"Nasi podopieczni mają wielkie pragnienie bycia podczas świąt z bliskimi"
Trafiają do nas osoby, wymagające usług opiekuńczych, które nie mogą przebywać dłużej w szpitalu. I wówczas dzieje się coś, co trudno zrozumieć- tylko niewielka grupa rodzin utrzymuje kontakt z osobą umieszczoną w takiej placówce. Na ogół całymi miesiącami nikt się nie pojawia. Także na święta - mówi Beatą Pawlik, prezes Stowarzyszenia Edukatorów i Terapeutów Zaczarowani, prowadzącego schronisko z usługami opiekuńczymi w Koleczkowie
W jednym z gdańskich szpitali słyszałam o pacjentach podrzucanych na święta. Stosuje się patent na odwodnienie, nie dając starszej osobie pić przez kilka dni, a potem wiezie się ją na izbę przyjęć. Szokuje to panią?
Słyszałam o tym zjawisku, świadczy ono generalnie o podejściu do ludzi starszych, wymagających stałej opieki. Warunki życia tak się skomplikowały, że ci, którzy mają pracę, nie chcą stracić jej na rzecz przewlekle chorego z rodziny . Wówczas zaczyna się poszukiwanie miejsca, gdzie względnie tanio można umieścić kogoś z bliskich. Trafiają do nas osoby wymagające usług opiekuńczych, które nie mogą przebywać dłużej w szpitalu. I wówczas dzieje się coś, co trudno zrozumieć- tylko niewielka grupa rodzin utrzymuje kontakt z osobą umieszczoną w takiej placówce. Na ogół całymi miesiącami nikt się nie pojawia. Także na święta.
Ilu gości zapowiada się u was na Boże Narodzenie?
Właśnie ustalałyśmy z koleżanką menu świąteczne. Pytała, ile ma być dodatkowych porcji dla gości. Odparłam, że na około trzydziestu osób, przebywających w naszej placówce, do dwóch, góra czterech ktoś przyjdzie. Nawet rodziny mieszkające blisko się nie zjawią. Ktoś ostatnio deklarował, że pojawi się dopiero po świętach, bo za daleko mieszka. Spytałam: gdzie? Odpowiedź brzmiała: w Gdańsku.
Chodziło o wizytę bardzo bliskiego krewnego?
Tak, dziecka u rodzica. Rodzina tłumaczyła, że jest zajęta, nie ma czasu. Takich przypadków jest więcej. U jednej z pań dzieci pojawiają się tylko wtedy, gdy muszą wypełnić zobowiązania wobec sądu. Inną panią rodzina zainteresowała się dopiero wtedy, gdy postanowiła wystąpić z wnioskiem o jej ubezwłasnowolnienie. Po wykonaniu czynności prawnych wizyty ustały. Do pana Zbyszka, który trafił do nas na przełomie sierpnia i września, żona jeszcze ani razu nie przyszła. Pani Teresa, przebywająca drugi rok pod naszą opieką ma syna, mieszkającego na Przymorzu. Też nie był ani razu u matki. W trudniejszej stuacji są dorosłe dzieci, mieszkające za granicą. Z drugiej strony z Niemiec też można dojechać, a syna jednej z pań, która nam się nam pochorowała, od 1,5 roku nie widziałam. Trafiła do nas w trybie awaryjnym 23-letnia dziewczyna z porażeniem mózgowym. Matka odebrała sobie życie, ojciec nadużywa alkoholu. Dopiero po interwencjach jeden raz do niej przyjechał. Teraz zaprosił ją na Wigilię, dopytując, czy przywiezie pieniądze z renty. Dziewczyna spędzi święta z nami.
Będzie świątecznie, ale nie wiem, czy będzie wesoło. Nasi podopieczni mają wielkie pragnienie bycia u siebie, z bliskimi i żaden substytut tego nie zastąpi
Bardzo smutne jest to, co pani mówi.
Dla mnie to nie jest smutne, tylko poruszające. To są ludzie, nie przedmioty. Czują więź z bliskimi, mają oczekiwania, nadzieje. Spotyka ich głębokie rozczarowanie. Przykre, że w tym wszystkim nawet ksiądz proboszcz powiedział nam ostatnio, że do końca roku nikt z posługą duchową do nich nie przyjdzie, bo nie ma czasu. A są to ludzie starzy, których życie dogasa i ta potrzeba duchowa u nich jest. Tak więc na święta pozostaniemy bez księdza.
To jak spędzicie te święta?
Przygotujemy potrawy wigilijne, będziemy śpiewać kolędy. W Wigilię pracuję do godziny 18, w pierwszy i drugi dzień świąt cały dzień. Kosztem mojej rodziny, ale bez wsparcia miasta Gdańska nie możemy zatrudnić więcej personelu. Zakupiłam już skrzydła anielskie, aureolkę, rogi renifera Rudolfa, by ten element swiąteczny także u nas się pojawił.
Można życzyć wam wesołych świąt?
Będzie świątecznie, ale nie wiem, czy będzie wesoło. Nasi podopieczni mają wielkie pragnienie bycia u siebie, z bliskimi i żaden substytut tego nie zastąpi. W osobistych relacjach nie jesteśmy w stanie dać im tej bliskości, ciepła, jaką daje rodzina. Podopiecznych jest za dużo, nas za mało. Boli mnie to.