Na zakupach też jestem patriotką [rozmowa]
Rozmowa z dr Joanną Szalachą-Jarmużek, socjologiem z WSB w Bydgoszczy, o tym, czym jest patriotyzm ekonomiczny i co z tego będziemy mieli.
- Pani kupuje tylko polskie produkty?
- To nie zawsze jest możliwe, bo w niektórych przypadkach nie ma polskich producentów albo polskość produktu stoi pod znakiem zapytania. Takim przykładem jest jedzenie w słoiczkach dla dzieci. Firmy, które je produkują, są w Polsce, część komponentów mają naszych, ale kapitałowo należą do dużych, zagranicznych koncernów żywnościowych.
- Ale dla Pani byłaby to sytuacja idealna - kupować polskie produkty?
- Tak, choć każdy konsument patrzy na relację ceny do jakości. Patriotyzm konsumencki nie oznacza, że wybiera się jakiś produkt tylko i wyłącznie ze względu na miejsce pochodzenia. Jeśli jest polski produkt, ale droższy i gorszej jakości, to będę się wahała.
- Czym wobec tego jest patriotyzm ekonomiczny?
- Zawiera w sobie dwa rodzaje patriotyzmu: patriotyzm gos-podarczy i konsumencki. Ten drugi to indywidualne decyzje konsumentów, którzy wydając pieniądze, biorą pod uwagę cenę, markę i kraj pochodzenia produktu i czy producent płaci podatki na miejscu.
Patriotyzm gospodarczy to działania biznesu i państwa, które zmierzają do tego, aby wspierać producentów i usługodawców z rodzimego kraju, to tworzenie rozwiązań prawnych, które będą sprzyjały tutejszym, a nie zagranicznym przedsiębiorstwom. W przypadku firm to wybieranie kontrahentów, dostawców lokalnych. Te działania mają wpływ na wspólnotę.
- Jak to u nas wygląda?
- W naszym województwie mieszkańcy mają wątpliwości, co to znaczy być patriotą konsumenckim i czy dokonują właściwych wyborów. Łatwo być patriotą w przypadku żywności, ale odzież, elektronika -są jeszcze obciążone negatywnymi stereotypami. Często oceniamy siebie gorzej, niż oceniają nas inne społeczności. I to negatywne myślenie o nas samych przenosimy na myślenie o produktach. Skoro jesteśmy beznadziejni, to nasze produkty, zwłaszcza te bardziej złożone technologicznie, też nie będą lepsze.
- Chce Pani powiedzieć, że badania wykazują, że o naszym wyborze produktu decyduje plotka, a nie doświadczenie?
- Bardzo często tak jest. Nie ma dowodów na to, że produkujemy rzeczy gorsze niż Włosi czy Francuzi. Od lat 90. XX wieku polskie firmy często ukrywały, że są polskie, np. producenci obuwia. To się zmienia, zwłaszcza w przypadku kosmetyków i produktów dziecięcych, które są np. bez chemicznych dodatków. Powstaje też więcej małych firm szyjących dobrej jakości odzież, ale wciąż jeszcze te ubrania są droższe.
- Dojrzewamy powoli?
- W Polsce w ostatnich 12 latach podwoiła się liczba konsumentów szukających polskich produktów, a więc zwracających uwagę na trzeci komponent produktu (obok ceny i jakości) - na kraj pochodzenia. Obecnie prawie 30 proc. badanych deklaruje, że zwraca uwagę na to, czy produkt jest polski.
- Takie świadome zakupy w duchu patriotyzmu ekonomicznego świetnie się wpisują w pomysł na Polskę partii rządzącej.
- Pomijając poglądy na inne sprawy, uważam, że to pierwsza ekipa rządowa, która systemowo podchodzi do tego problemu. Poprzednie raczej o to nie dbały. Na przeszkodzie stało i wciąż stoi polskie prawo zamówień publicznych, gdzie próg najniższej ceny powodował, że przetargi wygrywały firmy zagraniczne, które stosowały ceny dumpingowe, a lokalni przedsiębiorcy nie mieli szans. W Niemczech czy we Francji dba się głównie o rodzime firmy, wybiera kontrahentów lokalnych.
- Mam wątpliwości, żeby dało się to u nas systemowo rozwiązać.
- To jest proces edukacyjny, który muszą przejść prawodawcy, firmy i konsumenci. Wiedzieć, co się dzieje z tym zyskiem, który otrzymuje przedsiębiorca dzięki temu, że ja podejmuję decyzję o zakupie. To jest kluczowe. Mamy polskich przedsiębiorców, którzy się rozliczają w rajach podatkowych, rejestrują firmy za granicą. Ale większość jest uczciwa i płaci podatki u nas. Dlaczego więc ich nie wybierać? Z tego, jakie decyzje podejmujemy, bierze się bogactwo narodów.
- Co musiałoby się stać, abyśmy zaczęli tak myśleć?
- Przede wszystkim musielibyśmy przestać kierować się stereotypem w postrzeganiu siebie jako społeczności, nie dość dobrej polskości. Jeśli sami siebie nie szanujemy, to przekłada się na nasze myślenie o firmach i zakupach. Często zupełnie niepotrzebnie akcentujemy własne słabości. Nie ma społeczności doskonałych, ale też nie ma powodów, aby uważać, że z nami coś jest nie tak. Przez 26 lat w Polsce bardzo wiele się zmieniło w zakresie jakości produktów i usług. Spójrzmy, skąd wyszliśmy i dokąd doszliśmy.