Na Podkarpaciu jest wiele dzieci, które zostały bez rodziców wyjeżdżających z Polski za pracą.
Ministerstwo Edukacji Narodowej na zlecenie Rzecznika Praw Dziecka przebadało polskie szkoły pod kątem „eurosieroctwa”. Wyniki zostały właśnie opublikowane. Jak się okazuje Podkarpacie należy do czterech regionów, w których jest najwyższy odsetek uczniów pozostawionych przez rodziców wyjeżdżających do pracy za granicę. Częściej decydują się na to ojcowie i matki z miasta niż ze wsi.
Nie dbali o formalności
Zjawisko to doskonale znają nauczyciele i dyrektorzy szkół. W Szkole Podstawowej nr 1 w Rzeszowie praktycznie nie ma roku szkolnego, by w którejś z klas nie było ucznia pozostawionego pod opieką babci lub tylko jednego z rodziców.
- W ostatnich latach sytuacja się już trochę unormowała, ale pamiętam takie sytuacje, kiedy sądownie musieliśmy ustalać, kto jest formalnym opiekunem dziecka. Na przykład okazywało się, że rodzice zostawiając pociechę z babcią, nie zadbali o to, by uregulować kwestie formalne - opowiada Teresa Kunecka, dyrektorka szkoły. - To rodziło wiele problemów począwszy od podpisania dokumentów po wzywanie karetki. Dziś częściej to jedno z rodziców wyjeżdża - przyznaje.
Zaznacza, że nauczyciele i szkolny psycholog zawsze wiedzą, którzy uczniowie są w takiej sytuacji i starają się okazywać im szczególną uwagę.
- Niestety, nic nie jest w stanie zrekompensować braku rodziców w domu. Skutek dla dzieci zawsze będzie destruktywny, bo do prawidłowego rozwoju potrzebują obojga opiekunów - komentuje Elżbieta Gruca-Bielenda, rzeszowska psycholog. - Ostatnio wspierałam rodzinę, w której matka długo była nieobecna i zjawiła się w okresie dojrzewania. Wzmogły się wtedy zachowania ryzykowne, bo dziecko było przyzwyczajone do tego, że nadzoru rodzicielskiego praktycznie nie ma. Pojawiły się problemy z nauką, bo jedno z rodziców, przytłoczone obowiązkami zawodowymi nie było w stanie tego dopilnować - dodaje.
Są też takie sytuacje, kiedy nastolatkom, którym finansowo niczego nie brakuje, wydaje się, że wolno im więcej niż jest w rzeczywistości.
Na szczęście dyrektorzy szkół obserwują ostatnio nowe zjawisko, czyli powrót dzieci urodzonych lub wychowanych za granicą do polskich szkół.
- Nawet teraz mam kilkoro takich dzieci wychowanych w USA, Francji, pochodzących z Ukrainy, ale mających polskie korzenie. Bardzo się wyróżniają, bo są nauczone dyscypliny, kultury osobistej, o wszystko pytają, dociekają - mówi Teresa Kunecka. - Chętnie uczą się też języka polskiego, a jeśli wyjeżdżają to już ze świetnym polskim akcentem - uśmiecha się.