Nadzieja na utrzymanie w lidze umiera ostatnia
Jeśli w dwóch ostatnich meczach żużlowcy Get Wellu nie wzniosą się na wyżyny swoich umiejętności, może ich spotkać spadek do I ligi.
„Noz k... mac!!! Ile można przegrywać!!! Wychodzi brak kontuzjowanych zawodników. Ale jedziemy do końca. Jeszcze dwa mecze i nie możemy odpuścić. Najwyżej powalczymy w barażach!!!” - to słowa Przemysława Termińskiego, które zamieścił po przegranej z Włókniarzem.
Nie ma się co dziwić złości właściciela Klubu Sportowego Toruń. Jego drużyna jest na krawędzi pierwszego w historii Torunia spadku z ekstraligi. Przed meczem kontuzje odnieśli Greg Hancock i Adrian Miedziński. O mało nie zabrakło też Michaela Jepsena Jensena, który zapomniał wziąć do Szwecji na sobotni turniej SECdokumentów i nie został wpuszczony do samolotu. Ostatecznie trzeba było po niego wysłać prywatną awionetkę właściciela Marwitu Macieja Jóźwickiego. Duńczyk dotarł na zawody tuż przed meczem i nie ma się co dziwić, że początek spotkania miał przeciętny. Dodatkowo sporo kosztowało sprowadzenie na to spotkanie Jacka Holdera. Organizacyjnie zrobiono, co było w mocy, a sportowy efekt był żaden.
Szanse na utrzymanie w ekstralidze jeszcze są. Nawet gdyby ROW-owi nie zabrano punktów za dopingową wpadkę Grigorija Łaguty. Get Well musiałby jednak wygrać dwa pozostałe mecze, rybniczanie zaś zdobyć maksymalnie punkt. Przy obecnej dyspozycji zawodników z Torunia trudno jednak liczyć na zwycięstwo w Rybniku (nawet biorąc pod uwagę fakt, że rywale też są mocno osłabieni) oraz u siebie z Mrgardenem GKM-em. Teoretycznie można też wyprzedzić GKM, zdobywając punkt bonusowy w Rybniku i wygrywając z nim na Motoarenie, ale trzeba byłoby liczyć na to, że grudziądzanie przegrają w niedzielę u siebie z Fogo Unią Leszno.
Bez Grega?
Niestety, Get Well raczej nie może liczyć na to, że do drużyny wróci Greg Hancock. Działacze nie kryją tego, że kontuzja Amerykanina okazała się groźniejsza, niż przypuszczano.
Po meczu nie tylko właściciel toruńskiego klubu był mocno rozgoryczony. Do parkingu udał się też prezydent Torunia Michał Zaleski, wyraźnie zaniepokojony sytuacją w drużynie.
Dałem dziś z siebie 200 procent, ale co z tego
- Nie mam dobrego humoru, bo przegraliśmy mecz u siebie - powiedział Paweł Przedpełski, jedyna jasna postać w zespole. - Nigdy bym nie przypuszczał, że tak się stanie. Na pewno mamy problem, bo drużyna nie dysponuje wszystkimi zawodnikami, choć Adrian pomaga nam w parkingu. Dałem dziś z siebie 200 procent, było fajnie, ale co z tego, jak nie ma wygranego meczu? To jeszcze nie jest koniec rozgrywek, ten przegrany mecz był superważny, nie wiem nawet jak nazwać dwa kolejne - one mają jeszcze większą wagę. Nie poddajemy się, walczymy do końca, bo to jest sport i naprawdę wszystko może się jeszcze zdarzyć.
Starałem się bardzo mocno. Niestety, za wiele nie zwojowałem
- Po bardzo udanym pierwszym meczu w barwach Torunia wszyscy oczekiwali ode mnie, że i na Motoarenie spiszę się podobnie - dodał Jack Holder. - Ja też miałem taką nadzieję. Starałem się bardzo mocno. Niestety, w konfrontacji z tak szybkimi dziś rywalami za wiele nie zwojowałem, choć zdobycz 5+1 w pierwszym w życiu meczu na tym torze nie jest jakimś beznadziejnym wynikiem. Najgorsze jest to, że przegraliśmy. A w takiej sytuacji ciężko się cieszyć, nawet jak indywidualnie zdobyłbyś komplet punktów. Tor dziś był dość śliski. Okazało się, że bardzo dobrze na nim czuli się Madsen i Holta. Zresztą obaj pokazali to dobitnie w ostatnim biegu, w którym przypieczętowali wygraną swojej drużyny. Przed nami jeszcze dwa spotkania, które zadecydują o tym czy utrzymamy się w lidze. Umowa jest taka, że jestem w obu do dyspozycji klubu. Wszystko będzie zależało od tego co z Gregiem i jak to wszystko będzie widział menedżer.
Brakuje nam lidera. A to jest ekstraliga.
- Muszę się jakoś pozbierać po tej porażce, bo – co tu dużo mówić – nie spodziewaliśmy się jej - twierdził menedżer Jacek Frątczak. - Najbardziej boli, jak się przegrywa u siebie. Ale prawda jest taka, że brakuje nam lidera. A to jest ekstraliga. Włókniarz miał w tym meczu świetnych Madsena i Holtę, a jeszcze Zagar kilka razy się wyrwał. A do tego jeszcze 11 indywidualnych zwycięstw drużyny gości. Nie ma sensu mówić o torze, bo wracający po kontuzji Przedpełski pokazał wszystkim dobitnie, że od pierwszego biegu można być dobrze spasowanym. Paweł trenował tylko dwa razy przed meczem, a tor był taki sam. Nie można zwalać winy na tor, to nie tędy droga, to nie jest argument na usprawiedliwienie porażki. Mówiłem moim zawodnikom już na początku tygodnia, że nie ma sensu sugerowanie jaki w niedzielnym meczu ma być tor, bo przy takiej pogodzie, przy komisarzach toru, nie wolno przygotowywać się do przyczepnej nawierzchni. Także przygotowywanie toru pod sprzęt zawodników jest złym rozwiązaniem. Łatwiej dopasować motocykle do nawierzchni. A poza tym w lidze można zawsze zakładać, że tor będzie twardy. Dlatego przez trzy dni trenowaliśmy na torze twardym, czyli takim jaki był w dniu meczu. I jak widać tylko Paweł odrobił zadanie domowe.
Walczę z rehabilitacją, ze swoim zdrowiem, ze wszystkim.
- Na pewno jestem zdenerwowany tym, że nie mogłem jechać i pomóc drużynie - powiedział Adrian Miedziński. - Dużo dziś nie brakowało do zwycięstwa. Myślałem, że chłopacy dzięki temu, że trzymali dystans do rywali i potem zaczęli jechać lepiej będą w stanie w drugiej części zawodów przechylić szalę na naszą stronę. Było jednak inaczej. Nie spodziewałem się, że po upadku w lidze szwedzkiej będę miał aż takie problemy. Jak widać chodzę normalnie, funkcjonuję normalnie. Po upadku z dnia na dzień było lepiej i nic nie wskazywało na to, że tak się to potoczy. Wolałem odpuścić, bo nie czułem się zbyt pewnie i mój występ byłby zbyt dużym ryzykiem. Od siedmiu tygodni walczę z rehabilitacją, ze swoim zdrowiem, ze wszystkim. Nie jest mi łatwo. Tym bardziej, że wszystko dobrze się układało, szedłem z formą w dobrą stronę i nagle kontuzja i wybicie z rytmu. Potem walka nie z ustawieniami w sprzęcie, a z samym sobą by jak najlepiej się czuć i móc jeździć. Najbardziej frustruje mnie to, że ten feralny upadek w Szwecji sprawił, że odezwał się jakiś stary, zapomniany już problem zdrowotny. To wyszło nagle, po kilku dniach. Nawet nie zwróciłem na to uwagi, że coś takiego może wyskoczyć. Bardziej zająłem się otartą ręką, żeby nie wdało się jakieś zakażenie. Ale z barkiem nic nie było. Aż tu nagle pojawił się problem.
W poniedziałek mam rezonas, ale z ewentualnymi zabiegami poczekam do końca sezonu. Mam zapewnienie od naszego lekarza, że będę sprawny na następny mecz. Ja też robię wszystko by tak było, mam przygotowany już odpowiedni zestaw ćwiczeń. I wierzę mocno, że będzie dobrze. Cel na miniony tydzień był taki, by we wtorek pojechać w Szwecji, w sobotę potraktować SEC jako trening i w niedzielę być mocnym punktem drużyny w meczu z Włókniarzem. Ale ten plan legł w gruzach. Zobaczymy, jak to z nami dalej będzie. Mamy jeszcze dwa mecze w tym z Rybnikiem, który też ma swoje problemy. Dziś starałem się robić co w mojej mocy by pomóc chłopakom, starałem się doradzać.
Szkoda mi miejscowych, ale to my byliśmy mocniejsi.
- Miałem sporo obaw przed zawodami, bo wiedzieliśmy, że w Toruniu jest specjalna mobilizacja i Toruń zrobi wszystko, żeby zdobyć punkty i ratować pozycję w tabeli - przyznał trener Włókniarza Lech Kędziora. - Szkoda mi miejscowych, ale to my byliśmy mocniejsi. Liderzy nie zawiedli, młodzieżowcy nasi zrobili aż siedem punktów, przy tylko dwóch punktach miejscowych, to przechyliło na naszą korzyść zwycięstwo, mimo że nasza druga linia pojechała słabo. Przed sezonem to nas skazywano na porażę i pozycję, którą teraz zajmuje Toruń. Wiedzie nam się i będziemy walczyć do końca.\
Złodziej myśli, że wszyscy inni też kradną.
- Jestem szczęśliwy, wczoraj poszło mi średnio w SEC, ale dziś wszystko zagrało, skupiam się na jeździe dla klubu z Częstochowy - cieszył się Leon Madsen. - Wciąż mamy szanse na awans do play off. Jest świetna atmosfera w drużynie, dobry trener, klub jest dobrze zarządzany przez prezesa. W czasie meczu, klub z Torunia przeprowadził na mnie małą akcję sprawdzającą (kontrolowano gaźnik motocykla, sędzie nie znalazł nieprawidłowości - przyp. red.), ale było wszystko u mnie ok. Jest takie powiedzenie, że złodziej myśli, że wszyscy inni też kradną.