Na Lumumbowie nigdy nie było nudno, zawsze coś się działo
Po II wojnie światowej Łódź stała się miastem akademickim. Powstało też miasteczko studenckie, które do dziś nazywane jest Lumumbowem.
Pan Janusz mieszkał na Lumumbowie w latach 1960 - 1967. Pamięta, że stało wtedy tylko kilka domów studenckich.
- W Balbinie mieszkały dziewczyny - wspomina. - W akademiku bez nazwy chłopaki. Był jeszcze dom dla studentów Akademii Medycznej.
Uniwersytet Łódzki został powołany do życia 24 maja 1945 r. Od początku znaczną część jego studentów stanowili młodzi ludzie spoza Łodzi. Przyjeżdżali tu na studia nie tylko z woj. łódzkiego. Młoda uczelnia borykała się z problemami lokalowymi, więc nikt nie myślał o budowaniu miasteczka akademickiego. Studenci spoza miasta musieli sami szukać sobie kwater. Szczęśliwcy znajdowali miejsce w tzw. tymczasowych domach studenckich. Znajdowały się w różnych punktach Łodzi. W książce „Mój uniwersytet” Stanisław Bąkowicz podaje, że na taki dom przeznaczono dwa piętra kamienicy przy ul. Piotrkowskiej 105. Studenci mieszkali też przy al. Kościuszki. Tam mieściło się Międzyuczelniane Półsanatorium Domu Studenta. Tymczasowe domy powstały też m.in. przy ul. Zamenhofa 13, Jaracza 34, Ciesielskiej 6, Ogrodowej 28, Karolewskiej. Studenci Uniwersytetu Łódzkiego mieszkali też w willach w Arturówku.
- Jednym z pierwszych inicjatorów stworzenia miasteczka studenckiego był prof. Józef Chałasiński - rektor Uniwersytetu Łódzkiego od 1949 r. - pisze w swej książce Stanisław Bąkiewicz. Chciał on stworzyć wielki kompleks budynków uniwersyteckich zapewniających właściwe funkcjonowanie uczelni. W kompleksie miały powstać także liczne domy studenta. W tym samym czasie intensywnie działał także, z ramienia organizacji młodzieżowych, Studencki Komitet Domów Akademickich. Komitet dążył do polepszenia warunków mieszkaniowych studentów.
W 1949 r. władze Łodzi zadecydowały, że takie studenckie miasteczko, a w zasadzie dzielnica akademicka, powstanie w okolicach ówczesnej ul. Nowotki (dziś Pomorskiej), niedaleko cmentarza na Dołach. Wcześniej rozważano jego budowę m.in. na Widzewie, na wschód od ul. Niciarnianej.
Stanisław Bąkowicz podaje, że prace nad projektem dzielnicy studenckiej zostały zakończone w kwietniu 1951 r. Miało ono powstać między ul. Wierzbową, Uniwersytecką, Konstytucyjną, Pomorską i Narutowicza i zajmować ok. 70 hektarów. Akademiki miano zaś zbudować w okolicy ul. Bystrzyckiej, czyli dzisiejszej Lumumby. Miano tam stworzyć miejsca noclegowe dla ok. 10 tys. studentów.
Ale budowę pierwszego w Łodzi domu studenckiego rozpoczęto już w 1948 r. Był to akademik Politechniki Łódzkiej, nazywany do dziś „Tygrysem”. Pierwsi studenci wprowadzili się do niego w 1951 r. Mogło w nim zamieszkać 450 osób. Była to jednak tylko kropla w morzu potrzeb rozwijającej się Łodzi akademickiej. Już po roku oddano do użytku kolejny akademik. Tym razem „Balbinę”. W 1952 r. wzniesiono dwa kolejne domy studenckie należące do łódzkiej Akademii Medycznej („Medyk” i „Synapsa”).
By mogły pomieścić więcej studentów ustawiano w nich piętrowe łóżka. Młodzi ludzie spali w klubach, salach przeznaczonych do gier, świetlicach. W 1954 r. na osiedlu stanął kolejny akademik, już piąty. Był to dom zwany „Pretorem”. Potem przez lata mieszkali w nim m.in. studenci prawa. Myślano też o rozwoju kulturalnym łódzkich studentów. Pewnie dlatego już w 1953 r. oddano do użytku kino „Studio”, które działało na Lumumbowie do początku lat 90. XX wieku, kiedy spłonęło.
Janusz Szczepaniak opowiada, że kiedy w 1960 r. rozpoczął studia na wydziale matematyki Uniwersytetu Łódzkiego, to udało mu się dostać miejsce w akademiku. Do Łodzi przyjechał z niewielkiej wsi koło Opoczna.
- Ale, gdy się wprowadziłem do akademika to już nie było w pokojach piętrowych łóżek - zaznacza pan Janusz. - Mieszkałem w pokoju z trzema kolegami. Był to czas, gdy akademiki nie były koedukacyjne. W osobnych budynkach mieszkali chłopcy i dziewczyny.
Pan Janusz wspomina, że pokój był skromnie urządzony. Stały cztery żelazne łóżka, jakaś szafka, krzesła. Ale do skromnego życia studenta zupełnie to wystarczało.
- Co miesiąc zmieniano nam pościel, a co dwa tygodnie przychodziła sprzątaczka - dodaje emerytowany matematyk. - Zwłaszcza wizyta sprzątaczki bardzo się przydawała. Wiadomo, że gdy w pokoju mieszka czterech chłopaków to żaden nie garnie się do sprzątania. Jeden ogląda się na drugiego. A w pokoju mieliśmy parkiet. Sprzątaczka pięknie pastowała podłogę, myła łazienki. Potem mieliśmy dwa tygodnie, by wszystko pobrudzić.
Janusz i jego koledzy stołowali się w mieście. Stołówka dla humanistów znajdowała się przy ul. Buczka, czyli dzisiejszej ul. Kamińskiego. Studenci kierunków ścisłych jedli na ul. Piotrkowskiej. - W Gęsiówce, tak nazywaliśmy ten bar - dodaje Janusz Szczepaniak. - Tam jedliśmy śniadania, obiady, kolacje.
W jego czasach nie było wolnych sobót. Tak więc życie towarzyskie rozpoczynało się zwykle w sobotę wieczorem. Wtedy odbywały się wieczorki taneczne. Grała na nich orkiestra. Ci, którzy nie chcieli iść na zabawę, zbierali się w akademickim pokoju.
- Grało się w karty, głównie w brydża - wspomina pan Janusz. - Było do tego oczywiście piwko. Na inne trunki brakowało z reguły pieniędzy, choć czasem wypiło się z kolegami coś mocniejszego. Jakiś większych imprez, burd nie było. Gdy doszło do ekscesów to zbierał się sąd koleżeński. Można było stracić miejsce w akademiku i jeszcze mieć kłopoty na uczelni. A miejsce w domu studenckim nie było drogie. Wielu studentów pochodziło z biednych rodzin, więc każdy dbał, by go nie stracić.
Ryszard Czubaczyński wieloletni dyrektor Muzeum Miasta Łodzi, były dyrektor łódzkiej Estrady, a także pracownik Łódzkiego Ośrodka Telewizyjnego, na Lumumbowie zamieszkał w latach 50. XX wieku. W 1955 r. przyjechał ze Skierniewic na egzaminy wstępne na wydział filologiczny Uniwersytetu Łódzkiego. Z rodzinnego miasta, absolwent tamtejszego gimnazjum im. Bolesława Prusa, jechał do Łodzi pociągiem. Gdy z niego wysiadał, jakaś pani rozerwała mu siatką jedyne spodnia od garnituru. Podczas egzaminu wstępnego siedział sztywno na krześle, zasłaniając dziurę na udzie. W pewnym momencie jeden z profesorów zapytał go dlaczego siedzi tak sztywno. Nasz bohater nie owijając w bawełnę opowiedział co się stało. Śmiechu było co niemiara...
- To były czasy, gdy człowiek miał jedne spodnie i garnitur - uśmiecha się Ryszard Czubaczyński. - Łódź powitała mnie jako noworysza zupełnie innymi elementami. Ludzie mieli tu w domu telewizory. Co prawda były to odbiorniki „Wisła”, z ekranem wielkości komórki, ale były to telewizory!
Pan Ryszard był szczęśliwy, że dostał miejsce w domu studenckim. Czasem idzie popatrzeć na osiedle na którym mieszkał.
- Otoczenie akademika się zmieniło, ale wejście jest takie samo - twierdzi pan Ryszard. - Układ portierni jest niemal identyczny.
Zaraz powracają wspomnienia. Choćby takie, że największym sukcesem studentów było przechytrzenie portiera. Prześlizgnięcie się niezauważony po wyznaczonej godzinie, przemycenie jakiejś dziewczyny lub kolegi.
- Kto oszukał portiera to był wśród studentów kimś! - śmieje się dziś Ryszard Czubaczyński.
Nie ma już śladu po stojącej na Lumumbowie budki pani Wiśniewskiej. Otwierała ją, gdy odbywały się na osiedlu potańcówki, nazywane przez niektórych grzecznie wieczorkami tanecznymi, a przez innych rockendrolowymi szaleństwami. U pani Wiśniewskiej zawsze można było kupić tzw. wino patykiem pisane.
Ryszard Czubaczyński wspomina też, że w czasach gdy mieszkał na Lumumbowie nazywano go miejscowym bardem. Wieczorami chodził z kolegami i śpiewał pod oknami akademików jakieś serenady. Jeden z kolegów grał na gitarze, on układał jakieś słowa.
- Zawsze chciałem robić to czego specjalnie nie umiałem, czyli śpiewać - tłumaczy Ryszard Czubaczyński. - Ale dziewczyny otwierały okna, wyglądały przez nie i o to chodziło!
Osiedle akademickie zmieniło się. Nie tylko dlatego, że wyremontowało akademiki. Obok nich wyrósł stadion i hala Akademickiego Związku Sportowego.
- W jego miejscu była mała łąka po której się biegało - dodaje pan Ryszard. - Droga na Radiostację była wielkim pustkowiem. Często szliśmy pieszo na uniwersytet pokonując puste pola. Polonistyka mieściła się przy ul. Lindleya.
Jednym z mieszkańców Lumumbowa był nieżyjący już Marek Jackowski, twórca i lider zespołu Maanam. Na tym osiedlu mieszkał w latach 1964 - 1969. Na Uniwersytecie Łódzkim studiował anglistykę.
- W każdym akademiku, w każdym klubie co sobotę i niedzielę były wieczorki, gdzie grały różne zespoły - wspominał przed laty znany muzyk. - Kiedy młodzi studenci przyjeżdżali po raz pierwszy do akademików, straszyło się ich, że tutaj rządzi „banda Koko” z Bystrzyckiej - tak kiedyś nazywała się ul. Lumumby. „Koko” to była słynna w okolicy postać, ale nie pamiętam, żeby ktokolwiek z jego kompanów zrobił jakiemuś studentowi krzywdę. Kontakty były towarzyskie: cześć - cześć. A kiedy na początku studiów wypuściliśmy się z akademika na pierwsze winko do miasta i natknęliśmy się na „bandę Niedźwieckiego”, kierowaną przez syna znanego boksera, nie dostaliśmy spodziewanego łomotu. Chuligani darzyli studentów dużą sympatią i nawet odprowadzili nas do tramwaju.
W 1961 r. ul. Bystrzycką przemianowano na ul. Patryka Lumumby, pierwszego premiera Demokratycznej Republiki Konga, zamordowanego przez przeciwników politycznych. To od jego imienia wzięła się nazwa łódzkiego osiedla.
W latach 60. XX wielu osiedle akademickie zaczęło się rozbudowywać. W 1966 i 1968 r. oddano do użytku dwa nowe akademiki przeznaczone dla dziewczyn. Z czasem powstawały kolejne.
- W 1965 r. powstał projekt utworzenia ciągu pawilonów handlowo-usługowych dla miasteczka studenckiego - zauważa w swej książce Stanisław Bąkiewicz. - Projekt zrealizowano w latach 1966 - 1967 zaopatrując osiedle studenckie w dwa oddzielne pawilony zawierające m.in.: sklep spożywczy, zakład krawiecki, szewski, punkt przyjęć bielizny do prania, księgarnię, urząd pocztowy, zakład fryzjerski i bar.
W 1967 r. na terenie już dość sporego miasteczka uniwersyteckiego wybudowano stołówkę studencką. Sąsiaduje ona z „Balbiną”, czyli II Domem Studenta UŁ. Poprzednio studenci spożywali posiłki w stołówce znajdującej się w baraku przed „Pretorem”, czyli III DS-em. Po likwidacji stołówki w baraku studenci dojeżdżali do stołówki przy ul. Piotrkowskiej. Wybudowanie na osiedlu studenckim stołówki mogącej wydawać ok. 500 posiłków dziennie po niewysokiej cenie było dużym udogodnieniem.
W latach 80. XX wieku za stołówką stanął wieżowiec „Olimp”, w którym zamieszkali studenci z wyższych lat.
Dziś na osiedlu znajduje się 12 akademików. Dziewięć należy do UŁ, dwa do Uniwersytetu Medycznego, a jeden do Politechniki Łódzkiej.
Jednym z najsłynniejszych mieszkańców Lumumbowa był Krzysztof Skiba, znany muzyk, satyryk, członek zespołu Big Cyc. Twierdzi, że spędził na tym osiedlu ciekawy okres swojego życia.
- Na Lumumbowie mieszkałem siedem lat - mówił nam Krzysztof Skiba. - I był to czasy ważne dla mojego życiorysu. Studiowałem, tam przeżyłem stan wojenny, przygody opozycyjne. Wtedy tworzyła się Pomarańczowa Alternatywa, odbywały się happeningi. Na Lumumbowie poznałem żonę. Tam też urodził się mój starszy syn. Byliśmy z żoną studentami. Mieszkaliśmy w akademiku „Balbina”, w pokoju wielkości budki telefonicznej. Nie było „Bebika”, pieluch. Była kompletna bieda, syf. Jeszcze prześladowania ze strony SB, ale daliśmy radę! Byliśmy pełni optymizmu. Zawsze uważałem, że pozytywnie trzeba patrzeć na świat. Wtedy też powstał zespół Big Cyc. Tak więc przez te 7 lat wiele działo się w moim życiu.
Opowiadał, że w jego studenckich latach osiedle pełniło rolę studenckiej enklawy. Wolnego miasteczka, znajdującego się trochę dalej od centrum. Niesamowitą atmosferę tworzyły kluby studenckie.
- Mieliśmy swoją stację radiową, czyli radio „Kiks” - wspominał Krzysztof Skiba. - W tych klubach wiele się działo. Były koncerty, dyskoteki, różne wydarzenia kulturalne. Dziś ciężko to sobie wyobrazić, ale kulturalne życie młodzieżowe toczyło się nie na ul. Piotrkowskiej, a na Lumumbowie. Poza tym nikt z nas nie chodził się bawić do centrum miasta. Tam znajdowały się kluby, na które nie było nas stać. Były też obstawiane przez alfonsów, prostytutki, cinkciarzy, agentów SB. Młodzi ludzie nie chodzili natomiast do „Malinowej”.