Rozmowa z Mateuszem Polaczykiem, wicemistrzem świata w kajakarskim slalomie. Był typowanym do medalu olimpijskiego, ale w Rio go zabraknie.
Olimpijczycy pakują już stroje, szykują się do wyjazdu na igrzyska. W tym gronie pana nie będzie. Dlaczego?
Cóż, odpowiem bardzo konwencjonalnie, taki jest sport. Mistrzem, a w moim przypadku wicemistrzem świata jest się przez chwilę, a później ponownie należy udowadniać swoją wyższość nad rywalami. Wierzyłem, że zdołam swoją pozycję obronić i powalczę w Rio o olimpijski medal. Maciej Okręglak, młodszy kolega z reprezentacji, okazał się jednak ode mnie lepszy w wewnętrznych. Mogę jedynie mu serdecznie pogratulować. Będę trzymał mocno za niego kciuki by wrócił z igrzysk z medalem.
Nie uważa pan, że system kwalifikacji do igrzysk w waszej dyscyplinie jest trochę niesprawiedliwy? Czy przynajmniej medalista mistrzostw świata nie powinien mieć automatycznie zapewnionej kwalifikacji, by mógł spokojnie przygotowywać się do najważniejszej imprezy?
To byłoby chyba sprawiedliwsze, lecz wydaję mi się, że sedno tkwi w liczbie zawodników z danego kraju mogących brać udział w igrzyskach w danej dyscyplinie. W lekkoatletyce jest ich trzech w danej konkurencji, jeżeli oczywiście uzyskają wymagany wskaźnik. W kajakarstwie górskim tylko jeden, nawet jeżeli trzech, tak jak to było w naszym przypadku, zajęło w mistrzostwach świata miejsca teoretycznie premiujące do startu w igrzyskach. Stąd też nasz związek opracował wewnętrzny regulamin kwalifikacji. Mieliśmy zdobywać punkty w kwalifikacjach do reprezentacji, a później w czasie mistrzostwa Europy oraz zawodach ICF RANKING w Bratysławie. W sumie sześć startów (suma kwalifikacji do reprezentacji, czyli trzy najlepsze z czterech startów liczone jako jeden).
Jako wicemistrz świata przystępował pan do tych eliminacji z uprzywilejowanej pozycji. Miał pan na starcie trzy punkty przewagi nad Maćkiem. Co takiego się wydarzyło, że nie zdołał pan jej utrzymać?
Moją zmorą były drobne błędy przy pokonywaniu bramek, a to łączyło się z punktami karnymi. „Czysty” przejazd zaliczyłem w ostatniej eliminacji w Bratysławie, lecz mimo zwycięstwa nie zdołałem już zniwelować strat do Macieja.
A nie można było wolniej, ale dokładniej?
Tak się nie da. Kto nie ryzykuje, ten nie ma szans na wysokie miejsce. W moim przypadku trudno było mówić o ryzyku albowiem punkty karne łapałem w większości na prostych elementach. I to było bardzo deprymujące.
Czyli poza umiejętnościami trzeba mieć też sporo szczęścia?
Oj i to bardzo. To jest rwąca woda, wiry, wymyślne przeszkody, a przy tym bramki, których nie można ominąć. A teraz przed sędziami nic się nie ukryje. Kamery dokładnie obserwują nasze zmagania, a arbiter od wideo dostrzeże każde uchybienie, stąd też wiele 50 karnych punktów za ominięcie bramki. Chwila nieuwagi, drobny błąd i zamiast zwycięstwa jest miejsce poza finałem.
Tym razem szczęście było przy Macieju, który od ubiegłego roku jest w waszym teamie rodzinnym, gdzie trenerem jest… pana starszy brat Henryk. Nie zmieniło to waszych relacji rodzinnych?
W żadnym wypadku. Nadal wspólnie trenujemy, staram się wesprzeć Macieja swoim doświadczeniem.
Byliście też w trójkę na zgrupowaniu w Rio. Jak przebiegały treningi na olimpijskim torze?
W stosunku do ubiegłego roku tor nieco się zmienił. Organizatorzy dokonali pewnych modyfikacji. Jest wymagający. Staraliśmy się poznać jego tajniki. Z jakim skutkiem przekonamy się o tym w sierpniu po występach Macieja. Mnie pływało się całkiem, całkiem.
Nie żałuje pan, że nie jest pan na jego miejscu?
Oczywiście, że tak, jestem naładowany energią, gotowy do startu w Rio, lecz muszę pogodzić się z faktem, że swoją szansę na olimpijski medal być może wykorzystam dopiero za cztery lata w Tokio. Z drugiej strony cieszę się że jestem zdrowy, a absencja na igrzyskach to przecież nie jest koniec świata. Za rok we francuskim Pau będę bronił vice mistrzostwa świata i fajnie by było w końcu wygrać te zawody. Dwa srebra i brąz już mam w kolekcji.
Jakie zatem ma pan jeszcze plany na ten sezon?
Obecnie przebywam na zgrupowanie reprezentacji przed Rio w Pradze, gdzie pomagam Maćkowi w treningu. A później będę obserwował telewizyjne relacje ze zmagań naszych olimpijczyków w Rio. We wrześniu wystąpię jeszcze w zawodach Pucharu Świata w Pradze i Lublianie, a później ma zaplanowany odpoczynek. W listopadzie ruszają przygotowania do kolejnego sezonu.
Maciej, to młody kajakarz, bez olimpijskiego obycia, poradzi sobie z tak dużą presją?
Wierzę, że tak. Jesteśmy teamem, który wspólnie pracuje na jak najlepszy wynik w Rio. Zaliczam go do grona kilku młodych wilków którzy mogą zaskoczyć właśnie na igrzyskach. Poza tym, on nie ma nic do stracenia, a gdy dostanie się do finału będzie musiał postawić wszystko na jedną kartę bo każdy z finałowej dziesiątki będzie chciał wygrać.