Na horyzoncie Komisja Wenecka, a w tle sprawa o plagiat. I wyrok...
– Mnie trudno jest dziś udowodnić, że nie jestem wielbłądem – mówi prof. Bogusław Banaszak, przeciwko któremu od 11 lat toczy się sprawa o plagiat. Tymczasem sąd wydał nieprawomocny, niekorzystny dla naukowca wyrok...
Prof. dr hab. Bogusław Banaszak, dziekan Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Zielonogórskiego, może zasiąść w Komisji Weneckiej, międzynarodowym gremium, w którym do tej pory Polskę reprezentowali: była premier Hanna Suchocka i prof. Krzysztof Drzewiecki. Kończy się im czteroletnia kadencja. Minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski zapowiada, że będą zmiany. Wymienia się kandydaturę prof. Banaszaka. – Rzeczywiście, dostałem pytanie, czy zgodziłbym się zasiąść w Komisji Weneckiej. Odpowiedziałem, że tak – przyznał się nam prof. Banaszak.
Oficjalnej decyzji jeszcze nie otrzymał
Za to we wtorek ponownie został wybrany na dziekana Wydziału Prawa i Administracji UZ. Jest on twórcą kierunku prawo, które na największej lubuskiej uczelni uruchomione zostało dwa lata temu. I cieszy się dużą popularnością wśród młodych ludzi nie tylko z naszego regionu. Według rankingu „Gazety Prawnej” program prawa na UZ zajął pierwsze miejsce, razem z Uniwersytetem Jagiellońskim i Uniwersytetem Warszawskim.
31 marca prof. Banaszak został też członkiem Zespołu Ekspertów do Spraw Problematyki Trybunału Konstytucyjnego, powołanego przez marszałka Sejmu. Naukowiec z UZ jest dziś jednym z najbardziej cenionych konstytucjonalistów, także przez rząd Prawa i Sprawiedliwości. Tymczasem...
Sąd wydaje wyrok, uczelnia nie komentuje
Od 11 lat przeciwko profesorowi toczy się sprawa. Chodzi o zarzucany mu plagiat, dotyczący polsko-niemieckiego „Słownika prawa i gospodarki”, którego prof. Banaszak był redaktorem. Jego oraz wydawnictwo C.H. Beck pozwała autorka wcześniej wydanego przez tę samą spółkę słownika. Zażądała wycofania z obiegu publikacji pod redakcją prof. Banaszaka, przeprosin w prasie i 25 tysięcy złotych zadość-uczynienia. W listopadzie 2015 roku Sąd Okręgowy w Warszawie wydał nieprawomocny, niekorzystny dla naukowca UZ wyrok.
Zapytaliśmy o to prof. Banaszaka. Tłumaczył, że każdy, kto zna słowniki, wie, że muszą być one podobne.
Dodał, że nie jest to oskarżenie, ponieważ sprawa nie jest karna, a cywilna. – Słownik jest pracą zbiorową, było czterech autorów, ja pełniłem funkcję redaktora – podkreślił profesor. – Pozwani zostali tylko wydawnictwo i ja jako redaktor, nie jako autor słownika.
Prof. Banaszak przypomniał, że to właśnie wydawnictwo zwróciło się do naukowców, wówczas pracowników Uniwersytetu Viadrina we Frankfurcie nad Odrą, z prośbą o przygotowanie tej publikacji. – To jedna z 300 moich opublikowanych prac, ale nie praca naukowa, prawnicza –zauważył dziekan Wydziału Prawa i Administracji UZ.
Zaznaczył także, że sprawą zajmowały się dwa uniwersytety. Prof. Gisene Schwan, rektor Uniwersytetu Viadrina, odrzuciła zarzut, że to jest plagiat. – Zajmował się tym także Uniwersytet Wrocławski. Nie stwierdzono, że popełniono plagiat – mówi prof. Banaszak. – Mnie natomiast trudno jest dziś udowodnić, że nie jestem wielbłądem.
Profesor dodał, że sąd wyznaczył jednego biegłego, który stwierdził, że był plagiat. Powołał też drugiego, ten orzekł, że plagiatu nie było. Ale sąd pierwszej instancji uznał tylko stanowisko pierwszego biegłego. – Wydał wyrok bez przeprowadzenia dokładnych wyliczeń haseł zbieżnych – uważa prof. Banaszak. – Tymczasem w słowniku jest 36,5 tysięcy haseł. Z moich wyliczeń wynika, że zbieżność haseł mieści się w normach leksykograficznych. Oczywiście, możemy mówić, że słowo parlament występuje tu i tu. Ale jak może być słownik bez słowa parlament?
Profesor przypomniał, że zarzuty dotyczą pierwszego wydania słownika. Tymczasem ukazało się już wydanie drugie i trzecie. Publikacja cieszy się dużą popularnością...
Ewa Sapeńko, rzecznik Uniwersytetu Zielonogórskiego, podkreśliła, że uczelnia powstrzymuje się od komentarzy, skoro wyrok nie jest prawomocny.
Z Wrocławia, przez Viadrinę, do Zielonej Góry
Jak prof. Banaszak trafił na UZ? Zieloną Górę naukowiec znał z... przejazdów. Przez dziesięć lat dojeżdżał z Wrocławia na Uniwersytet Viadrina właśnie przez Winny Gród. Później od władz uczelni dostał propozycję stworzenia wydziału prawa...
Jak podaje UZ, zainteresowania badawcze profesora to: prawo konstytucyjne, parlamentarne, prawa człowieka. W środowisku prawniczym prof. Banaszak jest cenionym naukowcem, członkiem Komitetu Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk, korespondentem hiszpańskiej Królewskiej Akademii Nauk Moralnych i Politycznych oraz Europejskiej Akademii Nauki, Sztuki i Literatury w Paryżu. Jest doktorem honoris causa czterech uniwersytetów europejskich. W latach 2006-2010 był przewodniczącym Rady Legislacyjnej przy Prezesie Rady Ministrów.
Prof. Banaszak od 1992 roku stale współpracuje ze służbami legislacyjnymi parlamentu, jest autorem kilkudziesięciu ekspertyz dla Senatu i Sejmu oraz innych organów władzy publicznej.
W ciągu ostatnich kilkunastu lat wygłosił ponad 150 wykładów gościnnych na ponad 20 uniwersytetach europejskich i amerykańskich. Tłumaczył na język polski dziewięć książek prawniczych i kilkadziesiąt artykułów głównie z języka niemieckiego, a kilka z angielskiego. Wypromował 32 doktorów, także w Niemczech.
Zespół ekspertów ds. Trybunału
- Zespół Ekspertów do spraw Problematyki Trybunału Konstytucyjnego powołany decyzją marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego 30 marca. Jego przewodniczącym jest prof. Jan Majchrowski. W zespole zasiada 15 naukowców i ekspertów z dziedziny prawa, którzy analizują sytuację wokół TK. Cel to wypracowanie podstaw, „które Sejm będzie mógł ubrać w ustawy”. – Uważamy, że potrzebne jest nowe spojrzenie na problem Trybunału Konstytucyjnego. Chcemy zaproponować coś konstruktywnego w tej kwestii – zapowiedział przewodniczący. Spotkania zespołu będą odbywać się co dwa tygodnie.
- Jan Majchrowski był pierwszym wojewodą lubuskim (1999 rok). Jak wówczas mówili lokalni politycy, przywiezionym „w teczce” z Warszawy. Przed urzędem wojewódzkim witano go chlebem i solą. Zanim objął to stanowisko, był podsekretarzem stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji. W Gorzowie w sposób szczególny zapamiętali go pracownicy PKS-u. – Pała, armatka wodna, policjanci. Co zrobiliśmy, że wojewoda wysłał na nas tak potężne siły? Do jakich czasów wracamy? – mówili dziennikarzowi „GL” na początku 2000 roku. Jak wówczas informowali policjanci, około 100 funkcjonariuszy do PKS-u wysłał komendant wojewódzki na polecenie wojewody.
- Dlaczego pracownicy PKS-u strajkowali? Zaprotestowali, gdy w konkursie ogłoszonym na wojewodę nie zwyciężył ich wieloletni dyrektor Krzysztof Częstochowski. To on prowadził zakład do prywatyzacji. W niedzielę, 2 stycznia 2000 roku do zakładu wkroczył nowy zarządca wraz z ochroniarzami. Pół godziny po północy weszli tam pracownicy. Zaczął się strajk. W poniedziałek nad ranem przed budynkiem PKS pojawiła się policja. Odwołano ją około 23. W połowie stycznia rada regionalna AWS poprosiła premiera o odwołanie wojewody. Co też się stało.