Nadzwyczajny patent PiS na sesje Rady Miasta Lublin
PiS znalazło sposób, aby na sesjach debatować tylko o sprawach, które go interesują. Koalicja PO i Wspólnego Lublina jest oburzona: - Zaczyna się kampania wyborcza do samorządu.
- Radni PiS łamią standardy zachowania, które od 26 lat obowiązują w radzie - denerwował się wczoraj Piotr Kowalczyk, przewodniczący Rady Miasta Lublin. Chodzi o wniosek w sprawie zwołania nadzwyczajnej sesji. A w zasadzie o to, czemu ma być poświęcona. W porządku obrad znalazły się: nadanie nazwy nowemu mostowi na Bystrzycy, informacje o potrzebach lokalowych oraz „interpelacje i zapytania”.
- Mamy dosyć sytuacji, gdy uniemożliwia się nam występowanie w imieniu mieszkańców, których reprezentujemy - grzmiał Tomasz Pitucha, przewodniczący klubu radnych PiS.
Wszyscy za Pileckim,ale most bez nazwy
Pierwszym merytorycznym punktem sesji, czyli najważniejszym zdaniem wnioskodawców, jest nadanie nazwy mostowi na Bystrzycy. Chodzi o przeprawę powstającą wraz z ulicą Muzyczną. Radni PiS od listopada 2016 roku próbują przefor-sować pomysł, aby nosił on imię rotmistrza Witolda Pileckiego. Próbują, bo projekt uchwały jest zdejmowany z porządku obrad głosami radnych koalicji, czyli PO i Wspólnego Lublina, która dysponuje bezwzględną większością głosów.
To bezsensowne i nieracjonalne. Ale niech to ocenią sami mieszkańcy - Krzysztof Żuk
- Co takiego macie przeciwko rotmistrzowi Pileckiemu? - pytał radnych koalicji Tomasz Pitucha na ostatniej sesji. Usłyszał, że nic. Mimo to projekt został odesłany do komisji.
Zdejmowania z porządku obrad nie będzie
Teraz PiS „zabezpieczyło się” przed takim działaniem ze strony koalicji. Ma już pewność, że punkt o nadaniu mostowi imienia W. Pileckiego „nie spadnie” z porządku obrad. Dlaczego? Decyduje o tym specyfika sesji nadzwyczajnej. Chodzi o sprawy związane z porządkiem obrad. Na „zwykłych” comiesięcznych sesjach radni mogą swobodnie zmieniać porządek. Trzeba do tego 16 głosów, czyli tyle, ile ma koalicja. I tym samym może storpedować wszystkie inicjatywy uchwałodawcze opozycji. Jeśli tego chce. A tak było do tej pory z „mostem Pileckiego”. Na nadzwyczajnej sesji ten mechanizm już nie zadziała. Bo na zdjęcie punktu muszą się zgodzić dodatkowo wnioskodawcy. A ci już mówią, że tego nie zrobią. Tym samym PiS zneutralizowało przewagę liczebną koalicji. Przynajmniej w sprawie ustalenia porządku obrad. - I bardzo możliwe, że o to chodzi, bo nie widzę nic nagłego, nad czym mielibyśmy debatować w tak pilnym trybie. Bo chyba tym punktem nie są „interpelacje i zapytania” - zastanawiał się Jan Madejek, szef klubu radych PO.
Nadzwyczajna sesja musi się odbyć w ciągu siedmiu dni od złożenia wniosku, czyli najpóźniej 21 marca. Zwykła sesja jest zaplanowana na 30 marca.
„Interpelacje i zapytania” to od dawna kość niezgody między PiS i koalicją. Ten punkt regularnie jest zdejmowany z porządku obrad z inicjatywy radych PO.
Sesje prezydenckie, sesje pisowskie
Do tej pory sesje nadzwyczajne odbywały się tylko w wyjątkowych przypadkach. Od 2010 r. odbyły się dwie. Ostatnia - z listopada 2016 r. - była poświęcona wnioskowi CBA o wygaszenie mandatu prezydentowi Żukowi.
Teraz radni PiS korzystają z tego mechanizmu m.in. do nazwania mostu, który ma być gotowy w maju. - To obrazuje hipokryzję PiS. Gdyby to od nich zależało, most by nie po-wstał, bo w ostatnich latach głosowali przeciwko przyjęciu budżetów Lublina. Teraz wykorzystują statut, by uprawiać politykę - oceniał Piotr Kowalczyk. - Zaczyna się kampania wyborcza. Za miesiąc złożą wniosek o sesję nadzwyczajną, bo np. będą chcieli przyjąć stanowisko w sprawie wprowadzenia bezpłatnej komunikacji.
Teoretycznie PiS może „zwoływać” sesje, kiedy zechce. Pod warunkiem, że będą to sesje nadzwyczajne. I mogłyby się odbywać nawet częściej niż comiesięczne obrady, których inicja-torem jest prezydent Lublina. - To bezsensowne i nieracjonalne. Ale niech to ocenią sami mieszkańcy - stwierdził Krzysztof Żuk, prezydent Lublina.