
Pożar wybuchł wczoraj w południe. Na szczęście dym wydobywający się z okien przy Lipowej w Zielonej Górze zauważyli przechodnie.
Kiedy straż pożarna dojechała na miejsce, dym leciał już z kilku okien jednopiętrowego budynku z poddaszem. Strażacy natychmiast zaczęli przeszukiwania płonącego domu. Okazało się, że płonie mieszkanie na parterze. W środku było duże zadymienie, dym wydobywał się wszystkimi oknami. - Z domu zostały ewakuowane dwie starsze osoby i jedna w średnim wieku - informuje mł. bryg. Ryszard Gura, rzecznik zielonogórskich strażaków. Do czasu przyjazdu pogotowia ratunkowego ewakuowanymi osobami zajęli się strażacy. Jedna ze starszych osób trafiła do szpitala.
- Po wejściu do mieszkania strażacy musieli rozbić drewnianą podłogę. To pod nią był ogień, który w każdej chwili mógł rozprzestrzenić się na cały budynek - mówi mł. bryg. Gura. W tym czasie odcięty został dopływ gazu i prądu do obiektu. Teren zabezpieczyła zielonogórska policja.
Podczas akcji jedna z kobiet zaalarmowała, że w mieszkaniu na poddaszu może być jeszcze jedna starsza osoba
Na szczęście strażacy w porę zgasili źródło pożaru. Dzięki temu budynek, który w dużej części ma drewnianą konstrukcję, nie spłonął. Potem przez kilka godzin jeszcze dogaszali i zabezpieczali budynek.
Podczas akcji jedna z kobiet zaalarmowała, że w mieszkaniu na poddaszu może być jeszcze jedna starsza osoba. Strażacy mimo że sprawdzali wcześniej poddasze, przeszukali wskazane mieszkanie jeszcze raz. Na szczęście w środku nie było już nikogo.
- Sąsiada nie było w domu, ale już go wezwano - powiedziała nam jedna z mieszkanek, wskazując właściciela lokalu, gdzie wybuchł pożar. To zawodowy kierowca. Okazało się, że miał w mieszkaniu piecyk, który stał na drewnianej podłodze. To od niego zaczął się pożar. - Przecież cały dom mógł pójść z dymem - oburzali się sąsiedzi. Mówili, że to bardzo nieodpowiedzialne, aby piecyk stał na drewnianej podłodze.