Na wsi jak w Betlejem. Jezuska pilnują zwierzęta i Cieślikowie
Odwiedźcie w Boże Narodzenie pełną zwierząt szopkę w „Ranczu u Wacka” w Żeleźnikowej Wielkiej.
Gdy w święta Bożego Narodzenia większość ludzi odpoczywa w gronie rodzinnym, Jan Cieślik z Żeleźnikowej Wielkiej ma ręce pełne roboty. Wstaje skoro świt, żeby oporządzić zwierzęta i zaprowadzić je do stajenki, którą przed laty postawił na terenie swojego gospodarstwa. Krowa, osiołki, koniki, kozy, barany, a nawet kury i gołębie pilnują żłóbka, w którym leży plastikowa Boża Dziecina.
- Jakieś dziesięć lat temu wpadłem na pomysł przygotowywania żywej szopki. Niegdyś takich na Sądecczyźnie było wiele. Potem ta tradycja zaczęła zanikać - mówi Jan Cieślik.
Jego córka Anna Jurczak, szybko go poprawia. - Oj tato, to było dobrych piętnaście lat temu, a może i więcej. Już sama nie pamiętam dokładnie - mówi. - Mam wrażenie, że ta szopka była u nas zawsze - dodaje.
Podtrzymać tradycję
Jan Cieślik pochodzi z Męciny. Do Żeleźnikowej Wielkiej przeprowadził się przed laty, bo wieś urzekła go ciszą i pięknymi widokami. Kupił spory kawałek ziemi. Wybudował dom i założył gospodarstwo, które po latach zamieniło się w atrakcyjne miejsce wypoczynku.
Pomógł mu w tym jedyny syn - Wacław. Stąd też wzięła się nazwa obiektu - Ranczo u Wacka. Dziś Wacław znany jest bardziej jako Kordian, piosenkarz disco polo, który bardziej niż szopka przyciąga publikę do wsi.
Anna Jurczak: Tata podtrzymuje piękną tradycję, a do szopki ściąga co roku tłumy
Żona pana Jana Zofia jest z Nowego Sącza. - To dziewczyna z miasta, która nie bała się zostać prawdziwą wiejską gospodynią - zachwala małżonkę pan Jan. - Zosia ma duży wkład w naszą żywą szopkę. Ale po kolei - sam się poprawia.
Senior rodu Cieślików, jak pozostali członkowie rodziny, nie pamięta roku, w którym zorganizował pierwszą szopkę. Od razu było w niej pełno zwierząt. Postawił dla nich niewielką stodołę w zagajniku. Teraz na wprost niej jest wiata z miejscem na ognisko i ławeczki.
- Początkowo sam się przebierałem za pastuszka i stałem przy żłóbku. Potem dołączyły do mnie dzieci i wnuki. Okazało się, że i dla nich to świetna zabawa - podkreśla Jan. - Tak jest do tej pory. Żadne nie odmówi przyjścia do szopki. Jedynym dniem, w którym całą rodziną celebrujemy Boże Narodzenie jest Wigilia.
Do wspólnej wieczerzy w rodzinnym domu zasiada piętnaście osób. Seniorzy rodu, ich córki Bożena, Anna i Beata z mężami i dziećmi oraz kawaler Wacław - Kordian.
Na stole jest sianko, opłatek, i dwanaście tradycyjnych potraw, które wyszły spod ręki pani Zofii. Są łzy wzruszenia przy składaniu życzeń, zachwyty nad talentem kulinarnym seniorki rodu, a potem wspólne kolędowanie.
- Jesteśmy bardzo muzykalną rodziną. Siostra prowadzi chór kościelny więc śpiewanie nie stanowi dla nas problemu - zaznacza Anna Jurczak i dodaje, że Wacek przy kolędzie gra na saksofonie. Czasami któryś z wnuków sięga po akordeon. - Cieszymy się tym wspólnym czasem, bo przez kolejne dni najważniejsza jest szopka. Ale nikt nie narzeka. Chcemy podtrzymać tę piękną tradycję.
Jak w Betlejem
Jan Cieślik już przygotował stajenkę na odwiedziny dzieci. Jeszcze przed Wigilią wyłożył świeżym siankiem zagrody, do których wprowadził już zwierzęta. Chciał sprawdzić jak się będą prezentować.
- Staram się, żeby każdego roku szopka była nieco inna. Raz miałem nawet dorodnego woła, którego sprowadziłem z Ukrainy - przypomina Cieślik. - Ale to był jego pierwszy i ostatni raz przy żłóbku. Mało brakowało a rozniósł by stajenkę. Pokorą to on nie grzeszył.
Teraz senior rodu dobiera zwierzęta spokojne, które są przyzwyczajone do kontaktu z dziećmi. Bo to właśnie dla nich największą atrakcją jest żywa szopka.
- Tata zawsze ma przygotowane worki z suchym chlebem i marchewkę, żeby dzieci mogły wziąć nakarmić zwierzęta - podkreśla pani Anna. - Niektóre przyjeżdżają tutaj specjalnie, żeby pierwszy raz zobaczyć na żywo osiołka, czy kozę. Zachwyt budzi też czarna owca. Zawsze musi być taka jedna w stadzie.
Ale żywa szopka to nie jedyna bożonarodzeniowa atrakcja na Ranczu u Wacka.
Jan Cieślik przygotował też powozy, do których zaprzęgnie konie i będzie woził nimi ochotników. - Nie trzeba bać się zimna, bo rozpalimy ognisko - zapewnia gospodarz. - Będzie też ciepła herbata, wiejski chleb wypieczony przez moją żonę i swojski smalczyk też przez nią przygotowany.
Żywą szopkę w Żeleźnikowej Wielkiej będzie można odwiedzać od 25 grudnia do 2 stycznia między godz. 10 a 18.