Na trzy dekady w mieście wymazano 30 maja 1960 z pamięci
Do Zielonej Góry przez lata przylgnęło określenie Czerwona Góra, miasto, w którym PZPR miała się dobrze. Wręcz nie wypadało pamiętać o „chuligańskich zamieszkach”
Nazajutrz po Wydarzeniach Zielonogórskich, o których wówczas pisano „zdarzenia”, w „Gazecie Zielonogórskiej” ukazał się znany już nam artykuł o chuliganach i księdzu Michalskim. A później zapadła cisza. Pierwszym, który postanowił odświeżyć tę historię, był zielonogórski dziennikarz.
- Gdyby nie rok 1989, po ten temat zapewne bym nie sięgnął - mówi Konrad Stanglewicz, dziś dziennikarz Radia Zachód. - Właśnie w tym czasie towarzyszyłem mecenasowi Walerianowi Piotrowskiemu w kampanii wyborczej. Zaczął mi opowiadać o tym, co się działo w 1960 roku. W styczniu 1990 powstała „Gazeta Nowa” i postanowiłem zająć się tą historią, ale nie miałem pojęcia, jak to zrobić. Zacząłem oczywiście od źródeł kościelnych. Usiadłem w kurii, zacząłem przeglądać dokumenty. Zapamiętałem sprawozdanie księdza Michalskiego sporządzone na potrzeby Kościoła. Pamiętam też list, petycję, którą mieszkańcy Zielonej Góry jeszcze przed tymi wypadkami skierowali do ministra Sztachelskiego. I arogancką, wręcz bezczelną odpowiedź. Później zacząłem szukać ludzi, ale z tym był kłopot. Dotarłem do kilku, kilkunastu osób. Jedno, co wszystkich łączyło - nikt nie chciał wystąpić pod nazwiskiem, mimo że ta sprawa nie powinna już wówczas bulwersować. Jednak dla tych ludzi wyrok skazujący nie był powodem do dumy.
W 1995 roku ukazuje się książka Bogdana Biegalskiego, Tadeusza Dzwonkowskiego i Mieczysława Szylko „Wydarzenia Zielonogórskie w 1960 roku”. Później jest publikacja prof. Czesława Osękowskiego w Studiach Zielonogórskich. Następuje wysyp opracowań, zbiorów źródeł, ocen... W 2000 roku, w czterdziestą rocznicę wydarzeń, ulicy przy filharmonii nadano nazwę „30 maja 1960 roku”. W 2010 roku obchodzono 50. rocznicę zamieszek. Odsłonięto pomnik znajdujący się przy filharmonii, czyli dawnym Domu Katolickim. Odbyła się wystawa oraz zrealizowano krótkometrażowy film. Pojawiają się pierwsze filmy dokumentalne, a nawet spektakle teatralne. „Pokropek” z roku 2007 wywołał nawet swego rodzaju skandal, a ze sposobu przedstawienia zdarzeń 30 maja 1960 roku w Zielonej Górze nie był zadowolony ani Kościół, ani ludzie mający poglądy diametralnie od duchownych różne.
- Przede wszystkim nikt nie chciał przyjąć do wiadomości, że spektakl był wizją artystyczną, a nie próbą przedstawienia tamtych wydarzeń jeden do jednego - wspomina ówczesny dyrektor zielonogórskiego teatru Andrzej Buck.
Za Wydarzenia Zielonogórskie wzięli się również literaci. Chociażby Marek Jurgoński w „Epopei mniejszej”, w której to, co stało się w majowy poniedziałek 1960 roku opisuje z punktu widzenia dziewięcioletniego dziecka. Z kolei Alfred Siatecki przeprowadził hipotetyczny wywiad z księdzem Michalskim.
Salwa honorowa, poświęcenie pomnika przez biskupa Regmunta oraz zerwanie szarfy przez jedną z najważniejszych osób uroczystości, Krzysztofa Donabidowicza... Tak wyglądały obchody 50. rocznicy Wydarzeń Zielonogórskich. Nie zabrakło kwiatów, koncertu w filharmonii Na wysokości zadania stanęli wszyscy organizatorzy: Kościół, wojewoda i władze miasta. Otwarto wystawy, wydano książkę o tym, co działo się 30 maja 1960 roku w Zielonej Górze. W tym roku szykujemy się do wyjątkowych obchodów rocznicy, mimo że nie jest okrągła...
- Oczywiście wiele razy myślałem o tamtym dniu - dodaje Stanglewicz. - Jak to się stało, że w prowincjonalnym mieście, jakim była przecież Zielona Góra, doszło do takiego wybuchu gniewu. Zwłaszcza w czasach, gdy do milicjanta mówiono „panie władzo” i był utożsamiany właśnie z władzą. To dowód na to, że ludzie postawili się władzy. Społeczność Zielonej Góry to był nadal „zlepek” przybyszów z różnych części Polski, z Kresów, których łączyło tylko jedno, wiara i Kościół. A Dom Katolicki był jedynym miejscem, gdzie czuli się u siebie. Tak, myślę, że tak właśnie było.