Na Naramowicach miasto poniosło klęskę. Wyciągnijmy z tego wnioski
Tramwaj na Naramowice nie jest warunkiem wystarczającym, żeby rozwiązać problemy komunikacyjne, ale jest warunkiem koniecznym. Bez niego inne działania będą skazane na porażkę – mówi Łukasz Mikuła, radny Platformy
Kogoś nie lubimy, więc życzymy mu jak najgorzej, na przykład „Obyś na Naramowicach mieszkał!” Czy to trafne stwierdzenie?
- Chyba nie tak do końca. Gdyby tak było, to mieszkania na Naramowicach w ogóle by się nie sprzedawały. Nikt, by ich nie budował. Nikt, by nie chciał tam mieszkać. Akurat jest to dzielnica, w której w ostatnich latach najszybciej przybywa nowych mieszkańców . Sprawdziłem wszystkie 42 osiedla Poznania, z danych statystycznych wynika, że na Naramowicach jest największy wzrost.
Biorąc pod uwagę wielość i złożoność problemów, jakie dotknęły tę część Poznania, czy można stwierdzić, że miasto poniosło tutaj klęskę?
- Tak, zgadzam się z tym. Trzeba przyznać, że Naramowice są klęską pod względem świadomej polityki rozwoju urbanistycznego miasta. Tutaj ten rozwój dokonał się samorzutnie, bez wiodącej roli samorządu. Był bardzo jednostronny, nakierowany głównie na deweloperskie inwestycje mieszkaniowe. Co więcej nie towarzyszyły temu inwestycje w infrastrukturę transportową i społeczną. Będziemy starali się nadgonić pewne rzeczy, które nie zostały dopilnowane przede wszystkim w pierwszej dekadzie XXI wieku. Przykład Naramowic stanowi nauczkę na przyszłość. Mówi, że na terenach o podobnym potencjale należy równolegle prowadzić komercyjne inwestycje mieszkaniowe, budować infrastrukturę społeczną i system transportu.
Jaki problem, Pana zdaniem, jest najbardziej naglący i wymaga podjęcia natychmiastowych kroków?
- Nie będzie zaskoczenia, jeśli powiem, że komunikacja. Natomiast w dłuższej perspektywie należy przyjrzeć się infrastrukturze społecznej. Trzeba dokładnie sprawdzić, jak w stosunku do znanych planów inwestycyjnych ma się pojemność przedszkoli, szkół, miejsc rekreacji i kultury. Może w tej chwili nie są to problemy tak bardzo medialne, bo koncentrujemy się na korkach na Naramowickiej, które nam codziennie doskwierają. Tymczasem brak miejsc w placówkach oświatowych ujawnia się najczęściej raz w roku podczas rekrutacji, ale w dłuższym czasie może być on równie problematyczny. Dlatego o tych sprawach należy myśleć z pewnym wyprzedzeniem.
Czy z optymizmem myśli Pan o budowie trasy tramwajowej na Naramowice?
- Tak, bo nie jesteśmy już na etapie rysowania palcem po mapie. Toczą się konkretne prace projektowe. Inwestycja została wpisana na krajową listę kluczowych projektów do dofinansowania z funduszy europejskich. Raczej nie przerywa się projektów na tym poziomie zaawansowania. Kiedy ostatecznie pojedzie tramwaj, kiedy zakończą się poszczególne etapy tej inwestycji, to już trudniej powiedzieć. Jestem jednak pewny na 99 proc., że w ciągu paru lat trasa tramwajowa na Naramowice zostanie uruchomiona od pętli Wilczak przynajmniej do ulicy Błażeja.
Czy tramwaj rozwiąże problem komunikacyjny Naramowic?
- Na pewno w jakiś sposób rozładuje korki. Budowa pierwszego etapu trasy tramwajowej to jednak za mało. Jeśli chcemy rozwiązać występujące tutaj problemy komunikacyjne, musiałaby ona być przedłużona do ulicy Małe Garbary. Trzeba też pomyśleć o połączeniach poprzecznych do tej trasy. O ile większa część dzisiejszej zabudowy Naramowic jest położona dość blisko tej trasy tramwajowej, to tereny, na których Poznańskie Towarzystwo Budownictwa Społecznego będzie budowało kolejne mieszkania są położone bardziej na wschód, za ulicą Rubież. Tutaj jest potrzebna przynajmniej ulica Nowa Stoińskiego. Warto pomyśleć również o budowie parkingu P&R na końcówce trasy tramwajowej, ale w pierwszym etapie może zabraknąć na to odpowiedniej lokalizacji. Tramwaj na Naramowice nie jest warunkiem wystarczającym, żeby rozwiązać problemy komunikacyjne, ale jest warunkiem koniecznym. Bez niego inne działania będą skazane na porażkę.
Jeśli powstanie trasa tramwajowa, to czy potrzebna jest Nowa Naramowicka?
- Oczywiście, bez niej także nie da się tu nic zrobić. Natomiast można dyskutować o jej parametrach, o tym na jakim odcinku ma być dwujezdniowa, na jakim jednojezdniowa, jakie mają być skrzyżowania. Stara Naramowicka kiedyś była wiejską drogą, prowadzącą do dwóch-trzech podpoznańskich wsi. Absolutnie nie nadaje się na to, by być zbiorczą trasą obsługującą całą dzielnicę i jeszcze przenoszącą ruch w kierunku centrum z obszarów położonych dalej na północ.
Jak pod względem planistycznym wygląda ten rejon miasta? Czy mamy tutaj do czynienia z niekontrolowaną zabudową?
- Większość inwestycji w rejonie starej Naramowickiej i rezerwatu Żurawiniec powstała bez planu zagospodarowania. Deweloperom pewnie łatwiej było tutaj budować na podstawie decyzji o warunkach zabudowy i tzw. zasady „dobrego” sąsiedztwa. Wyjątkiem jest korytarz planowanej Nowej Naramowickiej, który 10 lat temu został zabezpieczony planem miejscowym. Natomiast plan obowiązywał na terenach, które w sumie do dziś nie są zabudowane. To obszar na wschód od ulicy Rubież, miedzy innymi po dawnym gospodarstwie ogrodniczym, a także teren, który teraz należy do PTBS. Został on dość ciekawie zaprojektowany pod kątem przyszłej dzielnicy mieszkaniowej.
Czy to co zdarzyło się na Naramowicach jest dla miasta nauczką na przyszłość?
- Oj, na pewno. Chcę zaznaczyć, że nie mam nic przeciwko deweloperom, którzy tam lokalizowali swoje inwestycje, czy już szczególnie osobom, które tam zamieszkały. Natomiast źle się stało, że miasto w zasadzie wycofało się ze swej roli. Powinno być podmiotem, który świadomie kształtuje swoją przestrzeń. Tymczasem na Naramowicach wszystko co zbudowano opiera się właściwie na pojedynczych decyzjach administracyjnych. Nie pojawił się tutaj istotny element, którym jest partycypacja prywatnych inwestorów w przedsięwzięcia publiczne. I wyszło, jak wyszło. Teraz najważniejsze jest, by nie powtórzyć tych błędów przy Wolnych Torach, czy też w trójkącie Franowo-Szczepankowo-Kobylepole. Przy powstawaniu tak dużych dzielnic mieszkaniowych trzeba myśleć o wszystkim, jednocześnie realizować inwestycje w różnych sferach. Nie wolno pozwolić na dowolność lokalizacyjną i przypadkową zabudowę, ponieważ później miasto i tak musi wziąć odpowiedzialność za stworzenie infrastruktury transportowej i społecznej, ale wtedy nie ma już z kim podzielić się kosztami tych inwestycji. Co więcej są one wtedy trudniejsze i bardziej kontrowersyjne, ponieważ działamy w obszarze już zabudowanym.
O co w tej chwili w pierwszej kolejności trzeba się zatroszczyć?
- Najważniejsze są Wolne Tory. O nich trzeba przede wszystkim myśleć. Tutaj także mamy prywatnych właścicieli. Są też zakusy, by teren zabudowywać po kawałku, realizując odrębne projekty. Priorytetem jest, aby Naramowice były lekcją dla Wolnych Torów. Przykładem, jak nie należy postępować. Trzeba mieć przemyślaną wizję tej dzielnicy, konkretny plan działania włącznie z inwestycjami komunikacyjnymi, zanim Wolne Tory zostaną zabudowane. Później naprawdę będzie trudno, co pokazuje przykład tramwaju na Naramowice.
Łukasz Cieśla w „Głosie” opisywał kontrowersyjną sprawę właśnie z Naramowic. Okazuje się, że pewnej spółce miasto wydało warunki zabudowy na budynki mieszkalne przy ulicy Maków Polnych, a inny właściciel terenu, znajdującego się tuż po sąsiedzku, bezskutecznie o nie zabiega. Dlaczego?
- W przypadku odmowy wydania decyzji są problemy dotyczące dojazdu do nieruchomości: czy może się on odbywać bezpośrednio z ulicy Naramowickiej, czy też przez ulicę Maków Polnych, będącą w dodatku częściowo we władaniu Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Natomiast faktem jest, że warunki zabudowy na osiedle przy Wydziale Geografii są dość zagadkowe, bo jest to zabudowa wielorodzinna, której w sąsiedztwie nie ma. Gdybym to ode mnie zależało, to pewnie nie ryzykowałbym wydania takich warunków zabudowy. Jednak do każdej sprawy należy podchodzić indywidualnie, dlatego nie chcę generalizować. W historii miasta było dużo decyzji kontrowersyjnych, za które obecne władze i dyrekcja Wydziału Urbanistyki i Architektury zbierają nie zawsze zasłużone cięgi.
----------------------------------------------------------------------
Naramowice. Sypialnia zamiast mieszkania
KOMENTARZ ADAMA PAWŁOWSKIEGO
Brak inwestycji w miejski transport. Brak w infrastrukturę. Brak planów zagospodarowania. Brak pomysłu na tę część miasta. Oddanie jej w ręce deweloperów. Realia Naramowic bardzo łatwo dzisiaj definiować. Tylko, że nie zmieni to sytuacji tysięcy osób żyjących na osiedlach wybudowanych wzdłuż wąskiej, starej, wiejskiej ulicy. A ma być jeszcze więcej. I osiedli, i mieszkańców. Paradoksalnie to nadal atrakcyjna część Poznania.
W tym wydaniu zajmujemy się sprawą planów zagospodarowania Naramowic. Jednemu inwestorowi miasto wydaje warunki zabudowy, a innemu, choć ich działki ze sobą sąsiadują, nie chce. Dlaczego? Chęci wyjaśnienia przez urzędników tej sprawy nie są przekonujące - odsyłam Państwa do artykułu Łukasza Cieśli. Ale warto też spojrzeć na nią szerzej. To kolejny problem związany z planem zagospodarowania przestrzennego Naramowic, jaki miasto powinno rozwiązać, a nie potrafi. Gdy 15 lat temu ta część Poznania stała się modna, mieszkania sprzedawano na pniu. Przeprowadzce na Naramowice towarzyszyło uznanie przyjaciół, znajomych.
Bliskość centrum, bliskość Warty, dużo zieleni były zachętą do kupna mieszkania i... mieszkania. Wiem, bo mnie też przyciągnęły Naramowice. Mało kto zwracał uwagę na coraz bardziej korkującą się starą Naramowicką. Tym bardziej, że zapowiadano budowę Nowej Naramowickiej. Przenosili się tu mieszkańcy innych dzielnic i wiążący swoją przyszłość z Poznaniem Wielkopolanie. Pięć lat temu dziennikarze „Głosu” zapytali naramowiczan jak im się żyje. Nie było już optymizmu i dumy. Chcieli mieszkać, ale trafili do sypialni. Stąd nie tylko do pracy czy szkoły, ale dosłownie po wszystko trzeba jeździć. Może dlatego głównym problemem Naramowic jest, była i będzie komunikacja. Nie da się normalnie żyć na dużych osiedlach, podpiętych pod jedną ulicę. Ale żal nie skupiał się na staniu w korkach, tylko braku chęci ze strony miasta chociaż minimalnej poprawy sytuacji. Do dzisiaj niewiele się zmieniło.