Na wsiach jest radości kupa, kiedy sołtysuje chłop, a nie gbur
- Ludzie na wsi dziś są inni. Dużo mieszkańców to przybysze z miast. I wymagania mają inne - mówi Bernard Pałczyński, sołtys Dąbroszyna.
Kiedyś sołtys głównie zbierał podatki od mieszkańców, wystawiał świadectwa pochodzenia zwierząt itp. - A teraz staram się zintegrować nasze społeczeństwo. Powyciągać ludzi z domów, żeby nikt nie traktował Dąbroszyna tylko jako sypialni - tłumaczy B. Pałczyński.
- Dziś są komputery, komórki. Każdy ma swoje sprawy. Ale jak już ludzie wyjdą, choćby na dożynki, bawią się do białego rana - mówi Waldemar Adamczak, który w Racławiu (gm. Bogdaniec) był sołtysem 20 lat. A teraz jest mężem pani sołtys! Z nimi i innymi sołtysami rozmawialiśmy podczas piątkowego forum sołtysów powiatu gorzowskiego w Mironicach koło Kłodawy. Wszyscy podkreślali, że dziś zmieniła się i wieś, i muszą się zmieniać sołtysi. Nie ma już na wsi miejsca na „urzędowego gbura”.
O tym, jak ważne są wspólne spotkania, mówi Rafał Chodkiewicz, sołtys Santocka (gm. Kłodawa) od zaledwie roku. - Próbuję robić rzeczy nietypowe, żeby przyciągnąć wieś. Jak choćby garażówkę. Zebraliśmy się na placu. Każdy przyniósł to, czego już nie potrzebuje. I można było się wymieniać. A przy okazji spotkać i pogadać - opowiada 34-latek. R. Chodkiewicz chce też dotrzeć do młodych. Wykorzystuje nie tylko stronę internetową wsi do informowania o tym co się dzieje w Santocku, założył też profil na faceeboku. - Próbuje połączyć „tubylców” z nowymi mieszkańcami - zaznacza sołtys Santocka.
W Santocku sołtys organizuje garażówkę, wiejską giełdę rzeczy (nie)potrzebnych
- Dziś same dożynki to za mało. Robimy u nas coroczne spotkania kulturowe. Mamy festiwal piosenki ekologicznej - Szymon Łabuda, sołtys Zdroiska (gm. Kłodawa) wymienia imprezy, które przyciągają ludzi. Zaznacza jednak, że od sołtysa nie wymaga się tylko zabawy. - Wszyscy chcą mieszkać wygodnie i ładnie - mówi sołtys Łabuda.
- W Zdroisku w tym roku stawiamy pierwsze w gminie publiczne toalety. Dzięki zaangażowaniu wszystkich. My jako wieś dajemy pracę, gmina dokłada trochę pieniędzy - opowiada pan Szymon. W Zdroisku mieszkańcy siedem lat temu wybudowali kościół. - Jak ludzie czegoś chcą i się skrzykną, to wszystko się uda - śmieje się Łabuda.
- Tylko, że pieniędzy, jakimi dysponuje sołectwo, na wiele nie starcza. Większe inwestycje trzeba „wychodzić” w gminie - zaznacza Pałczyński. Sołtysi przyznają też, że trudno im się starać o fundusze unijne. Bo na to też jest potrzebny tzw. wkład własny. - Bez wsparcia urzędu niewiele możemy wskórać - mówią.
Choć pieniądze są małe, to i tak pomagają choćby w upiększaniu wsi. W Dąbroszynie w tym roku za sołecką kasę będzie zrobiona nowa droga do świetlicy i plac przed nią ( bo piękna nowa świetlica już jest). W Racławiu wkrótce mają ruszyć kółka zainteresowań dla dzieci. - Chcemy zatrudnić instruktorów, żeby dzieciaki nie przychodziły tylko na świetlicę posiedzieć, odrobić lekcje. Ale żeby mogły rozwijać swoje pasje - tłumaczy Adamczyk. W Santocku staną ławeczki poświęcone pamięci zasłużonym mieszkańcom wsi. A w ubiegłym roku udało się tam powiększyć plażę, zrobić stojaki dla rowerów.
- Kiedyś sołtys był też „biurem pisania podań”. Teraz już mniej ludzi przychodzi prosić o pomoc w napisaniu pisma. Ale i tak drzwi się do domu nie zamykają. Każda awaria, usterka ląduje u sołtysa. A sołtys to załatwia w gminie - mówi W. Adamczyk.
- U mnie różnica jest taka, że kiedyś ludzie częściej przychodzili, a teraz dzwonią - śmieje się sołtys Zdroiska. A dzwonią ze wszystkim. Że dziura jest w drodze, że śmieci ktoś wysypał pod lasem, że lampa nie świeci. Albo, że pies sąsiadowi uciekł i biega po wiosce.