Rozmowa z ks. dr. Arturem Szymczykiem, duszpasterzem młodzieży, o bezpieczeństwie i sensie uczestnictwa w Światowych Dniach Młodzieży.
Zamach w Nicei, próba zamachu stanu w Turcji, to ostatnio bardzo niepokojące wydarzenia, które każą wielu młodym zastanowić się - wziąć udział w Światowych Dniach Młodzieży czy nie?
Obserwowałem to wśród młodzieży już wcześniej, bo poczucie bezpieczeństwa na świecie od dawna jest zagrożone. Z tego też powodu wielu młodych zrezygnowało z uczestnictwa w ŚDM. Jednak przygotowujemy tak starannie spotkanie z Ojcem Świętym, tak ściśle współpracujemy ze służbami bezpieczeństwa, że wyrażam nadzieję na dobry czas podczas Dni.
A jakich doświadczeń spodziewa się ksiądz po uczestnictwie w ŚDM?
Dla mnie będzie to pierwsze takie spotkanie, choć pracuję z młodzieżą od 25 lat. To okazja, aby porozmawiać z ludźmi z różnych kultur, doświadczyć inności, wymienić spostrzeżenia. Najważniejsze jest to, aby spotkanie w Krakowie, ale też w diecezjach, bo i tu przyjeżdżają młodzi z całego świata, było możliwością odnowienia w wierze.
Odnowienia w wierze?
Tak, bo pracując w duszpasterstwie, zdaję sobie sprawę, z jakimi problemami się dziś mierzymy. Są one tak potężne i przerastające na co dzień nawet dojrzałych ludzi, że nie dziwi mnie, że młodzi ludzie bardzo często sobie z nimi nie radzą. Do tego stopnia, że nawet porzucają wiarę. „Oferta” Kościoła, tak „nienowoczesna”, nie zawsze jest dla nich atrakcyjna. Jednak obserwacja wielu młodych zaangażowanych w organizację Dni Młodzieży daje wielką nadzieję, że to się może zmienić.
Ks. Szymczyk: - Lęk potęguje zachowania, które niewiele mają wspólnego z szacunkiem.
W co?
W nowy start, w zaangażowanie w życie Kościoła, który będzie emanował żywą, duchową energią. Przygotowując się do ŚDM, chcieliśmy pokazać młodym przede wszystkim to, o co w wierze chodzi, jaka jest jej istota. W ten sposób młody człowiek miał okazję zobaczyć swoją relację z Bogiem, nie jako coś skostniałego, ale jako źródło radości i przemiany. Taka postawa jest bardzo twórcza i pomocna w rozwiązywaniu problemów.
Jakie młodzież ma teraz problemy?
Największym problemem jest brak więzi. Nie jest to nowe zjawisko. Od dawna mówi się o kryzysie relacji, głównie rodzinnych. Młodzi ludzie wchodzą w swoje dorosłe życie z wielkim deficytem miłości. Często też zostają ze swoimi problemami zupełnie sami. Nie chcę nikogo osądzać, ale trudno nie przyznać, że dwa najważniejsze powody tego stanu rzeczy to pośpiech i konsumpcjonizm.
One rujnują więź?
Oczywiście. Człowiek rodzi się z poczuciem konieczności nawiązywania więzi. Jeśli pragnienie miłości i akceptacji, zrozumienia, mądrego wychowania, które stawia granice nie zostanie zaspokojone, to czuje się niepełny.
Co z nim będzie, jeśli tego nie dostanie?
W życiu dorosłym będzie skaleczony, tak emocjonalnie, jak i duchowo. Obie te sfery życia są ze sobą połączone i ich uszkodzenie skutkuje tym, że postrzeganie człowieka jest obarczone błędem. Z moich obserwacji duszpasterskich jasno wynika, że młodzi chorują na brak bliskości, zainteresowania, poświęcenia im czasu, możliwości wypowiedzenia się.
Z czego to wynika?
W dużej mierze z tego, że żyjemy w kryzysie ojcostwa. I nie chodzi tylko o fizyczny brak ojca, który jest np. zapracowany. Bardziej istotny jest mentalny brak ojca, symbolem czego jest zdanie „ojciec w domu jest figurą Boga”.
Matki bardzo się starają.
Tak, to prawda, jednak ich wielki wysiłek nie jest w stanie zastąpić ojca, który potrafi pokazać kierunek i jedność w podziałach.
No właśnie, zarówno Jan Paweł II, jak i papież Franciszek namawiali Polaków do tego, abyśmy nie dzielili się, ale wytrwali w jedności. Dlaczego tak trudno jest nam ich posłuchać?
Jeśli chodzi o młodych, to trzeba wyraźnie podkreślić ważną rzecz, że Jan Paweł II odszedł od nas 11 lat temu. Ci młodzi, którzy mają kilkanaście lat, nie pamiętają go, dla nich Jan Paweł II jest postacią zamierzchłą. Oczywiście, wiedzą, kim był, ale nie mieli szansy celebrowania z nim wspólnie czasu, nie spotkali go, nie przeżywali apostolskich emocji, gdy papież Polak był w Polsce, a przecież one miały wielki wymiar ze wzglę-du na charyzmę Ojca Świętego. Były takie spotkania, które przynosiły nadzieję, ale i takie, które mocno i krytycznie oceniały nasze życie. Młodzi, którzy tego nie doświadczyli, mają problem ze spuścizną duchową Jana Pawła II.
Starsi pamiętają, ale i tak dochodzi wśród nich do podziałów. To starsi tworzą politykę polską i potrafią obrzucać się błotem na portalach społecznościowych.
Jan Paweł II wymyślił ŚDM właśnie z tego powodu, abyśmy uczyli się siebie rozumieć.
To dlaczego nie rozumiemy?
Mamy tendencje do skrajności. Zwłaszcza wtedy, gdy trudno jest nam zaakceptować różnorodność, że nie wszyscy są skonstruowani duchowo i psychicznie tak jak ja. Wszystko co inne wzbudza w nas lęk, a lęk potęguje zachowania, które niewiele mają wspólnego z szacunkiem. Takie wydarzenia jak ŚDM można uznać za próbę przełamywania lęku. A próbować trzeba. Wciąż na nowo.