas to Arktyka oraz Europa Wschodnia. Problem wynika z awanturniczej polityki Kremla, który nie radzi sobie z zapewnieniem Rosjanom przysłowiowego chleba, więc w zamian konsekwentnie angażuje ich w igrzyska, kosztem stabilności sąsiadów. A z drugiej strony mamy Zachód, zapatrzony w doraźne, partykularne interesy, wciąż niezdolny do właściwej reakcji.
Polski rząd deklaruje chęć aktywnego uczestnictwa w światowej polityce. Jak nam to idzie?
Źle. Aktywne uczestnictwo nie polega na pohukiwaniu na wszystkich wokół, lecz na budowaniu funkcjonalnych sojuszy. Tymczasem naszą polityką zagraniczną nieodmiennie rządzi niekompetencja oraz wewnętrzne potrzeby polityczne. Łatwo zdobywać poklask mniej wyrobionych wyborców, opowiadając bzdury na temat polityki międzynarodowej i bezpieczeństwa, ale to się mści. Mamy fatalne stosunki z partnerami unijnymi, coraz gorsze z sąsiadami, w tym na przykład z Litwą i Ukrainą, oraz miraż „Międzymorza”, którego nikt poza nami nie traktuje serio. W efekcie maleją szanse nawet na pozory partnerstwa z USA. Dla realistów z Waszyngtonu kraj o potencjale Polski, jeśli generuje wyłącznie konflikty, może być co najwyżej wasalem lub użytecznym pionkiem.
A mamy chociaż szansę wywołać u głównych graczy w Europie, czyli Niemiec i Francji, refleksję na temat potrzeby modernizacji Unii Europejskiej, na co wskazuje strona polska?
Chciałbym, bo integracja europejska to proces niezwykle ważny dla rozwoju i bezpieczeństwa na Starym Kontynencie. Tymczasem obecny kurs w Unii to prosta droga ku katastrofie. Niestety, niezdarna polityka PiS nie przyczynia się do uświadomienia tego szerokim rzeszom europejskich wyborców. Przeciwnie - wzmacnia tendencje do zamykania się w starej skorupie, budowania „Unii wielu prędkości” czy nawet powrotu do integracyjnego rdzenia. W obliczu Brexitu, który bardzo osłabi proreformacyjny potencjał UE, pozostaje nam trzymać kciuki za modernizacyjne plany prezydenta Macrona oraz otrzeźwienie niemieckich chadeków.
Na koniec krajowe podwórko. Czym zakończy się spór na linii PiS - Andrzej Duda w zakresie reformy systemu sądownictwa?
Mam nadzieję, że pakietem ustaw naprawdę reformujących wymiar sprawiedliwości, a nie tylko zwiększających osobistą władzę ministra Ziobry. Ale ten konflikt ma szersze znaczenie. Uważam go za element budowy umiarkowanej frakcji w PiS, która z czasem mogłaby skorygować szkodliwą politykę radykałów. Trzymam kciuki za ten scenariusz, zwłaszcza gdyby równocześnie po stronie opozycji pojawiła się atrakcyjna programowa alternatywa. To służyłoby wyjściu polskiej polityki z bagna, w które wpadła.