Drobny diler zarabia kilkaset złotych miesięcznie. Jego dostawca – kilka tysięcy. U dystrybutorów regionalnych policja znajduje po kilka kilogramów narkotyków, wartych kilkaset tysięcy złotych.
Koks, koksik, kokosy, ewentualnie koko–dżambo. To kokaina. Karton to tabletki LSD. Na marihuanę mówili – komedia, brokuły, bakłażan, albo po prostu „jaranie”. Amfa brzmiała jeszcze bardziej swojsko - „pasta do zębów”.
Jeden gram towaru to bułka, kilogram to „calak”. Nyska grupa handlarzy narkotyków, która właśnie idzie do więzienia, nie była specjalnie twórcza w wymyślaniu kryptonimów. Nieskomplikowane nazwy były jednak przydatne w kontaktach z klientami.
Do czasu aż jakiś „mistrz drugiego planu”, słuchając przeciągających się negocjacji kolegi w sprawie zakupu kokosów, nie wytrzymał i powiedział: No to kupujesz wreszcie tę kokainę, czy nie? I wszystko nagrało się na policyjny rejestrator.
Rodzinny interes
Eugeniusz M. z Nysy właściwie może już iść na emeryturę, lecz zamiast tego spędzi w więzieniu 2,5 roku. Po wyroku sądu rejonowego powinien siedzieć jeszcze rok dłużej, ale w apelacji Sąd Okręgowy w Opolu doszukał się okoliczności łagodzących i obniżył karę.
Co do winy Eugeniusza M. sąd okręgowy i rejonowy nie miały jednak wątpliwości. Mężczyzna straci też 57 tysięcy złotych, zabezpieczonych w śledztwie przez policję. Sąd uznał, że to dochód z narkotykowego procederu. Zapłaci też wysoką grzywnę i nawiązkę na cel społeczny. Tyle samo czasu spędzi za kratami syn Eugeniusza - Jarosław M. (jemu przepadnie aż 111 tysięcy złotych zarobione na handlu narkotyków).
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień