- Ta blizna zostanie mu do końca życia! - załamuje ręce Maria Starobrzyńska, mama dziewięcioletniego Bartka, który wbił się quadem w druciany płot
Chłopiec doznał urazów twarzy. Ma rozcięte czoło, poranioną powiekę i podniebienie. - Co za dzień! Ile atrakcji! Najpierw quad, teraz karetka, a za chwilę helikopter! - próbowali żartować ratownicy, żeby chłopiec choć na chwilę zapomniał o potwornym bólu. Do szpitala w Zielonej Górze zabrał Bartka ratowniczy śmigłowiec. Szycie ran zajęło lekarzom ponad godzinę. Bartek był pod narkozą. Ze szpitala wyszedł dwa dni później.
Udział zespołu Quad Team Zachód w pożegnaniu lata, które było 17 września w Szkole Podstawowej nr 8, zaproponował rodzic jednego z uczniów. Nic nie zapowiadało dramatu, a dzieci czuły się bezpiecznie tym bardziej, że dzień wcześniej miały edukacyjne zajęcia z policjantami drogówki. Rzeczywistość jednak ich zaskoczyła... - Quady jeździły po szkolnym podwórku bardzo szybko. Robiły mnóstwo hałasu, wzbijały tumany kurzu. Gdy to zobaczyłam, zabrałam swoje dziewczynki - mówi jedna z matek. Mama Bartka zostawiła go pod opieką nauczycieli. Z przejażdżki rzecz jasna skorzystał. Maszyna, którą jechał, pokonała górkę na terenie szkoły. Miała skręcić i pojechać wzdłuż ogrodzenia. Nie skręciła. Z impetem wbiła się w płot. Kierujący nią mężczyzna próbował uchronić Bartka przed ostrymi drutami. Bez skutku. Drugi z chłopców, siedzący za kierującym, spadł na ziemię. Nic mu się nie stało.
- Teraz zwalają winę na Bartka. W całej szkole słychać, że oparł się o manetkę gazu - mówi oburzona matka chłopca. Zagotowała się ze złości, gdy w lokalnej telewizji pan od quadów mówił, że doszło jedynie do niegroźnych zadrapań. - Moje dziecko wyglądało jak po walce na ringu! - złości się.
Moje dziecko wyglądało jak po walce na ringu!
Na miejscu pojawiła się policja. - Kierujący był trzeźwy, odniósł obrażenia w postaci rany powieki. Dziewięcioletni pasażer ma stłuczenia twarzy - informuje Aneta Berestecka z policji. I dodaje: - Stało się to poza drogą publiczną, dlatego ograniczyliśmy się jedynie do pouczenia. Prokuratura w Żarach sprawdza, czy doszło do narażenia chłopca na - jak określa kodeks karny - „bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu”.
Tomasza Muńkę, dyrektora SP 8, zapytaliśmy, dlaczego dzieci nie jeździły w kaskach. Odpowiada, że zaufał organizatorom przejażdżek. Sam powołał swój własny zespół do zbadania wypadku. - To na pewno ostatnia impreza z quadami - mówi.
W piątek, 23 września do szkoły zawitała kontrola z Lubuskiego Kuratorium Oświaty w Gorzowie. - Sprawdzaliśmy, czy była zgoda rodziców na udział dzieci w takich atrakcjach i jak szkoła zadbała o bezpieczeństwo uczniów - mówi kurator Ewa Rawa. Wyników kontroli jeszcze nie ma, ale matka Bartka zarzutów pod adresem podstawówki nie formułuje. Jak mówi, nauczyciele starali się jak mogli, by zabawa przebiegała bez zakłóceń. Podkreśla też, że Bartkowi udzielono natychmiastowej pomocy.
- Wszystko powiedziałem już policji - mówił „GL” rodzic, który zorganizował przejażdżki. Nie chciał nazwiska w gazecie. Odmówił skomentowania zarzutów Starobrzyńskiej o braku kasków i niefrasobliwości kierujących quadami. Poprosił o kontakt w innym terminie, ale przestał odbierać od nas telefony.
Autor: Grzegorz Kozakiewicz