Na przedpolach jubileuszu
Rok następny sypnie jubileuszami i tak wielkimi jak stulecie odzyskania niepodległości przez Polskę, i tak nobliwymi jak sześćsetlecie nadania praw miejskich Łomży, i skromniejszymi jak pięćdziesięciolecie utworzenia Muzeum Wojska w Białymstoku.
Ta lista się wydłuża, a ja dzisiaj chcę przypomnieć i o zbliżającym się pięćdziesięcioleciu powstania w naszym regionie środowiska historycznego. Bywali tu od wieków zacni badacze dziejów Rzeczypospolitej i krajów ościennych, trudzili się, dodawali sławy naszym ziemiom i miastom, zostali po sobie księgi uczone. Chylę głowę przed ich dokonaniami. Środowisko historyczne, to jednak coś więcej i wcale nie chodzi o wymiar statystyczny. To zbiorowość, która ze sobą współpracuje nie z racji sprawowania funkcji i etatów, ale w imię podejmowania nowych oryginalnych tematów badawczych, poszukiwania źródeł, prowadzenia dyskusji, popularyzowania przeszłości, prowadzenia studiów i wychowywania następców. Skupia nas muza Klio, misja, pasja.
Student Wiesław Kuczyński
Urodzony w 1952 roku, absolwent LO im. Bartosza Głowackiego w Tomaszowie Lubelskim. Do Białegostoku trafił w 1972 roku trochę z przekory, bo to aż czterysta kilometrów odległości, a może trochę i ze strachu przed wysokimi progami na uczelniach lubelskich. Nasze miasto zachwyciło Wiesława, centrum wywołało wrażenie wielkości na mieszkańcu dziesięciotysięcznej powiatówki, okolice ul. Świerkowej uspokajały wszechobecną zielonością. Jeszcze bardziej radowały młodego adepta wiedzy: kadra Wydziału Humanistycznego Filii w Białymstoku (filolodzy, historycy, pedagodzy, psycholodzy), koleżanki i koledzy, lokalne klimaty.
Wśród wykładowców rej wodzili warszawiacy: doc. Andrzej Wyrobisz (ojciec założyciel), doc. Ewa Wipszycka-Bravo (historia starożytnia, kto ją zaliczył, ten mógł poczuć się studentem), doc. Elżbieta Kaczyńska (siła napędowa Zakładu, następnie Instytutu Historii) i doc. Teresa Monasterska (dziekan Wydziału), doskonale rokujący Adam Manikowski i Stefan Meller. Aż spod Tatr ściągnął Henryk Ruciński, z Zagłębia Hanka Konopka, z pobliskiej Ostrowi Mazowieckiej dojechałem i ja. Byli jeszcze inni, nasze zastępy szybko rosły. Wśród nielicznych sił miejscowych wyróżniali się - z zupełnie różnych powodów - Józef Kowalczyk i Wiesław Jagodziński. Wkrótce dołączyli i pierwsi właśni wychowankowie, wśród nich Józef Maroszek i Jan Jerzy Milewski.
Cywil z elementami wojskowymi
Istniał przy Świerkowej również mały garnizon, którym dowodził ppłk Andrzej Radlmacher, a otaczali go między innymi oficerowie: Henryk Ciesielski, Andrzej Krasuski, Henryk Kuich, Stefan Masztak. Dlaczego tak? Bo w 1971 roku ruszył na FUW nowy kierunek studiów: historia z przysposobieniem obronnym. Wcześniej był tu mariaż filologii polskiej z historią, a w 1973 roku wystartowała historia.
Wojsko na studiach to temat bardzo wdzięczny do wspominania. Każda polska wyższa uczelnia miała własne Studium Wojskowe. Zdaniem „generałów” było jednak zupełnie odwrotnie, to przy wojsku istniały uniwersytety. Każdego semestru na dwa tygodnie zamienialiśmy się w podchorążych, trochę zastraszonych, z przymusu podgolonych, wyglądem przypominającym bardziej maruderów niż chłopców malowanych. W opinii dowódców byliśmy elementem wybrakowanym, pozaregulaminowym. Kapitan Kucejko, stary frontowiec zwykł mawiać: „Student, żebym ja był tak wysoki, jak wy jesteście głupi, to bym mógł klęcząc(!) księżyc w dupę pocałować.
Byłem świadkiem w Studium Wojskowym UW na Czerniakowie, kiedy major od map egzaminował Ryszarda Parulskiego, znakomitego polskiego szermierza. Podchorąży wił się jak żmija, major zdenerwowany przedłużający się odpytywaniem oświadczył: koniec z tymi unikami, daję wam ostatnie pytanie i albo, albo. Czy z ergepanca można strzelać do samolotów przeciwnika?; rgpanc, to był ręczny granatnik przeciwpancerny, rura trzymana na ramieniu, z cholernie silnym odrzutem. Podchorąży Ryszard patrząc majorowi prosto w oczy wycedził … można. Nie skończył, tamten ryknął: mam was, dwója, wyjść. A pytany spokojnie rozszerzył swą wypowiedź - można panie majorze, jak samolot stoi na lotnisku. Egzaminującego omal szlak nie trafił.
Przy Świerkowej było oczywiście lepiej, chodziło przecież o coś ważniejszego - kierunek. W. Kuczyński przysięgą złożył w koszarach przy ul. Kawaleryjskiej, ćwiczenia należne odbył, zmądrzał zgodnie z założeniami taktyczno-operacyjnymi, bardzo wzbogacił słownictwo o słowa i zwroty niezbędne w wojsku i tak dosłużył się starszego szeregowca podchorążego, choć powinien zostać aż kapralem. Jako cywil dostał szansę dołączenia do kolegów o rok młodszych, którzy kontynuowali studia historyczne już w cyklu pięcioletnim magisterskim.
Nasi wychowankowie
W. Kuczyński kumplował z Witalisem Maliszewskim (wicedyrektor Automobilklubu Podlaskiego) i Anatolem Wakulukiem (znany działacz polityczny, dziennikarz; nie żyje). Z grona studentek poprosił o wymienienie (uporządkowałem nazwiska wedle alfabetu): Janinę Czyżewską (kultura, samorząd miejski), Barbarę Gitcher - Malesę po zawarciu małżeństwa z Piotrem, kolegą z roku (ceniona bibliotekarka), Krystynę Krajewską, z męża Grabowska (Centrum Edukacji Nauczycieli, wieloletnia dyrektor, mąż Andrzej, też kolega z roku), Urszulę Grądzką-Karwowska (nauczycielka w Kolnie), Halinę Parafianowicz (prof., Uniwersytet w Białymstoku). Teraz jeszcze kilku kolegów: Jerzy Bieńkowski (nauczyciel w Otwocku), Jan Błaszko (gospodarzył, uczył, działał w Janowie), Janusz Chaniewski (hurtownia), Stanisław Konstantynowicz (nauczyciel w Glinojecku), Wojciech Kowalczuk (Muzeum Podlaskie, etnograf), Aureliusz Pajkiert (USA), Jerzy Pieniowski (Podlaski Urząd Wojewódzki), Józef Waczyński (Muzeum Wojska), Roman Wyroślak (wychowawca w areszcie w Gdańsku).
Spotykali się w salach wykładowych, akademiku też przy ul. Świerkowej (w pobliżu stały ule, rosły drzewa owocowe, ćwierkały ptaszki w tym raju doc. Franciszka Januszka), w pobliskim „blaszaku” (ani słowa więcej), na obozach naukowych (m.in. w Morgownikach), wyprawach za miasto (mieli własnych muzykantów). Potem podjęli pracę zawodową, robili kariery na różnych polach i poletkach (wpisali się i w dzieje NZS oraz „Solidarności”), część z nich rozjechała się po Polsce i świecie. Pozostali sobie bliscy, czworo niestety odeszło na wieczny spoczynek, kilkoro się zagubiło, ale i im pewnie od czasu do czasu śnią się scenki ze Świerkowej tamtych lat.
Wiesław po powrotach uzyskał stopień mgr historii w 1986 roku. Dał się poznać jako dobry organizator już na studiach (przewodniczący Rady Uczelnianej ZSP-SZSP), liderował w „Almaturze” i Centrum Informacji Turystycznej, zakładał koła Polskiego Związku Wędkarskiego (trenował rzuty i na asfalcie przed „Kujonkiem”), aż stał się szefem tej firmy w 1977 roku i do dziś bije rekordy życiowe w połowach (w mijające wakacje wyciągnął karpia o wadze 12 kg). Mówi o sobie, że miał zawsze dużo energii i jeszcze więcej pomysłów, pracę zmieniał co 4-5 lat, był nawet kierownikiem giełdy warzywnej, a mniej dziwi zatrudnienie w Parku Krajobrazowym Puszczy Knyszyńskiej i Podlaskim Urzędzie Marszałkowskim (rybactwo i myśliwstwo).
Piękna przyjaźń
W 2002 roku zawiązał się samorzutny komitet organizacyjny i 30 lat po rozpoczęciu studiów spotkali się najpierw na UwB, potem mniej oficjalnie. Byłem z nimi jako dawny opiekun rocznika, uległem nastrojom sentymentalnym. Komitet się nie rozwiązał, przewodniczy mu prof. H. Parafianowicz wspierana przez Jankę Czyżewską, Krysię Grabowską, Wiesława Kuczyńskiego i Józka Waczyńskiego, który tylko co zastąpił W. Maliszewskiego. Powstał film, krążą zdjęcia (jest ich około 200), wzbogaca się teczka z opowieściami. 30 września tego roku znów się spotkają w Białymstoku w Instytucie Historii i Nauk Politycznych, następnie w Sowlanach. Jeśli jeszcze ktoś z zainteresowanych o tym nie wie, to niechaj zadzwoni pod nr tel. 796428810 (sekretarz komitetu). Będzie fajnie! Będzie i pożytecznie, bo historycy białostoccy szykują się do wspomnianych obchodów półwiecza istnienia środowiska.ą
PS. Poprosiłem Wiesława o dowcip w sam raz na wakacje. Oto on. Kto taki wędkarz? - cichy wariaciunio; a kto zacz myśliwy? - głośny wariat; a kto wędkarz i myśliwy w jednej osobie - kompletny!