Nasz bohater! W Anglii uratował z płonącego domu trzy osoby
To było późną nocą na początku maja. Tłum gapiów patrzył na płomienie, które opanowały jeden z domów niedaleko Morillon Road w dzielnicy Irlam. Tylko Piotr Baranowski rzucił się na pomoc. Wyprowadził z pożaru małżeństwo 50-latków i ich córkę. Wczoraj w rodzinnym Karlinie za bohaterski czyn odebrał nagrody, gratulacje i podziękowania.
To było późną nocą na początku maja. Tłum gapiów patrzył na płomienie, które opanowały jeden z domów niedaleko Morillon Road w dzielnicy Irlam. Tylko Piotr Baranowski rzucił się na pomoc. Wyprowadził z pożaru małżeństwo 50-latków i ich córkę. Wczoraj w rodzinnym Karlinie za bohaterski czyn odebrał nagrody, gratulacje i podziękowania.
To była bardzo wzruszająca chwila. Wczoraj niejedna łza zakręciła się w oku pani Moniki, żony 42-letniego Piotra Baranowskiego. Dumne z taty były dzieci. Rodzina przyjechała do rodzinnego miasta z Manchesteru, gdzie mieszka od niemal czterech lat. Wizyta byłą okazją do spotkania ze strażakami i władzami gminy, bo tak naprawdę, wszyscy mieszkańcy są dumni ze swojego bohatera - bohatera z Karlina. Podobnie zresztą, jak i Polonia na Wyspach.
O wydarzeniach z majowej nocy pisaliśmy już na łamach „Głosu”. - To był zwykły dzień. Wróciłem z pracy, wieczór spędziłem w domu i już miałem się kłaść spać, ale przez okno zobaczyłem ogień w sąsiednim budynku. Założyłem tylko polar i adidasy i wybiegłem z domu - relacjonuje Piotr Baranowski.
Przed płonącym piętrowym budynkiem był tłum gapiów. Patrzyli na dramat z założonymi rękami. Z budynku słychać było głosy. - Adrenalina zadziałała. Miałem problem z wybiciem drzwi. Krzyczałem, by ktoś mi pomógł. Nikt na to nie zareagował. Przeskoczyłem więc przez płot i złapałem za leżącą tam beczkę z wodą do kwiatów. Zacząłem gasić ogień - opisuje strażak z Karlina.
Sparaliżowana strachem rodzina bała się opuścić mieszkanie. Pan Piotr wyciągnął z pożaru 50-letniego mężczyznę. Za nim po ratunek przyszły jego żona i córka. - Chwilę potem przyjechali strażacy. Wybili już drzwi. Weszli do środka. Pomagałem im rozwijać węże, bo mieli z tym problem - opisuje Piotr Baranowski.
Pomógł strażakom, wrócił do domu i opowiedział o wszystkim żonie. Pani Monika była trochę zła na męża, że... nie obudził jej wcześniej. Służyła w ochotniczej Straży Pożarnej razem z nim i akurat ona by mu pomogła.
Skromny 42-latek nie czuje się bohaterem, bo - jak wyjaśnia - zrobił to, co należało zrobić w takiej sytuacji. Innego zdania są wszyscy, którzy gratulowali mu odwagi. Kazimierz Wójcik, komendant karlińskiej OSP, przekazał Piotrowi Baranowskiemu słowa uznania i dyplom podpisany przez Waldemara Pawlaka, prezesa Zarządu Głównego OSP RP. - Za wyjątkową odwagę, za niezawodność w najtrudniejszych momentach w obliczu niebezpieczeństwa, za okazaną nadzieję i pomoc tym, którzy na nią czekali. Uratowanie życia trzyosobowej rodziny z Manchesteru było wyrazem najwyższego bohaterstwa i poświęcenia - odczytał.
- Zawsze cieszę się z sukcesów karliniaków. Ty dokonałeś wielkiego czynu - podkreślił burmistrz Waldemar Miśko. - Znam cię od lat i wiem, że zaraz powiesz, że to „normalka”, ale to był bohaterski czyn. Cała społeczność naszej gminy, ze mną na czele - jest z ciebie dumna! Jesteśmy dumni, że z karlińskiej OSP „wyrosłeś”, a służba, którą tu rozpocząłeś jest głęboko w twoim sercu. Bardzo mocno to pokazałeś.
Piotr Baranowski to ojciec trojga dzieci w wieku 4, 17 i 20 lat. W rodzinie strażackie tradycje i ideały przekazywane są od pokoleń. Syn pana Piotra zdradził, że idzie w ślady ojca - w Manchesterze uczy się w szkole o profilu strażackim. To doskonała wiadomość dla sąsiadów rodziny!