Na Kubie zdobył brąz. Witał go sam Fidel Castro. Mija 40 lat od pamiętnego sukcesu Kicki [ZDJĘCIA]
Z drugiej strony medalu jest taki pomnik znajdujący się na Kubie, gdzie odbywają się wszystkie wiece i uroczystości państwowe. Oprócz krążka, od władz państwowych otrzymałem jeszcze nagrodę, 400 zł - wspomina zdobycie brązowego medalu mistrzostw świata w boksie Zbigniew Kicka.
- To już replika tamtego medalu. Oryginał poszedł na licytację Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Najważniejsze są wspomnienia. Dziś tylko one pozostały - dodaje pierwszy polski medalista mistrzostw świata, a obecnie mieszkaniec Radlina.
Najpierw była szychta w kopalni, później trening.
Od pamiętnego sukcesu minęło 40 lat. Jednak Zbigniew Kicka pamięta bardzo dobrze nie tylko przebieg tamtych zawodów, ale i całej kariery.
Miał 18 lat, kiedy przyjechał do Górnika Radlin. Karierę zaczynał w BTS Bielsko-Biała. - Najpierw pracowałem na Marcelu, a później 2,5 godziny przed końcem zmiany zwalniali mnie na trening - przyznaje Kicka. Jak wspomina, zawodnicy nie mogli liczyć na taryfę ulgową. Mało tego, gdy któryś z nich "zabalował", to później zjeżdżał do pracy na cały miesiąc. Nie było łatwo. - Dawali do takiej roboty, że głowa boli, ale za karę. Odechciewało się balang. Za moich czasów było z 7 takich zawodników, którzy "lubili" sobie popracować. Najczęściej dwa, trzy miesiące na dole. Ale ja im powiedziałem tak: "wybaczcie, jestem niepijący i niepalący" - wspomina dalej.
Długo w Radlinie nie trenował
Przeszedł do Pszowa, gdzie było więcej zawodników z Bielska-Białej. Tam później święcił olbrzymie sukcesy. Były one poprzedzone ciężkimi treningami. Trenerem był tam Antoni Zygmunt, który obserwował go jeszcze, gdy Kicka boksował w Bielsku-Białej. - To był bardzo wymagający trener. Trening dwa razy dziennie. Zasuwaliśmy także w weekendy. Przez długi okres nazywano go nawet katem. Ale miał nosa do bokserów - wyjaśnia.
Trenowali w hali na szybie Ignacy. Dziś tam jest restauracja i dom przyjęć. Oprócz bokserów, swoje zajęcia mieli tam także ciężarowcy. Nie było problemów. Miasto wspierało klub, kopalnia dawała też pieniądze. Był potrzebny sprzęt, a także wyjazdy na obozy. Brakowało jedynie sali do rozgrywania meczów.
- Pojedynki ligowe bokserzy rozgrywali w Miejskim Ośrodku Kultury. Ring stał na scenie - wyjaśnia Bogusław Kołodziej, autor książki "90 lat Towarzystwa Sportowego Górnik Pszów".
To jednak nie przeszkadzało zawodnikom triumfować. Zbigniew Kicka był dwukrotnie złotym i srebrnym medalistą Indywidualnych Mistrzostw Polski. Natomiast drużyna w 1974 roku zajęła III miejsce w Drużynowych Mistrzostwach Polski. Kicka, walczący w wadze półśredniej, był wyróżniającym się zawodnikiem. Nic więc dziwnego, że został powołany do kadry Polski.
W Hawanie przywitał się nawet z Fidelem Castro
Gdy Międzynarodowe Stowarzyszenie Boksu poinformowało, że w 1974 roku w Hawanie na Kubie zostaną zorganizowane mistrzostwa świata amatorów, Zbigniew Kicka był od razu brany pod uwagę w kontekście składu na wyjazd.
Zanim jednak otrzymał powołanie, musiał pokazać się na zgrupowaniu. Miał pięciu konkurentów w swojej wadze. Byli to zawodnicy milicyjnych i wojskowych klubów, co miało duże znaczenie.
- Trenerzy obserwowali nas w sparingach. Dzielono nas po trzech do narożnika i co dwie minuty była zmiana w walce. Oni między sobą spokojnie boksowali, a na mnie przerzucali całe siły, żeby złamać górnika i wyrzucić ze składu. Ciężko było. Po każdej walce byłem padnięty, ale to mi się podobało. Z dnia na dzień forma rosła - mówi Kicka. Przed kluczowymi sparingami, które miały zadecydować o składzie na mistrzostwa świata, Kicka zrobił sobie wolne. Odzyskał świeżość i nie pozostawił złudzeń, kto poleci do Hawany.
Kadra przygotowywała się w Cetniewie. Trenerzy zdawali sobie sprawę, że zawodnicy muszą być przygotowani na trudne warunki na Kubie i wpadli na oryginalny pomysł. Bokserzy przygotowywali się w... szklarni, gdzie były posadzone pomidory. Był czerwiec. Walka z cieniem, skakanka, tor przeszkód - i tak codziennie. - Po 10 -15 minutach leciało z człowieka 1,5 kg wagi. Słońce cały czas grzało, a my ubrani jeszcze w dresy ortalionowe - tłumaczy bokser.
Trenerzy wiedzieli, że w Hawanie będzie bardzo ciężko. Po wylądowaniu samolotu, zawodnicy skarżyli się na warunki. Wychodząc z pokładu, niemal zderzali się z ciepłem. - Piekło, oddychało się ciepłym powietrzem - mówili na miejscu zawodnicy. Plan trenerów po części wypalił. Pierwsze dwie rundy zawsze były dla polskich zawodników. Dopiero w trzeciej nasi bokserzy spisywali się słabiej. Najlepszy był Kicka, choć niewielu na niego stawiało.
Byłem pewny, że wygrałem - wspomina półfinał sprzed 40 lat Zbigniew Kicka
Przed ćwierćfinałem był skazany na porażkę. Jego przeciwnikiem był słynny jugosławianin Marijan Beneš, mistrz Europy. - Każdy się go bał. Do tego momentu wygrał 45 walk, z czego 37 przed czasem. Czasami tak lał zawodników, że aż przykro było patrzeć - wyjaśnia Zbigniew Kicka. Walka zapowiadała się pasjonująco. Do tego stopnia, że sam Fidel Castro odwiedził trenującego Polaka i przywitał się z nim. Później obserwował jego walki. Kicka wygrał na punkty i to zdecydowanie u pięciu sędziów. W półfinale naprzeciw stanął Clinton Jackson ze Stanów Zjednoczonych. Był znacznie wyższy od Kicki, ręce też miał strasznie długie. Wyglądał znacznie lepiej od Polaka, jeżeli chodzi o warunki. Trenerzy z Kicką postanowili, że od początku będzie atakował, bo najlepszą obroną jest atak. Zawodnik Górnika Pszów niemal przez całą walkę inicjował ataki, ale sprytny Jackson każdy z nich kończył delikatną kontrą. Nie były to silne ciosy, ale trafiał. Amerykanin był słabszy. W trzeciej rundzie Kicka powalił go nawet na deski! Jednak Jackson wstał, a wkrótce rozbrzmiał gong.
- Z trenerami byłem przekonany, że wygrałem. Miałem cholernego pecha. Jackson miał czarną skórę i trzech sędziów też... Przegrałem 2-3. Byli solidarni. Stwierdzili, że mój atak nic mu nie sprawił. Nie można było się odwołać, to były inne czasy. Ostatecznie dostałem brąz, też fajnie - podsumowuje Kicka.
Wielu obserwatorów było zdania, że Polak był lepszy. Jackson chyba też. Dowodem sytuacja z 1975 roku. Kiedy Polacy pojechali na mecz do USA, Jackson wiedząc, że w jego wadze wystąpi Kicka (do 67 kg), zrezygnował i walczył w kategorii do 69 kg...
Dla mnie byłeś lepszy
Obok olbrzymiego sukcesu w Hawanie, zanotował dobry start na Igrzyskach Olimpijskich w Montrealu w 1978 r. - Nie czułem się tam najlepiej, zająłem 5 miejsce, ale raczej zasłużenie. Mimo tego, po walce otrzymałem od jednego z Polaków mieszkających w Kanadzie replikę brązowego medalu. Powiedział mi: Dla mnie byłeś lepszy. Ponadto władze pozwoliły mi zostać w Kanadzie do ceremonii zakończenia IO. To był wyjątek, bo przegrani wracali od razu do domu - wspomina Kicka. Na krajowym podwórku niemal nie miał sobie równych. Dwukrotnie był mistrzem Polski (1978, 1979) oraz wicemistrzem Polski (1973, 1974). Z drużyną Górnika Pszów był też brązowym medalistą Drużynowych Mistrzostw Polski. Osiem razy był reprezentantem kraju w meczach międzypaństwowych 1974-1978 (5 zwycięstw, 3 porażki). Dwa razy zwyciężył w turnieju "Czarne Diamenty" (1974 i 1977), a w 1973 r. na zawodach zajął drugie miejsce. Po zakończeniu kariery był trenerem. Do dziś służy radą młodym zawodnikom. Mieszka w Radlinie.