Napad w łazience - opowieści kryminalne
Byłem ciekaw, co go do mnie sprowadza. Z Jeffem Rossem nie widzieliśmy się od dobrych 15, a może nawet i więcej lat. Chodziliśmy razem do szkoły, ale potem nasze drogi się rozeszły - ja poszedłem na prawo, on zainteresował się marketingiem i hotelarstwem. I nagle ten telefon… - Wiesz, wolałbym o tym nie rozmawiać przez telefon - zawahał się Jeff. - Może skoczylibyśmy gdzieś na piwo i pogadali? - OK, może pod koniec tygodnia? Zapadła chwila ciszy. - Powiem szczerze - sprawa jest dla mnie bardzo pilna, bardzo chciałbym pogadać z tobą jak najprędzej, może nawet teraz.
Zastanowiłem się krótką chwilę. - Dobrze, umówmy się za dwie godziny w pubie „Famous 3 Kings”. Wiesz, gdzie to jest?
- Jasne, na North End Road w Fulham.
- No to do zobaczenia.
Poznaliśmy się bez trudu, choć od ostatniego spotkania Jeffowi przybyło kilka kilogramów. Ciekawe, czy on o mnie pomyślał to samo…
- No to teraz gadaj o co chodzi - powiedziałem, kiedy już wymieniliśmy uwagi na temat tego, co robiliśmy od czasu ostatniego spotkania.
Jeff Ross nabrał powietrza. - Czy mówi ci coś nazwisko Grooves?
Zastanowiłem się przez chwilę. - Paul Grooves? To ten poseł z branży telekomunikacyjnej? A co ty masz z nim wspólnego?
- Z nim nic, ale z jego żoną…
- O! - trudno mi było ukryć zdziwienie w głosie.
- Nie, nie, nic tych z rzeczy, o których myślisz - zaprzeczył gwałtownie Jeff. - Od kilku lat prowadzę taki mały pensjonat. Mało kto o nim wie, bo się nie reklamuję, do mnie przyjeżdżają tylko wybrani goście, to znaczy tacy, którzy mnie sobie nawzajem polecają.
- I co, przyjechała żona Groovesa? - domyśliłem się.
- No właśnie - westchnął Jeff. - I mam z nią kłopot. To znaczy nie tyle z nią, ile z jej naszyjnikiem.
- Teraz nie rozumiem.
- Mamy w recepcji sejf na cenne przedmioty gości, ale Jennifer Grooves z niego nie skorzystała, jak przyjechała wczoraj wieczorem. A dzisiaj rano przyszła do mnie z awanturą, że w nocy był u niej jakiś napastnik, który zrabował jej cenny naszyjnik. Dla mnie to jest nieprawdopodobne, nie ma takiej możliwości… - zawahał się Ross. - Tymczasem ona straszy, że jak naszyjnik się nie znajdzie, to zawiadomi policję, no i jeszcze obdzwoni znajomych, żeby do mnie nie przyjeżdżali, bo tu jest niebezpiecznie. Dlatego mam do ciebie prośbę…
- … żebym porozmawiał z tą panią? - przerwałem mu.
Jeff pokiwał głową. - Może tobie uda się to wszystko wyjaśnić. Bardzo mi zależy…
Jennifer Grooves okazała się kobietą w średnim wieku, o bujnych kształtach, z ostrym makijażem. Ross przedstawił mnie jako znajomego, który może być pomocny. - Zostałam okradziona z cennego naszyjnika, który w dodatku jest dla mnie pamiątką rodzinną. Mówiłam właścicielowi, że to jest skandal, żeby w takim pensjonacie nie zapewniano gościom bezpieczeństwa i że jeśli naszyjnik się nie znajdzie, to zawiadomię policję.
- To ja jestem policja - nie wytrzymałem. - Czy możemy zatem przejść do szczegółów?
- Bardzo proszę. W nocy obudził mnie hałas, a może tylko szmer, bo ja czujnie sypiam. Nie zapaliłam światła, wstałam z łóżka i poszłam w kierunku salonu, a wtedy ktoś mnie chwycił od tyłu, zakrył usta, więc nie mogłam krzyczeć, zaciągnął do łazienki, gdzie w pudełeczku zostawiłam naszyjnik, zabrał go, uderzył w głowę i uciekł. Jak po paru godzinach odzyskałam przytomność, zaraz pobiegłam do właściciela i…
- Czy potrafi pani opisać napastnika? A może rozpoznałaby pani jego głos?
Kobieta wzruszyła ramionami. - Przecież mówiłam, że nie zapaliłam światła. A wszystko odbyło się w ciszy. Ten… drań nie odezwał się ani słowem.
- Rozumiem, że naszyjnik był ubezpieczony?
- Tak, ale co to ma do rzeczy?
- Droga pani, moim zdaniem usiłuje pani wyłudzić odszkodowanie i to dość nieudolnie. Myślę, że panu Rossowi należą się przeprosiny.
- Że co proszę? Przeprosiny? To raczej mnie się należą przeprosiny, no i zwrot naszyjnika, albo jego równowartości, bo inaczej… - Co? - przerwałem.
- Zawiadomię… - ugryzła się w język.
- To raczej ja zawiadomię towarzystwo ubezpieczeniowe o próbie wyłudzenia odszkodowania. Przyzna pani, że łazienka to nietypowe miejsce przechowywania cennej biżuterii. Jeśli było ciemno, napastnik nie odezwał się ani słowem, a pani nic nie mówiła, to skąd napastnik mógł wiedzieć, że naszyjnik leży w pudełku w łazience? A poza tym skąd pani wiedziała, że od chwili napadu do odzyskania przytomności minęło kilka godzin?