Kiedyś była to Nowodworska 42a na bydgoskim Szwederowie. Tu babcia Wiesława Woźniaka kupiła mały domek. Po latach wnuk zamieszkał w bloku, który stanął w ogrodzie babci.
Wiesław Woźniak jest szwederowiakiem, dzieciństwo spędził na Nowodworskiej, uczył się w szkole, w której dziś mieści się II LO im. Mikołaja Kopernika. Później krótko tam pracował. W domu zachowały się stare zdjęcia rodzinne, ale i jego z czasów nauki najpierw w podstawówce, później w liceum.
Z Woźniaka - Woźny
Korzenie rodziny Woźniaków to Pałuki, okolice Żnina. Michał Woźniak urodził się w Słębowie, 14 września 1884 roku. - Rodzeństwo i krewniacy dziadka Michała nazywają się Woźniak, natomiast jemu Niemcy zmienili nazwisko na Woźny - opowiada Wiesław Woźniak. - Prawdopodobnie stało się to w czasie służby w pruskiej armii podczas I wojny światowej. Moi bracia i ja urodziliśmy się jako Woźny. Dopiero po latach wróciłem do prawidłowego nazwiska.
Michał pracował przy kościele w Cerekwicy. Gdy ksiądz z Cerekwicy przeniósł się do Sienna koło Dobrcza - zabrał z sobą Michała. Michał w Siennie poznał Helenę Radke (ur. 1887 r.). Tam się pobrali w 1906 roku. Mieli 4 synów i córkę. Jednym z nich był Czesław (ur. 1917 r.) ojciec Wiesława.
Dziadkowie Woźny przenieśli się do Bydgoszczy, kupili dom przy ul. Poniatowskiego. Czesiu jako ministrant służył do mszy św. w nowym kościele na Bielawach, czyli w bazylice. Po latach zamieszkali na ul. Nowodworskiej, na Szwederowie. Obok mieszkała Pelagia Ciekanowska z rodziną.
Michał zmarł jesienią 1956 r. jego żona Helena - w 1959. Oboje pochowani są na cmentarzu przy ul. Kossaka.
Ich syn Czesław w l. 30 uczył się u niemieckiego dentysty jako protetyk. To uratowało mu później życie.
Przez emigrację do Bydgoszczy
Na Szwederowo los przywiódł też babcię pana Wiesława ze strony mamy - Pelagię Ciekanowską.
Pelagia z domu Owczarczak (ur. 1889, zm. 1951 r.), pochodziła z Wielkopolski, urodziła się w Maciejewie, pow. Kościan. Wyszła za mąż za Genderkę, wyjechali do Westfalii. Mieszkali w Herne, niedaleko Bochum. Tam urodziło się pięcioro ich dzieci.
Genderka pracował w kopalni. Zmarł na emigracji, prawdopodobnie około 1914-1915 roku.
Pelagia wkrótce po tym przyjechała do Bydgoszczy, kupiła mały domek przy ul. Bielickiej. W tym miejscu biegnie dziś ulica Solskiego.
Później Pelagia ponownie wyszła za mąż, za Ciekanowskiego, prawdopodobnie w 1919 lub 1920 r., który pochodził spod Kraśnika. Z nim miała jeszcze troje dzieci: dwie córki: Pelagię (dostała imie po swojej matce) i Bogumiłę oraz syna. Pelagia (ur. w 1924 r.) to mama Wiesława Woźniaka.
Wcześniej wdowa Genderka kupiła mały domek przy ul. Nowodworskiej 42a - vis a vis piekarni i cukierni Chmielewskich. Dziś po tym domku nie ma śladu, a i numery się zmieniły.
- To był mały domek w podwórku, z przodu był sklepik państwa Kwiatkowskich. Ciekawostką jest, że w pobliżu, tam, gdzie teraz jest zespół szkół katolickich, była też piekarnia, ale prowadzona przez Niemca. Babcia wysyłała swoje dzieci po chleb do Chmielewskiego, bo popierała Polaków. Ale dzieci, jak to dzieci, szły do Niemca, bo do chleba dawał jeszcze sznekę dla każdego - wspomina rodzinne opowieści Woźniak.
Franz Gajewski
W podwórzu domu, w którym mieściła się piekarnia, mieszkali Gajewscy: Teodor (rzeźbiarz) i jego brat Franciszek, który był malarzem. Franciszka, na którego mówiono Franc, pan Wiesław pamięta. Pamięta, że przez kilka powojennych lat rodzice opiekowali się malarzem. - Do szkoły chodziłem, gdy mama robiła paczki i kazała zanosić Franciszkowi. Był biedny, malował, ale nie chciał sprzedawać swoich obrazów. Wiele później zniszczył. Ojciec wypożyczył mu radio, zegarek. Był bardzo zadowolony, że go odwiedzaliśmy, bo był samotny.
Z krzyżem na plecach
Rodzice Wiesława Woźniaka Pelagia i Czesław mieszkali więc po sąsiedzku na Nowodworskiej. Wcześnie przypadli sobie do gustu. Już w 1934 lub 1935 r. leikowiec uchwycił ich na Mostowej.
Pobrali się w styczniu 1941 roku. Ślub w kościele na Szwederowie brały wtedy równocześnie obie siostry Ciekanowskie.
- To był krótko po tym, jak tatę Niemcy wypuścili z Wałów Jagiellońskich - opowiada Wiesław Woźniak.
I teraz musimy cofnąć się do początków września 1939 r.
Na ulicy Nowodworskiej, niedaleko ulicy Terasy leżał pobity Niemiec. - Ojciec wziął chyba Kwiatkowskiego z naszego podwórka i zanieśli rannego do punktu opatrunkowego - opowiada pan Wiesław. - Natomiast Niemiec z domu, w którym mieszkali Gajewscy doniósł na ojca, jakoby to on pobił tego rannego. Niemcy ojca aresztowali. Jest takie zdjęcie zrobione przez Włodzimierza Kałdowskiego we wrześniu 1939 r., które pokazuje grupę Polaków idących Gdańską w stronę koszar na Artyleryjskiej. Widać tam mojego ojca, jest drugi z lewej strony. Ojciec miał już na plecach zrobiony krzyż, co oznaczało, że ma być rozstrzelany.
W koszarach znalazł Czesława jego niemiecki pracodawca. I wybronił. Powiedział, że ręczy za pana Woźnego.
Czesław Woźniak (wtedy nazywał się Woźny) trafił do więzienia na Wałach Jagiellońskich. Tam siedział do jesieni 1940 r. Miał szczęście, bo jego sprawą zajmował się sędzia z Gdańska, który nie dał wiary oskarżeniu Niemca, wykazał jego absurdalność. Czesław wyszedł w październiku 1940 r. Jego syn jak relikwię do dziś przechowuje kosteczkę mydła RIF z więzienia.
Do matury w tej samej szkole
Syn Pelagii i Czesława, Wiesław urodził się w 1947 roku, w domu przy ul. Nowodworskiej. Gdy skończył 6 lat poszedł do szkoły po sąsiedzku, która wtedy nazywała się Szkołą Ogólnokształcącą stopnia podstawowego i licealnego nr 3. Gdy ją skończył w 1960 r. - uczył się w tym samym gmachu, ale już w II LO im. Mikołaja Kopernika, na które właśnie wtedy szkołę przemianowano. Tu w 1964 r. zdał maturę. I wrócił po studiach jako nauczyciel chemii. Zmienił później pracę, ale jego żona Weronika w II LO pracował ponad 40 lat.
Po latach państwo Woźniakowie zamieszkali w jednym z bloków, które stanęły w miejsce wyburzonych domków, ogrodów pryz ul. Nowodworskiej. Mieszkają w babcinym ogrodzie.
Wróćmy jeszcze do przodków. Czesław po wojnie otworzył na ul. Nowodworskiej firmę protetyczną, zatrudniał kilkanaście osób. Cieszył się renomą. Później wyprowadził się na osiedle Leśne. Zmarł w 1965 roku.
Jego żona dożyła sędziwego wieku, odeszła w ubiegłym roku. Są pochowani na cmentarzu przy ul. Kossaka.