Największe zagrożenie to obecnie śluby i kościoły - mówi epidemiolog. Jego zdaniem Polska jest na tym etapie epidemii, co inne kraje w lutym

Czytaj dalej
Fot. Przemyslaw Świderski
Mikołaj Woźniak

Największe zagrożenie to obecnie śluby i kościoły - mówi epidemiolog. Jego zdaniem Polska jest na tym etapie epidemii, co inne kraje w lutym

Mikołaj Woźniak

- Wirus na początku rozprzestrzenia się wśród najbardziej zdrowej i mobilnej części populacji. Te osoby obecnie „straciły hamulce” - mówi doktor Tomasz Ozorowski, były prezes Stowarzyszenia Epidemiologii Szpitalnej i mikrobiolog. Nie wyklucza, że sytuacja epidemiczna w Polsce może być jeszcze tak trudna, jak w lutym i marcu we Włoszech. Według niego kluczem do sukcesu w walce z koronawirusem jest przygotowanie systemu masowego testowania społeczeństwa i programu ochrony seniorów. Niepokoi go też brak wiedzy o tym, kto doradza rządowi w walce z epidemią i dlaczego podejmowane są konkretne decyzje.

Weekend 6-7 czerwca był na razie rekordowym pod względem liczby wykrytych zakażeń koronawirusem. Polska ma jeden z największych dziennych przyrostów w Europie, a mimo to nadal dość stanowczo się otwieramy. Jak to się skończy?
Ponieważ nie zostały wdrożone inne mechanizmy zapobiegania rozprzestrzeniania się koronawirusa, pozostaje nam kolejny mniejszy lub większy lockdown, albo pogodzenie się z faktem, że zachorowań będzie bardzo dużo i skupienie się na ochronie osób podatnych na ciężki przebieg COVID-19.

Sprawdź też: Dr Tomasz Ozorowski: Większość zakażeń koronawirusem będzie przebiegać bezobjawowo. Śmiertelność może być o wiele niższa - mówi mikrobiolog

Jest możliwe, żeby w nadchodzących tygodniach w Polsce doszło do takiej sytuacji jak np. w lutym i marcu we Włoszech i Hiszpanii?
Pod warunkiem, że rozprzestrzenianie wirusa nie jest zależne od pogody. Jeśli tak, to należy się spodziewać gwałtownego wzrostu zachorowań w okresie wakacyjnym.

Rząd uzasadniając dzienne statystyki zakażeń różnicuje sytuację ze względu na województwa – wskazując szczególnie ciężkie położenie Śląska. Gdyby spojrzeć na dane z województw – kryzys panuje tylko na Śląsku, czy mamy przesłanki, by niepokoić się w całej Polsce?
Zdecydowanie widoczne jest rozbicie regionalne. Są województwa, gdzie możemy bezpiecznie rozmrażać gospodarkę – jak województwo lubuskie, a zupełnie inna strategia powinna nastąpić na obszarach, gdzie zachorowań jest naprawdę dużo. Nadal mamy też wiele znaków zapytania – przy naszej ograniczonej zdolności do masowego testowania, wciąż identyfikujemy problemy przez pryzmat dużych ognisk epidemicznych, a nie na etapie kilku zakażeń. System masowego testowania nie został w Polsce wprowadzony, przez co nie identyfikujemy zakażeń u osób przechodzących je bezobjawowo lub skąpoobjawowo. A wirus na początku rozprzestrzenia się wśród najbardziej zdrowej i mobilnej części populacji. Te osoby obecnie „straciły hamulce” - przede wszystkim socjalne. Spójrzmy na młodzież – integruje się i masowo spotyka. Jeśli jednak jest zdrowa, to jedynie przeniesie zakażenie dalej, a my będziemy zdolni je wyłapać, gdy do szpitali trafią osoby z grup ryzyka.

Jeśli Polacy nadal będą zbyt szybko wracali do dawnych nawyków społecznych i zapomną o trwającej epidemii - Polskę może czekać taki sam scenariusz jak
archiwum prywatne - Jako społeczeństwo bardzo chcieliśmy się odblokować. Wiele osób miało już dość życia w zamknięciu - wyjaśnia epidemiolog.

Testy przesiewowe wykonano u górników i dzienna liczba zakażeń w tej grupie była naprawdę wysoka. Ewentualne współczynniki można przełożyć na resztę społeczeństwa, czy jednak zadecydowała specyfika pracy w górnictwie?
Raczej to drugie. Kopalnie to świetne środowisko do rozprzestrzeniania się wirusa – jest tam odpowiednia wilgotność i stłoczenie ludzi na niewielkiej przestrzeni. Pomijając kopalnie, myślę że obecnie najbardziej niebezpieczne będą miejsca ślubów oraz kościoły.

Tym bardziej, że po poprzednim – rekordowym – weekendzie, nadchodzi kolejny. Nie dość, że długi, to jeszcze ze świętem kościelnym.
To prawda. Obecnie najgroźniejsze dla nas miejsca, to te, gdzie integruje się wiele rodzin naraz. Mieszają się osoby, które nie żyły dotychczas w jednym gospodarstwie domowym. Stąd właśnie zagrożenie płynące ze strony ślubów, na których pojawiają się osoby z różnych regionów Polski, w tym także te najbardziej podatne na ciężki przebieg zakażenia – rodzice czy dziadkowie.

Nie odnosi pan wrażenia, że w społeczeństwie zapanowało przekonanie, iż epidemia i to co najgorsze już za nami?
Tak i myślę, że nałożyły się na siebie dwie rzeczy. Po pierwsze – jako społeczeństwo bardzo chcieliśmy się odblokować. Wiele osób miało już dość życia w zamknięciu. Czekaliśmy na pierwszy sygnał do otwarcia. Druga sprawa, to że rząd dał go w sposób wyjątkowo dobitny i skorzystaliśmy z tego. Odblokowaliśmy się praktycznie bez żadnych oporów.

Dodatkowo dostajemy bardzo różne wytyczne – nie musimy nosić masek na otwartych przestrzeniach, ale w zamkniętych tak. Tymczasem robi to coraz mniej osób. Wielu kuriozalne wydają się zasady, w których trzeba mieć maskę w restauracji do momentu zajęcia stolika, ale gdy tylko usiądziemy – można ją zdjąć. Jest w tym sens?
Według mnie najważniejszy jest dystans, a w restauracji go utrzymujemy. Jeżeli tylko podchodzimy do stolika, nie mając kontaktu z innymi osobami po drodze, albo jest on na tyle krótki, że nie stanowimy zagrożenia nawet bez maski, to siedząc w odpowiednich odstępach – to miejsce może być bezpieczne. Szczególnie, jeśli jest na świeżym powietrzu.

Mówi pan o kontakcie na tyle krótkim, że nie stanowimy zagrożenia nawet bez maski. Uściślijmy więc – jak długo jest on bezpieczny i czy powinniśmy się obawiać np. mijając na ulicy?
Według kryterium sanepidu bliski kontakt z osobą zakażoną kwalifikujący do kwarantanny, to około 15 minut, a więc na pewno nie jest to minięcie drugiej osoby, czy krótka rozmowa z zachowaniem odpowiedniego dystansu. Oczywiście – ten kwadrans ma pewne „widełki”. Wszystko zależy od tego, jak intensywny jest to kontakt. Czy tylko obok siebie stoimy, czy rozmawiamy, czy może na siebie krzyczymy, jak np. na stadionach.

A mamy być jednym z pierwszych państw, które otworzy trybuny stadionów dla kibiców. Widzi pan to? Kibiców grzecznie siedzących na miejscach z zachowaniem jednego czy dwóch miejsc odstępu?
W żaden sposób tego nie widzę. Tym bardziej gdy pomyślę, co będzie się działo pod stadionem, po meczu, na korytarzach. Doskonale wiemy, że wirus rozprzestrzenia się na o wiele większą odległość, gdy krzyczymy.

Czytaj też: Pulmonolog: Nie widzę związku między noszeniem maseczki a grzybicą płuc. Prof. Wojciech Dyszkiewicz obala mity o koronawirusie

Wobec tego za szybko znieśliśmy obostrzenia? Zbyt ochoczo idziemy naprzód?
Nie zrobiliśmy tego co jest najważniejsze, a co pokazali np. Niemcy. Odmrażanie gospodarki powinno nastąpić, gdy będziemy mieli zdolność do masowego testowania. Każda osoba, u której wystąpią chociażby dyskretne objawy infekcji powinna wiedzieć co zrobić i jak się przebadać. Dodatkowo powinniśmy wykształcić w sobie taką odpowiedzialność, że w trosce o inne osoby – nie boimy się badać. Jak jest w Polsce? Mamy bardzo utrudniony dostęp do badań. Lekarze rodzinni nie pracują, więc ścieżka prowadzi nas na SOR, gdzie czekamy w tłumie innych osób. Nie ma prostego i masowego testowania, a społeczeństwo coraz bardziej nie chce się testować, bo wie, że za ewentualnym pozytywnym wynikiem idzie izolacja czy kwarantanna dla rodziny.

Jeśli Polacy nadal będą zbyt szybko wracali do dawnych nawyków społecznych i zapomną o trwającej epidemii - Polskę może czekać taki sam scenariusz jak
archiwum prywatne - Miotamy się od ściany do ściany, a jednocześnie mam wrażenie, że nie słyszę uzasadnień podejmowanych decyzji. A ja, siedząc w tym fachu od wielu lat, obecnie nawet nie wiem, kto rządowi doradza - mówi dr Tomasz Ozorowski.

Im dłużej będziemy czekać, tym bardziej mogą się zapełniać wolne dziś łóżka z respiratorami?
Najprawdopodobniej o ponownym przyblokowaniu będziemy myśleć dopiero, gdy te łóżka zaczną się zapełniać po brzegi i będzie ich brakowało. W taką sytuację trudno mi uwierzyć, gdyż jednak to, co do tej pory udało nam się osiągnąć, to przygotować służbę zdrowia przez pryzmat liczby łóżek intensywnej terapii. W wielu krajach, np. we Włoszech czy Francji się to nie udało.

Ale szpitale jednoimienne mają być stopniowo likwidowane. Powinniśmy zmierzać w tym kierunku, czy w obliczu ostatnich zdarzeń – jeszcze chwilę zaczekać?
Zdecydowanie powinniśmy zaczekać. Najważniejsze w szpitalach jednoimiennych są łóżka intensywnej terapii, stąd powinniśmy zobaczyć jaka będzie np. sytuacja za miesiąc. Ta w Polsce jest całkowicie nieprzewidywalna. Ćwiczymy etapy przechodzenia z izolacji do odblokowania w sposób wyjątkowo unikalny.

Gdyby spojrzeć na sytuację w Wielkopolsce – co charakteryzuje nasz region?
Przede wszystkim – większa liczba zachorowań w południowej części województwa i występowanie ognisk epidemicznych. Na przykładzie naszego regionu wyjątkowo dobrze widać, jak ważna jest zdolność do testowania. Wielkopolska południowa, gdzie mamy bardzo dużo zachorowań, jest jednocześnie odcięta od diagnostyki, która praktycznie w całości została skupiona w Poznaniu. Na 16 laboratoriów, 15 jest w Poznaniu, a jedno w Gnieźnie.

Jeśli rząd stwierdziłby, że chce różnicować tempo odmrażania w zależności o sytuacji w regionie – jaka powinna być droga dla Wielkopolski?
Obecnie wszyscy powinniśmy już postawić na odmrażanie, bo jako państwo i społeczeństwo nie możemy sobie pozwolić na kolejne zamknięcie. Byłaby to zbyt duża trauma i trzeba znaleźć inną drogę. Nie odmrażałbym jednak dziedzin gospodarki, które najbardziej sprzyjają rozprzestrzenianiu się wirusa. Powtórzę raz jeszcze – absolutną koniecznością jest wdrożenie systemu masowego testowania. Punkty drive-thru powinny powstać na terenie całej Wielkopolski. To droga do sukcesu w walce z epidemią.

Na jakim etapie epidemii znajduje się obecnie Polska?
Porównując – jesteśmy na przełomie lutego i marca w Europie Zachodniej. To czas toczenia się epidemii w sposób bardzo podstępny wśród zdrowej części społeczeństwa i jeśli nie wdrożymy masowego testowania, to w ciągu kilku tygodni możemy mieć problem analogiczny do sytuacji włoskiej z tamtego momentu.

Trwające matury i nadchodzące wybory stanowią zagrożenie?
Niekoniecznie. Nie obawiałbym się najbardziej matur i wyborów, a tego, że społeczeństwo przestało wierzyć, iż koronawirus jest problemem. Przecież go nie widzimy, a po raz drugi prawdopodobnie nie damy się przestraszyć tak skutecznie jak w marcu. Wtedy udało nam się podjąć szybkie działania właśnie dlatego, że zadziałały na nas emocje.

Przy czym ustalmy, że to nie był zły bodziec, zgodny ze spiskowymi teoriami, a raczej coś, co pozwoliło nam się zorganizować i zabezpieczyć.
Tak, w ten sposób przygotowaliśmy łóżka intensywnej terapii. Szkoda, że nie system masowego testowania i coś bardzo ważnego, o czym mało się mówi. To program ochrony naszych seniorów – ten problem każda rodzina musiała i niestety nadal musi rozwiązywać sama.

System testowania to problem takiej skali i kosztów, że Polska nie była w stanie go przygotować?
Oczywiście, że da się go przygotować i nie rozumiem, dlaczego nie idziemy tą ścieżką. W praktyce polegałby na tym, że każdy kto stwierdzi infekcję dróg oddechowych może wsiąść do samochodu, albo nawet bezpiecznie przejść do punktu pobrań, umawiając się wcześniej telefonicznie. Obecnie w Wielkopolsce moglibyśmy mieć wiele takich miejsc. Już mamy kilkanaście, co jest niezłym wynikiem. Ale to punkty wyłącznie dla osób poddanych kwarantannie, co z kolei jest mało logiczne.

Nie brak głosów, że model, w którym idzie obecnie Polska coraz bardziej przypomina ścieżkę szwedzką. Co do której – dodajmy – nawet niektórzy szwedzcy epidemiolodzy mają już wątpliwości. Pan się z tym zgadza?
Obecnie poszliśmy zdecydowanie dalej niż Szwedzi. Przecież oni nie wpuszczają ludzi na stadiony i nie przygotowują się do tego. Dopuszczają maksymalne zgromadzenia do 50 osób, a my mamy pełne kościoły i śluby na trzy razy tyle. Obecnie główne wątpliwości Szwedów wynikają z nadspodziewanie dużej liczby zgonów. Prawdopodobnie niedostatecznie przygotowali swoje olbrzymie domy opieki społecznej. Po drugie – patrząc na wyniki badań serologicznych ze Sztokholmu – skala nabycia odporności jest o wiele mniejsza niż zakładana. Spodziewano się około 50 proc. odpornego społeczeństwa do czerwca, a mają kilkanaście.

Wobec tego, który model w Europie zadziałał najlepiej?
Zdaje się, że niemiecki, ale dla nas jest chyba nie do realizacji. Wymaga nie tylko przeprowadzania testów na dużą skalę, ale też zaufania do lidera, który mówi co mamy robić i jak postępować. To główny powód różnicy w powodzeniu np. metod niemieckich i amerykańskich. W Polsce to zaufanie jest coraz niższe, ponieważ przekaz tego, o co chodzi nam w naszej strategii jest coraz mniej czytelny. Miotamy się od ściany do ściany, a jednocześnie mam wrażenie, że nie słyszę uzasadnień podejmowanych decyzji. Zabrakło tego, by społeczeństwo wiedziało, że za decyzjami stoi powszechnie znana i szanowana grupa ekspertów. A ja, siedząc w tym fachu od wielu lat, obecnie nawet nie wiem, kto rządowi doradza. Prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów kilka dni temu przyznał się, że nikt nie prosił go o poradę. Konsultant krajowy ds. epidemiologii zapytany, czy omawiano z nim np. umożliwienie wesel na 150 osób, powiedział, że nie. To bardzo mnie niepokoi, bo chciałbym wiedzieć jacy eksperci stoją za naszą strategią. Polska nie ma doświadczeń w walce z taką epidemią, więc radzenie sobie z nią wymaga uruchomienia bardzo dużego potencjału intelektualnego. A mam wrażenie, że nawet nie został on naruszony.

Czytaj też: - Smog zabija bardziej niż koronawirus - mówi prof. Zielonka. Pulmonolog tłumaczy spadek śmiertelności i konsekwencje noszenia maseczek

Zainteresował Cię ten artykuł? Szukasz więcej tego typu treści? Chcesz przeczytać więcej artykułów z najnowszego wydania Głosu Wielkopolskiego Plus?

Wejdź na: Najnowsze materiały w serwisie Głos Wielkopolski Plus

Znajdziesz w nim artykuły z Poznania i Wielkopolski, a także Polski i świata oraz teksty magazynowe.

Przeczytasz również wywiady z ludźmi polityki, kultury i sportu, felietony oraz reportaże.

Pozostało jeszcze 0% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Mikołaj Woźniak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.