Naciągnięci przez telefon wygrywają z oszustami
Są już pierwsze decyzje w sprawie naciągniętych podstępem na zawarcie umowy telefonicznej. Rzecznik konsumentów Tomasz Gierczak daje popalić oszustom tak, że ci zaczynają się poddawać.
- Nawet pan nie wie, jak się cieszę, że nie muszę płacić. Na leki mi brakuje, a oni chcieli ode mnie co miesiąc spore sumy. Cieszę się, że udało się sprawę rozwiązać – mówi nam Stanisław Jaśkiewicz z podgorzowskiej Baczyny. Jest jedną z pierwszych osób, dla których udało się wygrać sprawę z nieuczciwymi firmami telekomunikacyjnymi. Dzięki temu nie musi płacić prawie 750 zł.
O przypadkach naciągania Lubuszan pisaliśmy w zeszłym roku wiele razy. Mechanizm oszustwa we wszystkich przypadkach był podobny. Do starszej osoby, która miała w telefon stacjonarny w firmie Orange (to następca dawnej Telekomunikacji Polskiej S.A.) dzwoniła osoba, która albo przedstawiała się za przedstawiciela dotychczasowego operatora, albo też podawała nazwę podobną do Telekomunikacji. Proponowano albo nową umowę, albo przedłużenie starej. Po kilku dniach do mieszkań przyjeżdżał kurier. Dawał umowę do podpisania, ale nie dawał czasu na jej przeczytanie. Starsze osoby podpisywały dokument. Dostawały też aparat telefoniczny do dzwonienia. O tym, że dały się naciągnąć, dowiadywały się po uważnym przeczytaniu umowy lub dopiero wówczas, gdy zaczęły przychodzić rachunki od nowej firmy albo gdy dotychczasowy operator żądał kary za przedwcześnie, w niektórych przypadkach, zerwaną umowę.
Więcej przeczytasz w czwartek (5 stycznia) w papierowym wydaniu Gazety Lubuskiej oraz w serwisie plus.gazetalubuska.pl