Na wezwaniach Tuska do prokuratury nie zyskuje ani on, ani PiS
Z prof. Kazimierzem Kikiem, politologiem z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego,rozmawia Marcin Darda
Kto zyskuje na wezwaniach Donalda Tuska przez prokuraturę: on sam jako „ofiara PiS”, czy PiS jako partia „dążąca do prawdy o Smoleńsku”?
Ostatni sondaż prezydencki, w którym badano poparcie dla Donalda Tuska pokazał, że przegrałby zdecydowanie z Andrzejem Dudą. To oczywiście tylko atmosfera chwili, ale sądzę, że te wezwania Tuska do prokuratury są póki co zjawiskiem neutralnym, ale mogą jednak nadszarpnąć opinię o nim. Ta część Polaków, która jest w opozycji do rządu PiS traktuje je jako szykany. Widzę w tym jednak tzw. taktykę powolnego obciążania, bo same informacje o przesłuchaniach powodują, że w coraz większej liczbie Polaków zaistnieje przekonanie, iż „coś jest na rzeczy”. Są niby wakacje, ale Tuska w czwartek witało mniej zwolenników niż poprzednio.
A jeśli „coś jest na rzeczy”, to nie będzie bez wpływu na jego wynik, gdyby wystartował na prezydenta...
Nie będzie to powiększało grupy jego wyborców. Ziarnko nieufności już zostało zasiane. Oczywiście, są twardzi przeciwnicy PiS, ale oni nie tyle popierają Tuska, ile są przeciw PiS. Tusk jest przecież politykiem przegranym, bo w środku kadencji jako premier zostawił kraj, by wziąć się za fuchę za granicą. To tylko przy dużej dozie tolerancji można nazwać awansem. Mówię to też dlatego, że ta ucieczka też będzie tematem kampanii, jeśli Tusk wystartuje.
A te wezwania są „polityczne” czy nie? Sam Tusk mówi, że w sprawie Smoleńska zeznawał w 2010 r., zatem teraz to „sprawa polityczna”.
Jest i nie jest. Smoleńsk jest kwintesencją programu politycznego PiS, a nie chodzi tu o dotarcie do prawdy w tym, sensie, czy był to zamach, czy tragiczny wypadek. Tu chodzi o dotarcie do tego, czy było to zaniechanie, czy nie. Oczywiście nie zaniechanie samego Tuska, tylko nadzorowanych przez niego służb. Po za tym to zaniechanie może być pokazane w kontekście uścisków Tuska z Putinem nad zwłokami Lecha Kaczyńskiego. Zatem przeciwnicy PiS uznają, że przesłuchania to intencjonalne działanie polityczne, zwolennicy, że to dążenie do sprawiedliwości. Obojętni machną ręką, ale w podświadomości tej grupy społecznej zaistnieje, że „coś jest na rzeczy”. To nie będzie grupa popierająca Tuska.