Od ponad dwóch tygodni 38-latka z Torunia, która z kwarantanny wyszła na zakupy, siedzi w areszcie w Potulicach. Tłumaczy, że cierpi na depresję i krytycznego dnia po pierwsze wyszła po leki. Do dziś jej obrońca z urzędu nawet nie mógł porozmawiać z nią przez telefon...
Do dziś także, a 38-letnia pani Kamila siedzi za kratami od 4 maja, nie odbyło się konieczne w takiej sprawie badanie sądowo-psychiatryczne. Konieczne, bo torunianka od momentu zatrzymania jej przez policję zgłasza, że od miesięcy cierpi na depresję i bierze przypisane jej przez specjalistę leki psychotropowe. Zwrócił na to uwagę już Sąd Rejonowy w Toruniu przy okazji decydowania o tymczasowym aresztowaniu kobiety. Miał wątpliwości co do jej poczytalności.
-Niestety, psychiatrzy z powodu pandemii wciąż jeszcze nie badają - mówi prokurator rejonowy Marcin Licznerski.
Historia tych zakupów poruszyła opinię publiczną nie tylko w Toruniu. Mieszkająca na starówce pani Kamila to "covidka", czyli osoba z dodatnim testem na koronawirusa. Decyzją toruńskiego sanepidu od 29 kwietnia miała przebywać przez dwa tygodnie w domowej kwarantannie. Po trzech dniach jednak, w sobotę 2 maja, kobieta wyszła z domu. Poszła do apteki, dwóch sklepów spożywczych i, nie wiedzieć dlaczego, do sklepu z pamiątkami na starówce. Zatrzymana została przez policję pod domem przed godziną 11.00.
Pani Kamila tłumaczyła, że choruje na depresję i po pierwsze wyszła po lekarstwa. W drugiej kolejności po produkty spożywcze. Nie miała kogo prosić o pomoc, bo pod jednym dachem mieszka tylko ze starszym o wiele mężem. Mężczyzna dobiega 70-taki, jest schorowany i dotąd to ona nim się opiekowała. O tym opinia publiczna nie wiedziała. W internecie kobietę szybko osądzono. Wylała się na nią fala krytyki, nawet hejtu. "Terrorystka", "tępa dzida" - to jedne z łagodniejszych epitetów, jakimi kobietę poczęstowali internauci.
Pierwsze dwie doby pani Kamila spędziła na policyjnym dołku. Dopiero w poniedziałek, 4 maja, odbyło się posiedzenie aresztowe. Nietypowe, bo w trybie zdalnym. Sędzia, prokurator, protokolant, obsługa techniczna - wszyscy łączyli się ze sobą zdalnie. Sędzia Aneta Zawulewska-Glonek miała wątpliwości co do poczytalności 38-latki i zarządziła przerwę. Na drugą część posiedzenia wezwany został obrońca przyznany pani Kamili z urzędu - adwokat Mariusz Lewandowski. Swoją klientkę widział wtedy na monitorze - przebywała wewnątrz pojazdu służącego do konwojowania. Była roztrzęsiona. Pytania do niej trzeba było formułować w ten sposób, by mogła odpowiadać po prostu "tak" lub "nie".
Od 4 maja torunianka, której grozi odpowiedzialność za złamanie zasad kwarantanny i narażenie wielu osób na zakażenie chorobą zakaźną (to przestępstwo, za które grozi nawet 8 lat więzienia) jest tymczasowo aresztowana. Siedzi w więzieniu w Potulicach (woj. kujawsko-pomorskie) - wyznaczonym w naszym okręgu dla aresztowanych "covidów", czyli osób zarażonych koronawirusem. - Mija kolejny tydzień, a nie mogłem z klientką dotąd nawet odbyć rozmowy telefonicznej. Prokuratura władna wydać zgodę na nią tłumaczy, że nie może tego zrobić bez akt. A te są w sądzie, ponieważ zażaliłem decyzję o tymczasowym aresztowaniu - mówi adwokat Mariusz Lewandowski.
Konsekwencje opisywanych zakupów pani Kamili okazały się dramatyczne nie tylko dla niej. Ucierpiały też 4 osoby, z którymi miała kontakt na starówce: one i ich rodziny musiały przejść kwarantannę.
Obszernie o tej sprawie - w piątkowym Magazynie "Nowości".
PS Imię torunianki zostało zmienione.