Na dłużej chcą u nas zostać Ukraińcy ze wschodu
Rozmowa ze Stefanią Jawornicką dyrektorem biura honorowego Konsulatu Ukrainy w Zielonej Górze
Ile osób korzysta z pomocy konsulatu?
Bywa różnie. Zdarzyła mi się sytuacja, że w małym pomieszczeniu w konsulacie stało ściśniętych 40 pań z Ukrainy. Wcześniej przez miesiąc zrywały truskawki. Gdy przyszło do zapłaty, dowiedziały się, że muszą poczekać na pieniądze aż dwa tygodnie. A one nie miały na spanie, na jedzenie. Po moim telefonie do zatrudniającego je przedsiębiorcy, udało się załatwić wypłaty już kolejnego dnia. Takich spraw miałam kilka. Najczęściej jednak pomagam ok. 30 osobom w tygodniu w stałych godzinach pracy konsulatu. W nagłych przypadkach staram się też przyjeżdżać po godzinach.
Odwiedzają Panią całe ukraińskie rodziny?
Częściej przychodzą sami mężczyźni lub kobiety. Dopiero, gdy uda im się znaleźć dobrą pracę, wtedy przyjeżdża rodzina. A w ostatniej fazie dzieci. Wtedy taki maluch musi uczyć się w szkole podstawowej, czy pójść do przedszkola i w tym staram się pomóc. Wysyłam ich do różnych szkół w Zielonej Górze. Często do Gimnazjum nr 6, gdzie wiele lat uczyłam języka ukraińskiego.
Od kiedy działa konsulat?
Otwieraliśmy go w 2008 r. Wtedy liczba Ukraińców przyjeżdżających do Polski za pracą była minimalna. Na początku, sześć godzin w tygodniu wystarczało, żeby pomóc wszystkim. Sytuacja zmieniła się od 2013 r. Od tego czasu imigracja do Polski rośnie w szybkim tempie. Teraz zaczynam o 13.00, ale nigdy nie kończę o 15.00, bo o tej porze jeszcze stoi kolejka osób, które potrzebują pomocy. Dlatego uważam, że w przyszłości konsulat powinien być czynny codziennie.
Czy Ukraińcy chcą uczyć się języka polskiego?
Tak. Nawet bardzo! Zdają sobie sprawę, że to może pomóc im w znalezieniu lepszej pracy. Od kilku lat bezpłatne kursy języka polskiego dla Ukraińców prowadzi UZ. Kolejna edycja rozpocznie się już 3 października. Dostępny jest miesięczny, intensywny - dla już znających podstawy polskiego i półroczny - dla początkujących. Wielu Ukraińców uczy się też prywatnie, wynajmując lektorów.
Skąd i od kiedy przyjeżdżają pracować do nas Ukraińcy?
Pierwsze przyjazdy zaczęły się w 2008 r. Były to głównie osoby z zachodniej Ukrainy. One raczej nie przybywają tu na stałe. Zarobią, wyjadą i za jakiś czas wrócą. Natomiast na dłużej - a najlepiej na stałe - chcą u nas zostać Ukraińcy ze wschodu, tam gdzie toczą się działania wojenne. Wiele z nich to osoby z wyższym wykształceniem i znajomością języków. Na początku muszą często pracować w fabrykach na taśmach produkcyjnych. Poświęcają się jednak w nadziei na lepszą przyszłość w Polsce.
Mają problemy z oszustami?
Niestety tak. Trudniej oszukać Ukraińca, który jest u nas już kolejny raz. Jednak przychodzi do mnie wiele osób, które przyjeżdżają po raz pierwszy. Nie znają polskiego. Nie rozumieją pojęć. Dla nich pobyt stały czy tymczasowy jest tym samym. Taka niewiedza stwarza okazję do oszukiwania tych ludzi. Zdarzają się niestety nieuczciwi pośrednicy pracy albo pracodawcy. Oczywiście działa to także w drugą stronę i nieuczciwość jest też po stronie Ukraińców.
A gdzie oni mieszkają?
Wielu z nich mieszkanie gwarantuje pracodawca. Są to często stare hotele robotnicze, które adaptuje się na potrzeby przyjeżdżających do Polski Ukraińców. Poza tym duża część z nich wynajmuje mieszkania indywidualnie. Dla obniżenia kosztów zdarza się, że mieszkają po kilka osób w jednym mieszkaniu. Podobnie jak nasi rodacy na emigracji w Anglii czy Niemczech.
Podoba im się u nas?
Bardzo chwalą sobie polskie drogi, ale i otwartość Polaków. Uważają też, że panuje u nas większa swoboda. Natomiast największą plagą są zaproszenia do Polski kupowane na bazarach, jeszcze na Ukrainie.
Rozmawiał: Michał Kurowicki