Na Pomorzu na dwa śluby przypada jeden rozwód
Słowa „i nie opuszczę cię aż do śmierci” powoli coraz mniej znaczą dla Polaków. Jak wynika z badań demografa prof. Piotra Szukalskiego z Uniwersytetu Łódzkiego, poświęconych rozwodom we współczesnej Polsce, w ubiegłym roku doszło do rozstania 64 tysięcy małżeństw. Przy czym rekordy rozwodowe bite są w dwóch województwach - na Mazowszu i, niestety, na Pomorzu.
W naszym województwie rozstało się 4719 par, z tego większość - 3618 w miastach i 1091 w regionach wiejskich.
Coraz większa liczba rozwodów to ogólnokrajowa tendencja. W całym kraju najgorzej sytuacja wygląda właśnie w dużych miastach, gdzie się rozwodzi 44 proc. małżeństw. O wiele rzadziej rozstają się pary na wsi, gdzie zanotowano niespełna 23 proc. nieudanych związków.
Dwa śluby, jeden rozwód
Demografowie korzystają przeważnie ze wskaźnika porównującego ze sobą liczbę rozwodów oraz liczbę nowo zawartych małżeństw w tym samym roku.
I tak na Pomorzu (to dane z 2015 roku) wskaźnik ten wyniósł 398 rozwodów na tysiąc nowych związków. Na wsi doszło do 245,2 rozwodów na tysiąc zawartych ślubów, w miastach - i jest to najwięcej w całym kraju - prawie 490, czyli na dwa śluby przypadał niespełna jeden rozwód.
Za nami w tej smutnej statystyce plasują się miasta województw dolnośląskiego (485,6) i lubuskiego (477, 2).
Związki nieformalne
Niewykluczone, że dane te nie wynikają jedynie z decyzji zrywania więzów małżeńskich, ale z szerszego problemu wzrastającej niechęci lub nieufności do samej instytucji małżeństwa. Od kilku lat spada bowiem liczba zawieranych w Polsce małżeństw. Równocześnie szacuje się, że co trzecia polska para mieszka ze sobą bez ślubu.
Jak wynika z ubiegłorocznych badań GUS, już co czwarte polskie dziecko rodzi się w związku nieformalnym. Im bardziej na zachód, tym częściej. W Polsce przoduje w tym województwo zachodniopomorskie, gdzie na świat przychodzi zaledwie 59 proc. „ślubnych” dzieci.
Zróżnicowana sytuacja panuje na Pomorzu, gdzie rodzi się 29 proc. dzieci nieślubnych. Przy czym w konserwatywnym powiecie kartuskim odsetek ten spada do 15,6 proc., zaś w Słupsku i okolicach rośnie aż do 43 proc.!
- Mimo podkreślania przez rządzącą opcję polityczną konserwatywnych wartości obserwujemy zjawisko odwrotne, zwane efektem reaktancji - wyjaśnia prof. Hanna Brycz, psycholog społeczny z Uniwersytetu Gdańskiego. - Im bardziej czegoś się zabrania, tym mocniejsze dążenie do przywracania wolności wyboru. Coraz mniej, zwłaszcza młodych ludzi, chodzi do kościoła. I coraz częściej odrzucają nie tylko ślub kościelny, ale także instytucję małżeństwa.
Kobieta mówi nie
Wróćmy do rozwodów. Decyzję o rozwiązaniu małżeństwa podejmują najczęściej pary z 5-9-letnim stażem. Czyli takie, którym minęło już pierwsze zauroczenie, a nie pojawił się związek przyjacielski.
I to głównie kobiety (66,7 proc.) chcą rozwodu. Im mniejsza miejscowość, z mniejszą liczbą rozwodów, tym częściej - jeśli już - pozew do sądu wnosi żona.
- Rozwody w mniejszych miejscowościach, choć rzadsze, w poważniejszym stopniu związane są z przemocą - mówi prof. Hanna Brycz. - Kiedyś nie było społecznego przyzwolenia na rozwód, dziś kobiety coraz śmielej, nierzadko przy wsparciu otoczenia, walczą o swoje prawa.
Ból zdrady
Kolejna grupa rozwodników to ludzie, którzy przeżyli ze sobą kilkadziesiąt lat i - mimo że związek nie był udany - decydują się na rozwód dopiero po opuszczeniu domu przez dzieci. Część z tych rozstań spowodowana jest znalezieniem przez jedno z małżonków, głównie mężczyznę, młodszej partnerki. Zresztą to zdrada w 25 proc. przypadków sprawia, że dwoje ludzi nie widzi już szans na bycie ze sobą.
- Dzisiejsze małżeństwa są już zdecydowanie inne niż te zawierane przez naszych rodziców i dziadków - twierdzi profesor Brycz. - Ludzie doświadczeni tragedią wojny i trudnościami ekonomicznymi tworzyli bardziej trwałe związki. Poza tym w społeczeństwie bardziej były zakorzenione wartości chrześcijańskie. W wielu środowiskach rozwód był czymś nie do zaakceptowania. Dziś o rozwodzie myśli się łatwiej.