Na przyjęcie do lekarzy rodzinnych i pediatrów w Bydgoszczy trzeba czekać nawet kilka dni

Czytaj dalej
Fot. Grzegorz Olkowski
Dorota Witt

Na przyjęcie do lekarzy rodzinnych i pediatrów w Bydgoszczy trzeba czekać nawet kilka dni

Dorota Witt

- Proszę przyjść jutro - miał usłyszeć w przychodni dziadek dziecka, które kaszlało i gorączkowało. Na przyjęcie do lekarzy rodzinnych i pediatrów trzeba czekać nawet kilka dni. Co robić?

‎Pan Janusz chciał dostać się do lekarza rodzinnego w Centrum Medycznym „Zachód” przy ul. Grunwaldzkiej. Miał katar, silny kaszel.

- Zaproponowali mi wizytę w za cztery dni. To po prostu kpina z pacjenta – denerwuje się. - Przez tyle czasu to można wykitować albo zarazić połowę Bydgoszczy.

Od kierownika przychodni słyszymy, że żadna skarga nie wpłynęła. Ale temat jest, bo przyznaje, że jeśli danego dnia jest już pełne obłożenie pacjentów, a zgłaszają się kolejni chorzy, których objawy nie są wskazaniem do pilnego przyjęcia, mogą usłyszeć, żeby przyszli następnego dnia. Kto i kiedy weryfikuje, czy ich objawy są na tyle poważne, że bez wizyty u lekarza się nie obejdzie, skoro ci nie mają czasu, bo przyjmują szczęściarzy, którym udało się zarejestrować? Chory w rejestracji opowiada, z czym przychodzi: jeśli ma wysoką gorączkę, odczuwa ból w klatce piersiowej, jest przyjmowany od razu – przynajmniej tyle wynika z deklaracji kierownika przychodni.

[polecane]6645207;1;Masz informacje? Redakcja Expressu Bydgoskiego czeka na #SYGNAŁ[/polecane]

W tej przychodni aktualnie codziennie grafiki lekarzy są wypełnione, taki mamy okres, że zachorowań na grypę i infekcje grypopodobne jest więcej. A lekarzy mniej – w całym województwie brakuje ponad 1,8 tys. lekarzy specjalistów, w tym 750 lekarzy rodzinnych (choć w tej akurat przychodni problemów kadrowych nie ma) i 200 pediatrów.

Właśnie z dostaniem się do pediatry problem miał pan Włodzimierz z Fordonu. Jak opisuje, z gorączkującą wnuczką poszedł do Przychodni Tatrzańskiej przy ul. Witkiewicza.

O godz. 4.00 nad ranem – według relacji dziadka – stan dziewczynki się pogorszył: temperatura mocno wzrosła, kaszel był duszący, doszło osłabienie. - Przetrwaliśmy do świtu, o 8.20 wybrałem się do przychodni i usłyszałem, „możemy zarejestrować dziecko dopiero na jutro”.

Nie czekał, do lekarza poszedł z dzieckiem po 18. w ramach nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej.

- Przyjmujemy tylu pacjentów, ilu jesteśmy w stanie przyjąć – mówi Małgorzata Janczewska, dyrektorka placówki, pediatra. - Sama do gabinetu wchodzę nie o 8., jak powinnam, a już o 7.30, kiedy tylko rozpoczyna się rejestracja na dany dzień i przyjmuję wszystkich, którzy się zgłoszą. Mamy sezon wzmożonej zachorowalności na grypę i infekcje rzekomo grypowe, dlatego tworzą się kolejki. Gdy danego dnia brakuje miejsc, pacjent może być umówiony na kolejny. W rejestracji pracuje pielęgniarka, która instruuje rodziców, jak zadziałać do czasu przyjęcia przez lekarza. Sama też odbieram telefony od rodziców, udzielam porad. Zdarza się, że proszę opiekunów, by obserwowali stan dziecka, zadzwonili za 2-3 godziny. Gdy się pogarsza – przyjmuję dziecko tego samego dnia. Taki system się sprawdza o ile rodzice chcą słuchać i dostosować się do naszych rad.

NFZ ma pomysł na to, jak skrócić kolejki, najpierw do lekarzy rodzinnych: wykluczyć z nich tych, którzy co prawda porady potrzebują, ale niekoniecznie udzielonej osobiście, bo wystarczyłby telefon do lekarza. W ich miejsce w kolejkę mieliby wskoczyć ci, którzy teraz, chorzy, odsyłani są z kwitkiem i ustawiają się niepotrzebnie w kolejkę na SOR-ze.

Więcej informacji w sprawie w poniedziałkowym "Expresie Bydgoskim".

Dorota Witt

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.