Naprawmy sobie Park Śląski. Ta wyjątkowa oaza zieleni nas potrzebuje, a my jej
Emilia Bielak idzie z Siemianowic Śląskich do Parku Śląskiego na piechotę, pokonując za każdym razem kilka kilometrów. Dla niej to normalne. Ma dziś 82 lata, ale jak była licealistką, tak samo pieszo przychodziła tu z całą klasą, by sadzić drzewka.
Proszę się nie dziwić, moje pokolenie jest przyzwyczajone do społecznej pracy - wyjaśnia. - Dziś z dumą mówię moim wnukom, że mam swój udział w tym pięknym miejscu.
Emilia Bielak nie przestaje się zachwycać pomysłem byłego wojewody śląskiego Jerzego Ziętka, który zainicjował budowę Parku Śląskiego w 1950 roku i zapewnia, że będzie walczyła o jego pamięć. - Pewnie, że nie był ideałem, bo kto nim jest, ale to, że mamy taki park, niewątpliwie jest jego zasługą - dodaje. Już setki kilometrów pokonała przychodząc tu na spacery ze swoimi dziećmi z Siemianowic Śląskich. Teraz jej wnuki przejeżdżają parkowe ścieżki rowerowe. Regularnie uprawiała nordic walking, ale po upadku musi nieco oszczędzać siły. - Proszę spojrzeć, jakie nierówne są płyty chodnikowe, dla starszych ludzi to duży problem - mówi Emilia Bielak. Nie ma zbyt wielkich oczekiwań od kierownictwa parku, ale chciałaby, żeby więcej troski włożono w remont ścieżek, z myślą właśnie o spacerujących seniorach.
Park Śląski wbija się klinem pomiędzy Katowice, Chorzów i Siemianowice Śląskie. Gdy powstawał na hałdach i nieużytkach, z całego regionu ludzie zjeżdżali tu do pracy. Porywał ich entuzjazm Jerzego Ziętka, choć nikt wówczas nie był w stanie sobie wyobrazić, jaki będzie efekt końcowy.
Spotkajmy się przy Kapeluszu
W 1953 roku Janusz Grohman też przyjeżdżał tu z Zabrza sadzić drzewka, jak cała jego klasa z III Liceum Ogólnokształcącego. Pracowali w rejonie obecnej Alei Głównej, po jej prawej stronie, która biegnie od Kanału Regatowego w stronę Planetarium.
- Dyrekcja budowy parku mieściła się wówczas w wieżowcu przy ulicy Żwirki i Wigury w Katowicach, gdzie dostawaliśmy bezpłatne bilety - przypomina. - Osoby pracujące społecznie korzystały z darmowego przejazdu. Wsiadaliśmy w tramwaj „czwórkę”, który kursował z Gliwic do Katowic, pełni przekonania, że uczestniczymy w czymś naprawdę ważnym.
W 2011 roku Janusz Grohman przeczytał anons w gazecie, że park zaprasza seniorów na różne zajęcia. Miejsce spotkania - Kapelusz. Ta awangardowa budowla znanej spółki autorskiej: architekta Jerzego Gottfrieda i konstruktora Włodzimierza Feiferka, zrealizowana w roku 1968, zawsze go fascynowała. Kształt zbliżony jest do damskiego kapelusza, stąd nazwa tej hali wystawowej. To tutaj zawsze odbywały się bodaj najpiękniejsze w Polsce wystawy kwiatów. Dziś są tylko na wolnym powietrzu, bo od pięciu lat Kapelusz jest nieczynny. Metalowe elementy dachu wymagają poważnego remontu.
- To jest obiekt zabytkowy, więc mam nadzieję, że zostanie wyremontowany i przetrwa dla następnych pokoleń, trzeba o niego zawalczyć. Właśnie pod tym charakterystycznym obiektem ludzie wyznaczają sobie miejsce spotkania w parku - wyjaśnia Janusz Grohman.
Poszedł na to umówione spotkanie pod Kapeluszem w 2011 roku i dziś jest jednym z najaktywniejszych członków Parkowej Akademii Wolontariatu. W każdy wtorek o godzinie 13.15 zabiera wszystkich chętnych na godzinny spacer z kijami po parku. Ruszają spod Bratka, niewielkiego żółtego budynku koło ścianek płaczu. Po drodze opowiada historię tej wyjątkowej enklawy zieleni.
Potrzebne jest kąpielisko
Pod budowę parku przeznaczono 620 ha gruntów nienadających się pod budownictwo mieszkaniowe. W zdecydowanej większości, jakieś 75 procent, były to pokopalniane hałdy, wysypiska, biedaszyby, a pozostałe grunty to łąki i pola. Trudne zadanie zaadaptowania tego zdegradowanego ekologicznie terenu powierzono zespołowi architektów pod kierunkiem profesora Władysława Niemirskiego ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, wiślanina z urodzenia.
Park został podzielony wzdłuż osi wschód - zachód na dwie strefy: silnego zainwestowania i dzikiej przyrody. Najwięcej budowli powstało wzdłuż przylegającej drogi z Katowic do Chorzowa, w tym Wesołe Miasteczko, zoo, Stadion Śląski, skansen, kręgi taneczne. Druga strefa, odsunięta od głównych tras komunikacyjnych i hałasu, jest miejscem cichego wypoczynku, rajem dla ptaków i dzikiej zwierzyny.
Z niezwykłą fantazją wykorzystano naturalne ukształtowanie terenu; w miejscach najbardziej obniżonych powstał system połączonych ze sobą zbiorników wodnych, w tym Kanał Regatowy i Przystań. Na najwyższym wzniesieniu usytuowano Planetarium Śląskie.
Kompleks basenów kąpielowych zlokalizowano na stoku o maksymalnym nasłonecznieniu i rozległych widokach. Ale kultowa „Fala” znowu zamarła, jest zamknięta od czterech lat. Bardzo brakuje tego miejsca.
- Są propozycje, żeby kąpielisko zbudować na terenie dawnego ogrodnictwa, od strony ulicy Siemianowickiej, bo tamto miejsce jest lepiej skomunikowane ze śląską aglomeracją i można tam dojechać autem, zbudować parkingi - mówi Janusz Grohman. - Projektanci usytuowali „Falę” w zielonym zagajniku i uważam, że kąpielisko powinno zostać na swoim miejscu.
Kiedyś Park Śląski był dobrze funkcjonującym przedsiębiorstwem ogrodniczym, ze swoją szkołą zawodową ogrodniczą, która kształciła przyszłych pracowników parkowej zieleni. Zakładano tu szkółki drzewek, inspekty. Stąd pochodziły sadzonki kwiatów, które potem rosły na parkowych klombach. Po tamtej szkole, tamtej produkcji zostały głównie zgliszcza. Co dalej z tym terenem? Ciągle nie wiadomo.
Brakuje ławek w Rosarium
Miejscem najbardziej ukwieconym i osobliwym jest niewątpliwie Rosarium, które udaje się zachować w pierwotnym kształcie. Z inicjatywą utworzenia w parku tego gigantycznego kwietnika wyszło w 1964 roku Polskie Towarzystwo Miłośników Róż. Ekspozycja, zajmująca siedem hektarów, przypomina plaster miodu; na skarpie, w sześciobocznych gazonach rosną różne gatunki róż. Trzy lata temu Parkowa Akademia Wolontariatu wysadziła dużą ich grządkę. Już pięknie kwitną.
Ryszard Świerczyński ze Świętochłowic często odwiedza właśnie Rosarium, bo w soboty o godzinie 9.00 jest tam śniadanie na trawie. Korzysta także z zajęć jogi, pilatesu. Lubi poćwiczyć. - Brakuje mi w tym miejscu tylko większej liczby ławek, bo w ciepłe dni nie ma gdzie usiąść - mówi.
Na „Skałkę” w swoich Świętochłowicach ma bliżej, ale woli jechać do Parku Śląskiego, bo tu więcej atrakcji i wiele gratisowych zajęć. Wsiada na rower i po siedmiu kilometrach spokojnej jazdy jest na miejscu. W sezonie właściwie przyjeżdża tutaj codziennie. Rowerem objedzie ulubione zakątki, w sumie pokona z 20 km parkowych ścieżek rowerowych. Wiodą również przez tę „dziką” część mocno zalesionego parku, gdzie nawet w największe upały odczuwa się lekki chłodek, a przez całą drogę towarzyszy świergot ptaków. Czasem czmychnie jakiś zając.
Na miejsce postoju niemal zawsze wyznacza staw Hutnik, bo to oaza spokoju. Tutaj posiedzi na ławeczce, poobserwuje kaczki, łabędzie. Zbudowano nawet specjalne stanowisko do obserwacji dzikiego ptactwa pochowanego w szuwarach. Podejrzeć tu można: mewy, perkozy, sroki, cyranki, raniuszki.
- Rowerzyści nie mają powodów do narzekania - twierdzi kategorycznie 60-letni Ryszard Świerczyński. - Musimy tylko pilnować, by tego dzikiego parku nie ruszali deweloperzy. Jak się jeden ośmieli, a my odpuścimy, to w kolejnych latach znajdą się następni chętni, by tu budować domy. Park Śląski widziałbym w stylu Central Parku w Nowym Jorku, który jest nie do ruszenia.
Inwestorzy od dawna wykazują zainteresowanie gruntami na obrzeżach parku od ulicy Wschodniej.
Natomiast podzielone są opinie na temat pięciu altanek grillowych, które kilka lat temu stanęły w parku dzięki browarowi tyskiemu. Dwie, w okolicach Rosarium, nie są dostępne dla miłośników kiełbasek na świeżym powietrzu. - Uznano kilka lat temu, że za bardzo zasmradzają powietrze i w tych dwóch wydano zakaz wzniecania ognia - mówi Janusz Grohman.
Dwie kolejne altanki grillowe są przy ośrodku harcerskim, a piąta obok Kapelusza. W nich można grillować. Ryszard Świerczyński widzi problem nie w zapachach.
- Kto za tymi biesiadnikami nadąży sprzątać? - pyta.
Darmowe zajęcia
Adela Parypa przyjechała do Katowic z Lubelszczyzny sześć lat temu i dopiero wtedy poznała Park Śląski.
- W wielu miastach są parki, ale nigdzie nie widziałam tak wielkiego, z tyloma budowlami i pięknymi zakątkami, a nawet z lądowiskiem dla helikopterów - nie kryje zachwytu. Nie odpuszcza żadnych zajęć gimnastycznych dla seniorów: jogi, pilatesu, fitness, tai-chi. Chodzi intensywnie z kijkami, jeździ na rowerze, ale nie tylko tak relaksowo po parkowych ścieżkach. Z klubem turystyki rowerowej Wagabunda pokonuje trasy po 100 kilometrów i więcej. Na przekór swojemu wiekowi, a ma 76 lat. - Cała tajemnica jest w wygodnym siodełku - zdradza.
Adela Parypa też najczęściej bywa w Rosarium, bo to tutaj na świeżym powietrzu jest dużo darmowych zajęć gimnastycznych. Dziwi się, że tak mało zgłasza się na nie osób. A można także wysłuchać ciekawych wykładów o ochronie przyrody, o dietach.
Przed Rosarium, w rejonie Ogrodu Japońskiego, są koncerty w każdą niedzielę od 16.00 pod ogólnym hasłem: Muzyczny Bukiet Róż. Wstęp wolny. W najbliższą niedzielę z pieśniami i piosenkami dla Niepodległej wystąpi TangoStan Quintet.
- Jeśli mi czegoś brakuje w Rosarium, prócz większej liczby ławek, to choć małej sadzawki, w której w upalne lato można by nogi zamoczyć. Albo spryskać się wodą z jakiejś pompy - mówi.
Z brakiem ławek można by sobie jakoś poradzić, sięgając po praktykowany na świecie pomysł. Darczyńcy mogliby wykupować standardowo opracowany kształt ławek, na których umieszczaliby własne dedykacje. - Już jest kilka takich ławek z dedykacjami, więc pewnie byliby następni chętni - dodaje Janusz Grohman.
Z wodą jest kiepsko w całym parku, bo obniżył się poziom wód gruntowych. Pięknie wyremontowana przez tyski browar fontanna Ślimak stoi nieczynna. Gdy park sukcesywnie otwierał podwoje, działały w nim dziesiątki fontann. Wiele z nich zostało rozkradzionych, inne wyschły.
Tryska wodą ta, która jest wewnątrz pobliskiego Cichego Zakątka, zatopionego w zieleni. Adela Parypa nazywa to miejsce Zakątkiem Zakochanych i najbardziej się nim zachwyca. Lubi przysiąść w pobliżu szuwar, oczka wodnego, wielu kwiatów. Po drugiej stronie jest jeszcze Byliniarnia. - Tutaj bym nic nie zmieniała - dodaje.
Dlaczego w sumie mało osób korzysta z tak bogatej, darmowej oferty dla seniorów? W Gołębniku są dla nich także bezpłatne zajęcia fitness oraz nauka języków obcych: angielskiego, rosyjskiego. Są warsztaty komputerowe, zajęcia z rękodzieła artystycznego.
- Trzeba się przemóc, wyjść z domu, czekamy tu na wszystkich z otwartymi ramionami - zachęca Adela Parypa.
Parkowa Akademia Wolontariatu to luźno ze sobą związana grupa aktywnych ludzi, którzy swoje umiejętności i swoje zainteresowania chcą dzielić z innymi. Pomagają w organizacji imprez w parku, troszczą się o siebie nawzajem. Siedziba akademii mieści się w Bratku przy Alei Głównej (telefon kontaktowy: 666 031 514, mail: fundacja@parkslaski.pl).
Park ma na co dzień, niestety, znaczenie lokalne. Służy przede wszystkim mieszkańcom okolicznych osiedli. Animatorzy czasu wolnego powinni skierować ofertę również do dalszych miast regionu.
Więcej kwiatów
Pierwotnie nazwano to miejsce Wojewódzkim Parkiem Kultury i Wypoczynku. Po tym, jak w 2008 roku przejął go od Skarbu Państwa samorząd wojewódzki, zmieniono także nazwę na Park Śląski.
Do dziś jest modelowym, najlepszym w regionie, przykładem udanej rekultywacji zdegradowanego przez przemysł środowiska. W pierwszych latach jego budowy wysadzono tu ponad 3,5 mln drzew i krzewów. Ich dobór nie był przypadkowy - sadzono głównie topole, wierzby, brzozy, czeremchy, bzy czarne, które odznaczają się odpornością na zanieczyszczenia przemysłowe i stosunkowo szybko rosną. Celem tych nasadzeń było wytworzenie optymalnego mikroklimatu dla później dosadzonych, wrażliwszych gatunków, takich jak: lipy, dęby, buki, klony, drzewa iglaste. Ten drzewostan wymaga stałej pielęgnacji.
- Gdy raz spacerowałam z kijami w czasie wichury, za mną upadło drzewo - przypomina Emilia Bielak z Siemianowic Śląskich. - Ludzie narzekają, że w parku niepotrzebnie wycina się drzewa, a to jest czasem konieczne. Trzeba to tylko robić umiejętnie i pod kontrolą.
Zarosły atrakcyjne kiedyś miejsca, zbudowane z fantazją, na romantyczne spacery, jak Alpinarium, Świątynia Petrycha. Park Śląski jest ciągle na miarę naszych możliwości, a nie ambicji, daleki od takiego, jaki oglądali go mieszkańcy w latach 70. Co gorsze, jak podkreślają jego najdawniejsi bywalcy, park stracił na wesołości, spontanicznej zabawie. Ludzie mijają się samotnie i obojętnie. Parkowa Akademia Wolontariatu próbuje to zmienić.