80 lat temu kopalnia "Szarlej Biały" stała się "Orłem Białym". Nastąpiły zmiany na lepsze. Wcześniej robotnicy zakładu tlenku cynku przy tej kopalni masowo zatruwali się ołowiem.
Na początku lat 30. XX wieku los robotników, którzy pracowali w zakładach tlenku cynku przy kopalni "Biały Szarlej" w Brzezinach, był naprawdę fatalny. Wytwarzali przez prażenie i przepalanie rudy niezbędny przemysłowi tlenek cynku, ale przy jego produkcji ulatniały się śmiertelnie groźne opary. Ludzie chorowali na ołowicę, a gdy tracili siły, wyrzucano ich z pracy. Panował kryzys, na miejsce jednego chorego pracownika czekało dziesięciu innych.
Zakład w Brzezinach należał wtedy do firmy Giesche. W 1930 roku spółka bez skrupułów wyrzuca z pracy 38 robotników, którzy zapadli na widoczną ołowicę. Dziennik "Polonia" ujmuje się wtedy nie tylko za zredukowanymi, ale także za całą skażoną dzielnicą. W tamtych czasach zakłady w ogóle nie przejmowały się ochroną środowiska. Protesty przeciwko zatruwaniu należały do rzadkości.
Gazeta pisze o zakładach: "W zatrutej atmosferze pracować muszą robotnicy bez żadnego zabezpieczenia. Każdy z nich po kilku miesiącach jest chory. Gazy zatruwają krew, wyniszczają i wyczerpują organizm. Także i ludność w Brzezinach cierpi z powodu trucia. Roślinność i zwierzęta skazani są tutaj na zagładę".
Dziennik apeluje do firmy Giesche, żeby "przez wzgląd na sprawiedliwość i ludzkość" zadbała o ochronę przed trującymi oparami, a tym "męczennikom", którzy już stracili w zakładzie młodość i zdrowie, zapewniła godny byt. Ale nic z tego. Inspektor Roman Grabianowski wyrzuca osłabionych ludzi z roboty. Ten inżynier, powstaniec wielkopolski, sprawny inżynier długo będzie pracować w śląskim przemyśle, także po wojnie. A jednak w Brzezinach nigdy mu nie zapomną, jak "bezceremonialnie i nie po obywatelsku" traktował chorych robotników.
Walka prasy o Brzeziny powoduje, że sprawa staje się głośna. Pojawia się tutaj lekarz H. Kołodziej, który w "Warszawskim Czasopiśmie Lekarskim" w 1933 roku publikuje wstrząsające wyniki swoich badań. Lekarz uznaje zakłady tlenku cynku w Brzezinach za najgorszego truciciela w kraju, a może i na świecie. Chociaż robotnicy "bardzo często zatajają objawy zatrucia z obawy o pracę", większość z nich ma ołowicę.
Rok później zakład przejmuje amerykańska spółka. Wprowadza zasady ochrony zalecone przez specjalistów. Apele śląskich dziennikarzy o to, żeby władze "żelazną miotłą wyczyściły fabrykę gazów trujących w Brzezinach" odnoszą nareszcie jakiś skutek.