Najważniejszy pierwszy mecz
1982 rok i Hiszpania. Tak, tyle już lat minęło od ostatniego medalu polskich piłkarzy na wielkiej imprezie. W kolekcji medali nowosolanina Józefa Młynarczyka, legendarnego bramkarza, to perełka.
W metryczce Józefa Młynarczyka w „Encyklopedii piłkarskiej Fuji’ zapisano: „Bramkarz niezwykły, miał doskonałe wyszkolenie, a przy tym odwagę i widowiskowość, ale miał też walor, który na tej pozycji jest bezcenny - partnerzy w klubie i reprezentacji mieli do niego bezgraniczne zaufanie. Niezapomniane mecze i wspaniałe interwencje, a przy tym człek prawdziwy, z wieloma krytykowanymi publicznie słabostkami, choć co z tego, skoro wszyscy go lubili?”.
„Kolba” z medalem
Dlaczego to właśnie popularny „Kolba” kojarzy nam się z rozpoczynającym się piłkarskim świętem? Bo to chłopak stąd, z Nowej Soli, a na dodatek może pochwalić się ostatnim medalem zdobytym przez polskich piłkarzy na wielkiej imprezie. Pamiętacie Barcelonę, w której „w uliczkę wyskoczył Boniek”? Tak, 1982 rok. Ale w bramce stał właśnie Młynarczyk.
- Z Barcelony najlepiej zapamiętałem polskich kibiców - opowiada pan Józef. - Z powodu stanu wojennego żadna drużyna narodowa nie chciała grać z nami sparingów, jedynie drużyny klubowe. Mimo wszystko kibice z transparentami tak nas mocno wspierali, że to nas dodatkowo niosło w czasie meczów. Najbardziej pamiętam decydujący mecz z Rosją. Uzyskaliśmy bezbramkowy remis, który promował nas dalej. Cieszyliśmy się, że wysadziliśmy z siodła mocnych Rosjan, co było wówczas wielką sensacją. Ogromnie wtedy wzrosło zainteresowanie dziennikarzy naszą drużyną. Później był wygrany mecz z Belgami 3:0. Niestety, w meczu o finał z Włochami, zabrakło u nas pauzującego za kartki Zbyszka Bońka. Zeszło z nas powietrze i przegraliśmy. Szkoda, że Boniek nie zagrał, gdyż rozkręcał się z meczu na mecz.
Co zrobił po powrocie z Barcelony? Poszedł z Szarmachem na ryby
Józiu idź spać
W encyklopedii czytamy: „Józef Młynarczyk, urodzony 20 września 1953 w Nowej Soli”... Mieszkał przy ul. Pstrowskiego, która z wiadomych względów zwie się dziś Kaszubską. Chodził do szkoły podstawowej numer sześć. Jeszcze długo trenerzy młodych piłkarzy opowiadali, że na boisku siedział do później nocy, aż dyrektor szkoły przychodził i mówił: „Józiu ty już idź do domu, spać”. Później była budowlanka...
- Bardzo się cieszę z tego, że pochodzę z Lubuskiego, z Nowej Soli - dodaje legendarny bramkarz. - Dla reprezentanta kraju nieważne, z jakiego miasta się pochodzi. Można odnieść sukces i reprezentować Polskę, niezależnie od tego, z jakiej miejscowości się pochodzi. Trzeba po prostu obrać kierunek w karierze, mieć talent i solidnie pracować. O ile pamiętam, do reprezentacji na mistrzostwach z Lubuskiego łapał się jeszcze Zbyszek Gut (Iskra Wymiarki, Promień Żary, wystąpił na MŚ w RFN, w meczu ze Szwecją w 1974 – red.).
Karierę piłkarską rozpoczynał Młynarczyk w nowosolskich drużynach Astrze i Polonii (Dozamecie). Później były BKS Stal Bielsko-Biała, gdzie rozpoczął długoletnią współpracę z Antonim Piechniczkiem. W 1977 Antoni Piechniczek sprowadził go do występującej w pierwszej lidze drużyny Odry Opole. To pod jego wodzą grali w 1982 roku polscy piłkarze. A Młynarczyk 18 lutego 1979 zadebiutował w reprezentacji Polski, prowadzonej przez Ryszarda Kuleszę, w meczu z Tunezją...
- Gra w reprezentacji jest największym wyróżnieniem dla sportowca, to jest dla każdego piłkarza rzecz najważniejsza i najświętsza - wspomina. - A wyjazd na imprezę rangi mistrzowskiej... To już nobilitacja i wielkie wyzwanie. Jeżeli załapałeś się do grona 23 reprezentantów, to jest to wielki zaszczyt. Gramy dla reprezentacji, kraju, kibiców. Wtedy się myśli: jestem kimś, jadę walczyć dla Polski. Nieważne przy tym, w jakim klubie się gra. Gra z orzełkiem na piersi, to powód do dumy dla każdego sportowca. A hymn? Wciska w ziemię, a jak Polacy go śpiewają, to pojawia się gęsia skórka, a człowiek rośnie. To są naprawdę wyjątkowe chwile.
Co powie Piechniczek
W 1980 przeniósł się do drużyny Widzewa Łódź, z którym dwukrotnie wywalczył Mistrzostwo Polski (1981 i 1982) oraz dotarł do półfinału Pucharu Europy (1983). W 1984 został zawodnikiem francuskiej drużyny SC Bastia, a w 1986 przeniósł się do portugalskiego klubu FC Porto, z którym wywalczył największe sukcesy w swojej karierze klubowej: dwukrotne Mistrzostwo Portugalii (1986 i 1988), Puchar Portugalii (1988), a w 1987: Puchar Mistrzów (jako drugi Polak po Zbigniewie Bońku), Superpuchar UEFA i Puchar Interkontynentalny.
Ale jednak Barcelonę i ten medal Młynarczykowi pamięta się najbardziej. I to podium, medal...
- W głowie przeleciał szybko film: w jakim stanie wyjechaliśmy z kraju, co osiągnęliśmy - wspomina. - Był to nie tylko nasz sukces, piłkarzy, ale i kibiców, całego kraju. Przypomnę: przed mistrzostwami nikt nie chciał z nami grać... Co zrobiłem po powrocie z Barcelony? Zaraz po przyjeździe, razem z Andrzejem Szarmachem, zorganizowaliśmy wędki i...poszliśmy na ryby. Nie mam zbyt wiele czasu na to hobby, ale jest to wspaniała okazja do odpoczynku.
W 1982 roku w Hiszpanii, w meczu o trzecie miejsce z Francją, Polska wygrała 3:2 po golach Andrzeja Szarmacha, Stefana Majewskiego oraz Janusza Kupcewicza. Dla Francji gole zdobywali René Girard i Alain Couriol. Tym samym Polacy powtórzyli osiągnięcie z mundialu 1974, kiedy to w meczu o trzecie miejsce pokonali Brazylijczyków. Po latach pan Józef nadal ma wiele wspólnego z piłką i z reprezentacją.
Jak wspomina bramkarz najbardziej zapamiętał z 1982 roku... kibiców
- Dziś należę do sztabu szkoleniowego bezpośredniego zaplecza polskiej reprezentacji U-21, trenera Dorny - mówi. - Szkolę u niego bramkarzy. Przypomnę, że grają w niej także obecni reprezentanci: Zieliński, Kapustka i Milik. Moimi podopiecznymi są bramkarze: Drągowski (Jagiellonia), Wrębel (Śląsk) i Podleśny (Chojniczanka). Do tego prowadzę firmę transportową.
I przyznaje, że piłka nożna bardzo się zmieniła od czasów, gdy na jego bramkę strzelali Rummenige, Maradonna, Pannenka, Platini.
- Przede wszystkim szybkość gry, wzrosło jej tempo i intensywność - dodaje. - Równie ważna jak gra z piłką przy nodze jest dziś ta bez piłki. Na dodatek ta rewolucja w sprzęcie. Kiedyś markowy sprzęt był dla początkującego piłkarza nie do zdobycia. Dziś to nie problem, a gwiazdy mają robione buty na zamówienie.
To prosta gra
Tyle zamieszania, a przecież piłka nożna to taka prosta gra?
- Zgadza się, to jest prosta gra, a bramki są dwie, jak mawiał nieodżałowany Kazimierz Górski - kiwa głową były reprezentacyjny bramkarz. - Trzeba jednak jeszcze mieć do niej talent, pracowitość i głowę. Jak się nie ma głowy, to w piłce niczego się nie zwojuje.
Naszych szans na francuskim Euro legendarny bramkarz nie chce oceniać. Wyjdą z grupy? A może coś więcej?
- Trudno powiedzieć - odpowiada wymijająco. - Nie wolno przegrać pierwszego meczu z Irlandią Północną, a najlepiej byłoby go wygrać. Niech się przeciwnik boi nas. Jest to solidny, wybiegany, twardo walczący i dobrze grający w powietrzu zespół. Dlatego wszyscy kibice i sympatycy drużyny muszą znaleźć czas, żeby dopingować naszych. Im więcej kibiców, nawet przed telewizorami, im lepiej się gra. Naprawdę to się czuje. I ściskajmy kciuki, i życzmy piłkarzom, żeby zaszli jak najdalej!
A tak na zakończenie... Wszyscy zastanawiali się przez lata skąd u Młynarczyka pseudonim „Kolba”. - To ja jestem sprawcą tego zamieszania - śmieje się Józef Śnieżko z Nowej Soli. - Razem biegaliśmy za piłką w nowosolskiej Astrze. I tak jakoś skojarzyło mi się za sprawą przydługawego nosa Józka.
Chłopcy od Pieczniczka
- 1 Józef Młynarczyk
- 2 Marek Dziuba
- 3 Janusz Kupcewicz
- 5 Paweł Janas
- 8 Waldemar Matysik (zmiana) w 45. minucie
- 9 Władysław Żmuda
- 10 Stefan Majewski
- 13 Andrzej Buncol (żółta kartka w 62 minucie).
- 16 Grzegorz Lato
- 17 Andrzej Szarmach
- 20 Zbigniew Boniek
- Zmiany:
- 18 Roman Wójcicki
- XII Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej – odbyły się w dniach 13 czerwca – 11 lipca 1982 roku w Hiszpanii. Były to pierwsze finały na których wystąpiły 24 zespoły. Decyzję o zwiększeniu liczby reprezentacji uczestniczących w finałach spowodowało spopularyzowanie telewizji...