Na św. Floriana hutnicy się bawią. W karczmie i na combrze
Na świętego Floriana hutnicza brać bawi się na całego. Tak, tak, bowiem ten patron czuwa nie tylko nad strażakami. W tym roku bawiono się w klimacie stadionu i z wiatrem zmian w KGHM.
Ten św. Florian to jakby taki symbol mojego życia – powiedział nie bez wzruszenia Antoni Bludnik chwilę po odebraniu statuetki z patronem hutników, nagrody za ponad 50 lat pracy w KGHM.
– Bo żeby być hutnikiem, coś trzeba w sobie mieć. Bo to nie jest zwyczajna praca...
W piątek, podczas uroczystej akademii z okazji Dnia Hutnika, padło wiele podniosłych słów o znaczeniu hutnictwa miedzi dla kraju, o trudzie i odpowiedzialności. Udekorowano zasłużonych, z których wielu, na scenie, ukradkiem, ocierało łzy wzruszenia. Była orkiestra w barwie miedzi i tak samo ubrane mażoretki. Słowem z pompą, ale i nie jest to dla miedziowego potentata zwykły rok. W 2016 roku, dokładnie 1 maja, minęło 55 lat od chwili przekształcenia „ZG Lubin w budowie” w „Kombinat Górniczo--Hutniczy Miedzi w budowie”. I jeszcze jedna rocznica. 45 lat temu, w lipcu 1971, przekazano do eksploatacji Hutę Miedzi „Głogów I”, wyposażoną w tradycyjne piece szybowe.
Wracamy do kraju Jednak nie było tylko o przeszłości...
– Jesteśmy też u progu prawdziwej rewolucji – stwierdził Krzysztof Skóra, od kilku tygodni prezes KGHM, który na fotelu prezesa zasiadał wcześniej od lutego 2006 do stycznia 2008 roku. – Przede wszystkim czeka nas oddanie do użytku kluczowej inwestycji: pieca zawiesinowego w Głogowie. Kosztuje miliardy, ale i oznacza nowe możliwości i obniżenie kosztów produkcji. Najbliższa przyszłość to także zmiana priorytetów, weryfikacja planów. Mamy zamiar skoncentrować się na złożach miedzi położonych jak najbliżej naszych hut. To naturalny teren naszego rozwoju. Ekspansja poza granice pokazała, że nie zawsze jest to opłacalne.
Na zakończenie prezes Skóra przypomniał, że św. Florian jest patronem ludzi uprawiających zawody wiążące się z ogniem, czyli strażaków, hutników i koksowników, kominiarzy, garncarzy, piekarzy... – Św. Florianie, czuwaj nad nimi! – padło ze sceny.
Nie, nie, na tym święto się nie skończyło. Tak naprawdę to był ledwie początek, gdyż czym ono by było bez karczmy piwnej? W tym roku centralna hutnicza karczma przypominała albo patriotyczną manifestację, albo piłkarski stadion. I to drugie skojarzenie było jak najbardziej uzasadnione, gdyż przewodnim hasłem karczmy było... kibicowanie.
– Bowiem karczma piwna to nie jest jakieś konkretne miejsce, karczma piwna to... tradycja – tłumaczył Paweł Herkt, który był naszym przewodnikiem po symbolice tego spotkania przy piwie. – Karczma piwna nie jest też zwykłą zakładową imprezą integracyjną.
Kufel zamiast biletu
Najpierw „bilet”, czyli kufel. Bowiem pełnoprawnym uczestnikiem karczmy stajemy się w momencie wzięcia w garść okazałego, zdobionego kufla, który zgodnie z zasadami powinien mieć ponad pintę pojemności. Bez wdawania się w szczegóły: grubo ponad pół litra. Każdego roku jest on inny, a jego projekt jest wcześniej starannie wybierany. Natychmiast pojawia się obsługa, czyli fuksy, którzy z gigantycznego metalowego dzbana, o ile jest to jeszcze dzban, nalewa złociste z pianką. Wchodzimy na salę i... szok. Kilkuset chłopa z kuflami w dłoni. Na dodatek wszyscy w biało-czerwonych szalikach, czapeczkach. I wiecie co jeszcze? Żadnej kobiety, która mówiłaby, że ten kufel jest ostatni, że zbyt głośno kibicujesz lub przyśpiewki, którą właśnie intonujesz, nie mogą usłyszeć sąsiedzi. Słowem, cudowny sen kibica. A rolę gigantycznej biesiadnej sali pełniła w tym roku głogowska hala sportowa.
Na podwyższeniu, tak trochę w roli stadionowego gniazdowego, zasiadło prezydium, czyli najwyższa władza piwnej karczmy, na czele z prezesem „w sprawach piwnych nigdy nieomylnego prezydium”. W konfrontacji z tym gremium przestają się liczyć wizytówki, funkcje i stołki, nawet najwyższa władza musi wyrecytować powitalną formułkę, wykonać zadanie i w przypadku niepowodzeń przyjąć „na klatę”, a raczej w gardło, karę. Chociaż oczywiście najważniejszą personę wita się tradycyjnym zaśpiewem „Wstępuj prezesie mój”.
I tak każdy – niezależnie, czy stara hutnicza żerdź (bardzo doświadczony hutnik), hutas (hutnik), a może ledwie sztecherek (adept tego zawodu), wezwany na podium, na którym zasiada prezydium – melduje się pokornie, wygłaszając obowiązkową formułkę, że „stawia się na wezwanie Wysokiego, w Sprawach Piwnych Nigdy Nieomylnego Prezydium” (pisownia oryginalna). Po powitaniu prezesa gremialnie odśpiewany zostaje hymn karczmy piwnej. I chętnie byśmy zacytowali jego fragmenty, podobnie jak i innych przyśpiewek, ale cóż, znajduje się w nich wiele słów uznanych powszechnie za niestosowne.
Dają głos
Z każdym kuflem zgromadzonym kibicom poprawiają się głosy. A my przerażeni myślimy o tym, jak potwornie skomplikowanym przedsięwzięciem logistycznym jest taka karczma. Pomijając już te hektolitry piwa, ale ta ilość golonek... Zwłaszcza że jednocześnie, obok karczmy centralnej, odbywają się karczmy zakładowe, oddziałowe... Cóż, tradycja. Tymczasem – o dziwo – na sali nikomu tradycja do głowy nie uderzyła i kibicowanie nie było zanadto żywiołowe. Byli prezesi, kierownictwo poszczególnych zakładów popisywało się sportowymi i prawie sportowymi umiejętnościami. Sala ubawiła się, gdy parlamentarzyści z Dolnego Śląska nie poradzili sobie ze zniesieniem ciężkiej skrzyni. Była symbolem wyśrubowanego podatku od kopalin, który politycy zobowiązywali się znieść. Zresztą odniesień do tego, czym hutnicy i górnicy KGHM żyją, było znacznie więcej. Krytykowano inwestycje zagraniczne, mówiąc o stadionie Sierra Gorda (kopalnia w Chile), naśmiewano się z wirującej właśnie kadrowej karuzeli, z Putina i problemu uchodźców. Do rzeczywistości odwoływał się także goszczący na karczmie minister skarbu Dawid Jackiewicz. Było o błędach inwestycji za granicą. Rozmaite żarty nie przeszkodziły temu, aby na ręce ministra przekazać prezent od hutników dla prezydenta Andrzeja Dudy. Orła z miedzi.
– Czym hutnicza karczma piwna różni się od tej górniczej?
– Obie tradycje mają wspólne źródło – tłumaczy Herkt. – Jednak znajdziemy sporo detali. Nie ma górniczego skoku przez skórę: mamy w to miejsce kowadło, młot i przekuwanie. Podczas hutniczej karczmy odśpiewywana jest tzw. litania. Natomiast w obu przypadkach to wymaga kilkumiesięcznych przygotowań, pisane są teksty, opracowywane gadżety, piosenki, trzeba wymyślić konkurencje sprawnościowe.
A babeczki na combrze...
Zaraz, zaraz, a panie? W końcu podczas wręczania odznaczeń i nagród rozmawialiśmy z Anną Trusiak, która mówiła, że wprawdzie pracuje w KGHM „tylko” 40 lat, ale związana jest z kombinatem całe swoje życie. Wystąpiła w mundurze górniczym, gdyż karierę zawodową rozpoczynała właśnie w kopalni. I również wybierała się na mniej oficjalną część piątkowej imprezy, a że kobiet do karczmy się nie wpuszcza...
– Spokojnie, bawiłyśmy się znakomicie i faceci do szczęścia wcale nie byli nam potrzebni – śmieje się Anna Cichocka z głogow¬skiej huty. – W zasadzie powinnam o tym opowiadać gwarą góralską, z której trochę się podciągnęłam.
Bo motywem przewodnim combra było „Szpilki na chłopku”. To tylko brzmi tak groźnie, gdyż w praktyce oznaczało to nawiązanie do góralskich tradycji. I tak za stołem zasiadły w prezydium gaździny, a wszystkie uczestniczki otrzymały barwne chusty, którymi musiały się przepasać po „gorolsku”. Panie również się nie rozdrabniały i zamiast piwa na stołach serwowano mocniejsze trunki. Stąd szybko na melodie znanych pieśni: „Hej, bystra wodo”, „Zasiali górale...” popłynęły piosenki, chociaż teksty zapewne zaskoczyłyby ich autorów. Delikatnie mówiąc, zostały zmodyfikowane i dostosowane do „okoliczności przyrody”.
Manna nie spada z nieba
Wróćmy jednak do hutasów i kibicowskiego klimatu.
– Ta centralna karczma trochę jest sztywna, jednak tutaj są prezesi, ministrowie, politycy – podsumowuje Krzysztof. – Trzeba pójść na oddziałowe, gdzie dopiero można sprawdzić odporność kierownictwa na żarty. Dziś jest też trochę drętwo, bo zachodzi u nas na wierchuszce zmiana.
A pracujący ponad 40 lat w KGHM Paweł Malinowski mówi, że nie jest to zwyczajna firma. I nie chodzi tutaj tylko o to, że KGHM jest stabilny, nieźle płaci, a miedź będzie nam jeszcze długo niezbędna.
– To brzmi nieco patetycznie, ale my, ludzie KGHM, naprawdę czujemy, że jesteśmy razem, że jesteśmy wielką rodziną – mówi. – Dlatego nie jest warto pytać nas, czy ważniejszy jest górnik, czy też hutnik. Jak w dobrym małżeństwie, my żyć bez siebie nie możemy. I niech nikt nie myśli, że manna spada nam z nieba. Tak myślicie? To idźcie do pracy w kopalni lub hucie. A teraz i tak jest lżej.
I po takich rozmowach zaczynamy rozumieć, dlaczego nawet we frywolnych tekstach podczas karczmy piwnej słowo Huta zawsze rozpoczyna duża litera.
Święty Florian to patron profesji związanych z ogniem. W młodym wieku został powołany do armii cesarza rzymskiego Dioklecjana (284-305). W roku 304 ujął się za prześladowanymi legionistami chrześcijańskimi, za co został skazany na karę śmierci. Przypisywano mu, obok funkcji wojskowych, dowodzenie oddziałem gaśniczym. Według legendy ocalił płonącą wioskę jednym wiadrem wody... Mają prawo świętować. Zdolność produkcyjna hut KGHM sięga 540 tys. ton miedzi elektrolitycznej i 1,2 tys. ton srebra rocznie. Ten wynik stawia potencjał hutniczy KGHM w rzędzie największych producentów na świecie. Produkcja oparta jest głównie o przerób własnych koncentratów miedzi. |