Gospodarze znów byli lepsi od zielonogórzan. Tym razem jednak nie zwyciężyli wielką różnicą
Wkroczyliśmy w fazę najważniejszych meczów sezonu. Tutaj czekają nas największe emocje. Tak naprawdę nie ma już sensu wypominać i wracać pamięcią do tego, co było w rundzie zasadniczej. Chociaż Unia może się tutaj poszczycić pogromem zielonogórzan na własnym torze, o czym w Falubazie wolą raczej nie rozpamiętywać. I słusznie. W play off tworzy się już nowa historia.
W obu parach półfinałowych właściwie każdy scenariusz był możliwy. To cztery zdecydowanie najlepsze obecnie polskie drużyny, dość wyrównane i po prostu mocne. Ciężko było też kogoś czymś zaskoczyć.
Początek ułożył się dość dobrze dla przyjezdnych. W I biegu prowadził Jarosław Hampel, trzeci jechał Jacob Thorssell. Szwed próbował atakować drugiego Emila Sajfutdinowa, ale ten wówczas się przewrócił. Po chwili na torze leżał jeszcze Peter Kildemand. Z powtórki sędzia wykluczył Thorssella. W drugiej odsłonie inauguracyjnej gonitwy znów najlepszy okazał się świetnie startujący Hampel. Wyścig młodzieżowców to nokaut Unii. Mateusz Tonder, który zastępował w składzie zielonogórskiej drużyny kontuzjowanego Sebastiana Niedźwiedzia miał spore problemy i jechał daleko z tyłu. Biegu nawet nie ukończył. Nie wiele lepiej zaprezentował się Alex Zgardziński.
Następne dwa wyścigi to kolejne ciosy wyprowadzone przez „Byki” w kierunku „Myszy”. Spiker zaczął wówczas przypominać wynik meczu obu ekip z kwietnia. Zaczęło robić się nieco nerwowo, ale kolejne gonitwy pokazały, że Falubaz będzie walczył.
Jeżeli chodzi o VI bieg, to chciałoby się powiedzieć: „A mogło być tak pięknie…”. Para Patryk Dudek – Piotr Protasiewicz prowadziła już 5:1 i wydawało się, że nasi mogą w ładnym stylu wrócić do gry. Tylko, że Unia ma Janusza Kołodzieja. 33-latek pędził jak szalony i minął po kolei obu zielonogórzan. Przyszło cieszyć się tylko z drugiego z rzędu remisu. Dobre i to, bo było jeszcze sporo wyścigów do rozegrania.
Pierwsze biegowe zwycięstwo Falubaz odniósł dopiero w VIII wyścigu. W następnej gonitwie nasi „poszli za ciosem”. Przewaga miejscowych zmalała do zaledwie sześciu „oczek”. Komentujący to spotkanie Maciej Noskowicz z Radia Zachód, krzyknął: „Odzyskaliśmy nadzieję!”. Faktycznie nastroje zielonogórskich kibiców mogły wtedy nieco odżyć. Później jednak znów do głosu doszli miejscowi. Falubazowi nie pozostało nic innego, jak tylko zaciekle bronić się i przegrać w Lesznie jak najmniejszą różnicą punktów.
W ostatniej gonitwie bardzo groźnie wyglądający upadek zanotował Piotr Pawlicki. Sędzia wykluczył go z powtórką, którą wygrali zielonogórzanie.
Nie ma co rozdzierać szat. Do finału wchodzi zwycięzca półfinałowego dwumeczu. Tak naprawdę w Lesznie jeszcze nic nie zostało przesądzone. Zielonogórzanie muszą zrobić wszystko, aby lepiej zaprezentować się za tydzień, przed własną publicznością. To strata do odrobienia.