Na straży ludzkiego życia
Nowosolscy strażnicy miejscy uratowali mężczyznę, który upadł na tory kolejowe, wprost pod koła nadjeżdżającego pociągu. - Dobrze, że widzieliśmy sam upadek. Inaczej nie zauważylibyśmy go - mówią
- Kilka dni temu zdarzyła się rzecz niecodzienna w pracy strażnika miejskiego. Jesteśmy przyzwyczajeni, że są oni blisko ludzi, jednak ratowanie ludzkiego życia zdarza się rzadko – mówi Ewa Batko, rzecznik prasowy nowosolskiego magistratu.
Mowa o sytuacji, w której znalazła się para nowosolskich strażników, Anna Mosorzewska i Marek Matczak. - W godzinach porannych patrolowaliśmy rejon osiedla XXX-lecia – opowiada strażniczka. - Byliśmy między wiaduktem a przejazdem kolejowym na ul. 1 Maja, jechaliśmy meleksem i zauważyliśmy mężczyznę, który szedł, w pewnym momencie zachwiał się i upadł na torowisko, między szyny. Zatrzymaliśmy meleksa, wysiedliśmy i pewnym momencie zauważyłam światła jadącego pociągu, jadącego po tym samym torze, w kierunku Zielonej Góry – mówi A. Mosorzewska. - Wtedy zaczęliśmy biec, mieliśmy do niego jakieś 50 metrów. On próbował się dźwignąć, ale nie dawał rady, na dodatek przeszkadzała mu torba z ciężką wiertarką. Złapaliśmy go za ręce i nogi i zaczęliśmy go wyciągać. Na dodatek przechodził w takim miejscu, gdzie zaraz obok jest rów i krzaki. Są tam wydeptane ścieżki przez tory a on był akurat w takim miejscu, gdzie ścieżki nie było – relacjonuje. Choć pociąg był blisko, mężczyznę udało się odciągnąć w bezpieczne miejsce.
Uratowany miał podwójne szczęście. Po pierwsze, w tej okolicy i o tej porze raczej trudno o ratunek, bo zagląda tam niewiele osób. Druga sprawa to fakt, że strażnicy zauważyli upadającego mężczyznę. Gdyby w tej samej sekundzie patrzyli w drugą stronę, nie byłoby szans na ratunek. - Gdybyśmy nie widzieli momentu w którym upadł na tory, to w ogóle byśmy go nie widzieli. Z naszej strony było pełno krzaków, więc kompletnie nie widzieliśmy go jak leżał – zgodnie potakują mundurowi.
- Sporo osób przechodzi tam przez tory. Mamy tam służby, kontrolujemy i tłumaczymy tym ludziom, że tamtędy przechodzić nie wolno. Słyszymy wtedy „a gdzież ja będę wiaduktem iść, tędy wszyscy chodzą!”. Mówią, że widzą nadjeżdżający pociąg. Ale przecież różnie może się zdarzyć. Każdy może stanąć krzywo, skręcić nogę, poślizgnąć się, upaść i uderzyć głową o szynę. Różnie bywa – przekonuje M. Matczak.
Kolejny argument za tym, by na wysokości osiedla powstała kładka bądź tunel dla pieszych? Z pewnością.
Sytuacja ta przypomina podobną, ubiegłoroczną interwencję, w której również brała udział nowosolska strażniczka.
- Dyżurny zgłosił, że na torowisku między dworcem a przejazdem w okolicy ul. Topolowej, leży człowiek. Przyjechaliśmy na peron i jak zauważyliśmy, że ktoś leży na torach, to pociąg był już tak blisko, że wiedziałam, że nie zdążę dobiec. Więc biegnąc ściągnęłam kamizelkę odblaskową i machałam do maszynisty żeby się zatrzymał. Pociąg zaczął hamować, my w ostatniej chwili dobiegliśmy i dopiero zauważyliśmy, że to były ubrania ułożone na kształt człowieka. Kukła z reklamówką. To było straszne – opowiada.