Na upolowane dziki brakuje już miejsca w chłodniach. Myśliwi ustrzelili dwa razy więcej zwierząt niż przed rokiem
Poznańscy myśliwi chwycili za broń i skutecznie wybijają dziki z wielkopolskich lasów. Zabitych zwierząt jest dwa razy więcej niż rok temu o tej samej porze. - Rozrzedzenie populacji to jedyne rozwiązanie w walce z wirusem afrykańskiego pomoru świń - mówią. Przyczyną większej aktywności myśliwych są też względy finansowe. Za odstrzeloną sanitarnie samicę dzika w walce z ASF koła otrzymują 650 złotych. Na padłe zwierzęta zaczyna brakować jednak miejsca w chłodniach.
W okresie najbardziej intensywnych polowań, a więc od kwietnia do końca grudnia, myśliwi z okręgu poznańskiego, czyli z 11 powiatów, co stanowi 1/3 Wielkopolski, wykonali 200 procent planu.
- Ze wstępnych danych wynika, że ustrzeliliśmy w okresie polowań, czyli od kwietnia do grudnia, 15 tysięcy dzików na terenie poznańskiego okręgu
- mówi Mikołaj Jakubowski, przewodniczący zarządu okręgowego Polskiego Związku Łowieckiego. To dwa razy więcej niż w zeszłym roku.
Czytaj: Dyrektorka zoo w Poznaniu przekonuje: Dzik to wielki sanitariusz lasu. Jego zabicie to zbrodnia
Odstrzał dzików jako walka z ASF
Jak przyznają sami myśliwi, z jednej strony przybywa dzikich zwierząt, ale z drugiej łowczy w tym roku chętniej chwycili za broń. Ma to związek z występowaniem wirusa ASF w Wielkopolsce na terenie trzech powiatów. Łowczy częściej wykorzystują też w polowaniach nowoczesne rozwiązania technologiczne.
- ASF to potężne zagrożenie, a naszą rolą jest zminimalizować jego skutki. Zwłaszcza, że Wielkopolska to zagłębie trzody chlewnej
- mówi M. Jakubowski.
Zaznacza przy tym, że całkowita depopulacja dzika jest niemożliwa. - Fizycznie jest to niewykonalne. Populacja dzika wzrasta każdego roku o 250 proc. - mówi.
Myśliwi w luźnych rozmowach przyznają, że od tego roku więcej otrzymują za jedno zabite zwierzę. To także zachęca ich, by chwytali za broń. - Za roczną samicę dzika koło łowieckie otrzymuje 650 złotych. To też przyczyna mobilizacji wśród łowczych - mówi jeden z poznańskich myśliwych.
Mikołaj Jakubowski z kolei prostuje, że w związku ze zmianami w prawie łowieckim koła więcej pieniędzy muszą przeznaczać na bioasekurację.
- Sama utylizacja dzika to koszt 250-300 złotych, trzeba też zapłacić za transport do miejsca utylizacji. Niekiedy koło płaci za wszystko 600-800 zł. Te kwoty więc wyrównują się
- mówi.
Od 31 stycznia myśliwi na mocy specustawy prawa łowieckiego, podpisanej przez prezydenta Polski, zyskali więcej swobody przy organizacji polowań. Mogą dłużej odbywać się polowania zbiorowe, myśliwi mogą korzystać z pomocy psów, a także wypraszać z lasu tych, którzy chcieliby uniemożliwić przeprowadzenie polowania.
Odstrzał dzików a bioasekuracja myśliwych
Ale tym samym myśliwych obowiązują dodatkowe obostrzenia. Na terenach, gdzie stwierdzono występowanie ASF, muszą ściśle stosować się do zasad bioasekuracji. W Wielkopolsce, powiat wolsztyński i część powiatu grodziskiego znajdują się w strefie czerwonej. Pozostała część i powiat nowotomyski są w strefie żółtej.
- Rozporządzenie ministra jasno określa, co myśliwi powinni robić podczas polowań. Używać odkażonego sprzętu, obuwia i odzieży, patroszenie odstrzelonych dzików w czerwonej strefie odbywać się może tylko w wyznaczonych miejscach, a w każdym przypadku wnętrzności muszą być utylizowane. Transport odstrzelonego dzika wraz ze wszystkimi jego częściami, w tym narządami wewnętrznymi, musi być w szczelnych pojemnikach lub workach - wymienia Tomasz Wielich, wojewódzki inspektor weterynaryjny ds. zdrowia i ochrony zwierząt.
Co więcej, wszystkie dziki odstrzelone w strefach zagrożenia ASF podlegają badaniom weterynaryjnym. - Dzięki dobrej współpracy z powiatowymi lekarzami weterynarii a także staraniem wojewódzkiego lekarza w Poznaniu od grudnia 2019 roku mamy laboratorium, które bada świnie i dziki pod kątem zarażenia wirusem ASF. Nie musimy już wysyłać próbek do Puław - opowiada Jakubowski.
Odstrzał dzików. Na martwe zwierzęta brakuje miejsca
Mimo to na badanie trzeba czekać kilka dni. W tym czasie padłe zwierzęta przechowywane są w chłodniach.
- W trzech powiatach mamy 30 chłodni. Dla porównania w całym woj. lubuskim było ich kilkanaście. A mimo to ustrzelonych dzików jest więcej niż miejsca na nie. W lubuskim wojewoda na jakiś wstrzymał polowania z tego powodu. W Wielkopolsce problem nie jest jeszcze tak duży, ale zdarza się, że chłodnie są przepełnione, a my czekamy na wyniki badań kilka dni - przyznają myśliwi.
- Co będzie, gdy z lubuskiego do nas zaczną być zwożone próbki do badań? Wówczas chłodnie będą pękały w szwach
- dodają.
Myśliwi nieoficjalnie żalą się, że państwo dostatecznie nie przygotowało się na walkę z ASF. - Brakuje chłodni, tylko myśliwi przechodzą kontrole i stosują się do zasad bioasekuracji, a przecież dziki są też w miastach, wirusa przenoszą ludz e- biegacze, grzybiarze. A problem nie jest nowy. Z afrykańskim pomorem świń walczymy od kilku lat. My staramy się to robić skutecznie, by trzoda chlewna jak najmniej ucierpiała - dodają.
Czytaj więcej: