Na swój „kaloryfer” pracuje od ponad 15 lat
O rzeźbie, rygorystycznej diecie i wielkim poświęceniu rozmawiamy z Piotrem Piechowiakiem, wielokrotnym mistrzem w kulturystyce.
Jakie były Pana początki w kulturystyce?
Wyszedłem z klasycznej piwnicy. Były lata 90., chłopaki ćwiczyli po piwnicach na czym się dało. Prawdziwym luksusem była sztanga. Poza tym podnosiło się np. koła od traktorów. Potem były już wyciągi, jakieś bardziej profesjonalne maszyny. Czasem
komuś ze znajomych udało się wybić nieco wyżej. Do kulturystyki zawsze mnie ciągnęło, obserwowałem zawody, porównywałem sylwetki. Z tygodnia na tydzień również moja forma się poprawiała i tak w 1999 r. pierwszy raz wystartowałem w zawodach w Nowej Soli. I wygrałem. Później pojawiło się więcej znajomych, zacząłem jeździć dwa razy w tygodniu na treningi do Poznania na bardziej profesjonalnym sprzęcie.
Największy sukces?
Trochę tego było... W moich pierwszych mistrzostwach
Polski zająłem szóste miejsce. Przez ostatnie trzy lata za każdym razem stawałem na podium. W zeszłym roku było to pierwsze miejsce w kategorii plus 100 kg. W 2003 r. miałem krótką przygodę ze strongmenami: wie pani, belki, przeciąganie ciężarówek... Zająłem pierwsze miejsce w mistrzostwach Polski, wygrałem Puchar Europy w Gnieźnie. A potem pojechałem na mistrzostwa świata do Chin i byłem szósty.
Jednak to kulturystyka ostatecznie zwyciężyła. Co jest najważniejsze na takich zawodach?
Sędziowie zwracają uwagę na proporcje zawodnika. Na ładne pozowanie. Trzeba jak najlepiej się sprzedać na scenie, pokazać wyseparowane mięśnie bez grama tłuszczu.
Przestrzega Pan zapewne restrykcyjnej diety. Jak wygląda Pana dzień?
Wstaję o godzinie 5, przyjeżdżam na siłownię i zaczynam ćwiczenia. Potem wracam do domu, chwilę pozuję przed lustrem i przygotowuję sobie śniadanie z 15 białek jaj i 100 gramów płatków owsianych. Do tego cynamon i trochę kakao. Kolejne posiłki składają się z 50 g ryżu, łyżki oleju lnianego, 250 g piersi z kurczaka lub indyka, do tego warzywa. Nie ma żadnego podjadania:
nie mogę zjeść nawet owoców, mimo że mam ochotę.
Rodzina Pana wspiera?
Żona i rodzice zajmują się moim 4-letnim synem. Ja po całym dniu ćwiczeń jestem tak zmęczony, że nie mam siły na nic. Poza tym żona sama trenuje, więc mnie rozumie i wspiera.