My, Zagłębiacy, jesteśmy trochę bałaganiarzami. To też jakiś atut
O tym, czy lepiej być Ślązakiem, czy Zagłębiakiem i co Zagłębie ma do powiedzenia światu, mówi Arkadiusz Chęciński, prezydent Sosnowca, dziś nieformalny polityczny lider Zagłębia
Fajniej jest być Ślązakiem niż Zagłębiakiem?
Rozmawia pan z Zagłębiakiem.
No właśnie. Nie pomyślał pan sobie kiedyś, że fajniej byłoby być z tej drugiej, lepszej strony Brynicy?
Niezła prowokacja. Rozmawia pan z sosnowiczaninem, Zagłębiakiem i lokalnym patriotą. To po mojej stronie rzeki jest dla mnie lepszy kawałek świata. Na Gdańsk też bym się nie zamienił.
Ślązacy mają swą mitologię, tożsamość i odrębność. Nawet jeśli to często zużyte klisze, to i tak coś w dzisiejszym świecie, w którym wszyscy pragną jakoś się definiować i być wyjątkowi.
Zagłębiacy też mają swoją historię i pewną wyjątkowość, tylko w czasach PRL-u została ona zamazana.
To co to znaczy być Zagłębiakiem?
Mamy silniejszą niż Ślązacy wrażliwość lewicową. To ma swoje odzwierciedlenie w tradycjach robotniczych, przywiązaniu do rodziny…
Moment. Praca i rodzina zostały dawno zarezerwowane przez Ślązaków.
Ale my przecież jesteśmy tak naprawdę bardzo do siebie podobni, jak to na pograniczu. I różni nas raczej szczegół niż ogół. Ok, Zagłębiacy są większymi bałaganiarzami niż Ślązacy. Ale dzięki temu nasz temperament jest bardziej żywiołowy. Inaczej mówimy, „bardziej po polsku”, inna jest nasza wielokulturowa tradycja, bo jej trzonem jest Polska z wpływami żydowskimi i rosyjskimi.
Pan oczywiście rodowity sosnowiczanin?
Rodowity.
To uraczy mnie pan jakąś historią z młodości o hanysach i gorolach?
To jest mitologia. Takie same bójki o dziewczyny jak między Ślązakami i Zagłębiakami zdarzały się też między bytomianami i chorzowianami albo pomiędzy mieszkańcami dzielnic Sosnowca. Z młodości pamiętam tylko, że jak jechało się tramwajem do Katowic, to chowaliśmy głęboko legitymacje szkolne, bo krążyły legendy, że miejscowi sprawdzają, czy nie jesteś z Sosnowca. Ale mnie nigdy nic złego nie wydarzyło się na Śląsku, wręcz przeciwnie, zawsze czułem się tu bardzo dobrze.
I tak wracamy do mojego pierwszego pytania.
Chodziło mi o to, że legendarne niesnaski śląsko-zagłębiowskie to przeszłość. Jeśli ktoś jeszcze przykłada do tego jakąkolwiek wagę, to chyba tylko środowiska kibicowskie.
Z tym się akurat zgadzam. O tym, że to przeszłość, świadczy najlepiej fakt, że od lat nie słyszałem nawet jednego dobrego dowcipu o Ślązakach i Zagłębiakach. Memy na temat tych odwiecznych animozji są żałośnie nieśmieszne.
Mnie te żarty specjalnie nie przeszkadzają i nigdy na przykład nie oburzały mnie śląskie dowcipy o Zagłębiu. Zdjęcie drogi, z której zwijają asfalt i obok tabliczka z napisem „Sosnowiec”? U nas na tej samej fotografii tabliczka wskazuje Katowice.
Pan Ślązaków rozumie?
Chyba tak. Choć nie rozumiem, dlaczego tak często sprzeczają się między sobą. Czasem o najbardziej banalne rzeczy.
A tych Ślązaków, którzy walczą o autonomię, śląską mniejszość etniczną, śląski język - też pan rozumie?
Marzeń o autonomii? Niespecjalnie. Dla mnie świadectwem naszej regionalnej autonomii jest Urząd Marszałkowski Województwa Śląskiego. Formą autonomii byłaby metropolia. Natomiast postulaty RAŚ odbieram jako chęć stworzenia jakiegoś osobnego państwa.
Jakiego państwa?
Nie wiem jakiego. Mówię o swoich refleksjach i obserwacjach.
I proszę, Zagłębiak wierzy w separatystów i opcję niemiecką.
Nigdy nie mówiłem o opcji niemieckiej, choć chyba nie wątpimy, że są w RAŚ osoby, którym przeszkadza, że Śląsk jest w Polsce. To mi się nie podoba. Ale z drugiej strony - znam i współpracowałem z wieloma działaczami RAŚ i wielu z nich, z Henrykiem Mercikiem na czele, bardzo cenię.
Ale dzięki swoistej modzie na śląskość, dzięki żywej dyskusji o śląskiej tożsamości, Zagłębiacy zaczęli też definiować swoją „zagłębiowskość”.
Nie wiem, czy słowo „moda” jest tu odpowiednie. Do początku lat 90. regiony w Polsce nie miały tożsamości, władza ludowa wszystkich ubierała w chińskie mundurki i próbowano nam wmówić, że w każdym miejscu kraju jesteśmy tacy sami, mamy tę samą historię, kulturę i obyczaje. Śląsk pokazał, że to nieprawda i nie kwestionuję śląskiej odrębności kulturowej. Nie przeszkadzają mi np. starania o uznanie języka śląskiego. Ale tak, jak mówiłem wcześniej - to Ślązacy, między sobą, najgłośniej kłócą się o to, czy mają język, czy nie, o to, który Śląsk jest prawdziwy - ten w Katowicach, Bytomiu czy Rybniku albo Opolu. Z tego też pewnie wynikają niepowodzenia w doprowadzeniu sprawy języka regionalnego do finału. Natomiast, jeśli chodzi o „zagłębiowskość” - my w woj. śląskim jesteśmy trochę jak byłe republiki ZSRR. Ciągle szukamy, ciągle określamy swoją faktyczną tożsamość. Pamiętajmy jednocześnie, że duża część mieszkańców kraju nie rozumie, że można być mieszkańcem województwa śląskiego i nie być Ślązakiem.
Jak ważna jest ta tożsamość zagłębiowska dla Zagłębia?
Odpowiem trochę ogólnie - gdyby nie tożsamość, nie byłoby lokalnych wspólnot i społeczności. Gdybyśmy nie czuli się Polakami, nie byłoby Polski. Na temat patriotyzmu mam oczywiście trochę inne zdanie od tego lansowanego ostatnio w kraju. Patriotą nie jest dla mnie człowiek biegający z maczugą po ulicy w koszulce z żołnierzami wyklętymi. Patriotyzm zaczyna się od poczucia tożsamości lokalnej i regionalnej - kochasz swoją rodzinę, swoje miasto, region i kraj. W tej kolejności. Dlatego też wprowadzamy do szkół w Sosnowcu formę edukacji regionalnej - dzieci będą uczyć się o historii swojego miasta i regionu, a także o lokalnych bohaterach.
Czy Edward Gierek też jest częścią „zagłębio-wskości”?
Może wielu zaskoczę, ale odpowiem, że tak. Jestem w pełni świadom kontrowersji. Ale dzięki Gierkowi w Sosnowcu doszło do ogromnych zmian na lepsze i z punktu widzenia Zagłębiaka to jest ważna postać w regionalnej historii. Zresztą, od czasu Edwarda Gierka nie mieliśmy ani jednego polityka stąd, który odgrywałby tak znaczącą rolę w kraju.
Utarło się, że Ślązacy kochają porządek, wykrochmalone firany, dyscyplinę w domu i swojego proboszcza. A co wielbią Zagłębiacy?
Możliwość robienia wszystkiego na ostatnią chwilę. Tak jak wspominałem, nie jesteśmy tak bardzo poukładani i obowiązkowi jak Ślązacy. My nigdy nie mamy czasu. Przekłada się to na każdą dziedzinę życia.
Zgadza się pan z prof. Adamem Gierkiem, który w DZ stwierdził, że Zagłębie „rozsądnie milczy” wobec sztucznych podziałów w województwie?
Zdecydowanie się nie zgadzam. Nie chciałbym urazić prof. Gierka, ale może częste wyjazdy i przebywanie poza krajem sprawiają, że niewiele zjawisk w regionie dostrzega. Zagłębie ma swoich ambasadorów, swoich liderów, swoje organizacje i mam wrażenie, że słychać o nim dziś więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Ale my zawsze będziemy mieli mniejsze przebicie niż Śląsk - jesteśmy przecież kilkakrotnie mniejszym regionem. Zagłębie to jest skrawek ziemi w porównaniu do całego Śląska z Katowicami, Opolem i jeszcze Wrocławiem.
Kiedyś proponował pan, jeśli nie zrealizowałaby się wizja metropolii śląsko-dąbrowskiej, by stworzyć małą metropolię zagłębiowską. To jest jakaś zagłębiowska idea warta lansowania?
Tak i to idea wciąż aktualna - wystarczy bowiem zobaczyć, co dzieje się z ustawą metropolitalną dla całej aglomeracji. Jeśli do końca roku tej ustawy nie będzie, zwrócę się do prezydentów, burmistrzów i wójtów miast i wsi całego Zagłębia z propozycją „małej metropolii”.
Czyli mniejszego GZM-u z jeszcze mniejszymi możliwościami.
Jestem świadomy tych ograniczeń. Ale zjednoczenie zagłębiowskie będzie miało już symboliczne znaczenie. Wierzę, że wspólnie będziemy w stanie rozwiązać część naszych problemów. Uważam, że o ile nasze regionalne elity polityczne w województwie są słabe, to w samorządach mamy wielu naprawdę kompetentnych i znaczących ludzi. I z ich udziałem powinniśmy dziś w całym regionie zastanowić się, jak wykorzystać naszą różnorodność. Dotyczy to nie tylko Śląska i Zagłębia, ale też Częstochowy, Bielska-Białej i Żywca. Proszę mi pokazać inne województwo w Polsce, które może poszczycić się tym, że - oprócz morza - ma wszystko.
Na Śląsku toczy się dyskusja na temat Śląska postindustrialnego. To zabawne w odniesieniu do Zagłębia, bo tam górnictwa np. nie ma już wcale. Więc jakie jest to poprzemysłowe Zagłębie?
Pokolenie młodych ludzi dorastających w Sosnowcu już nie bardzo kojarzy miasto z górnictwem. Węgiel to zamknięty rozdział w Zagłębiu i cieszę się, że poszliśmy naprzód szybciej niż Śląsk, na którym kopalnie wciąż próbuje się naprawiać. Koszty eksploatacji górniczej, koszty, także społeczne, nieuchronnej restrukturyzacji tego sektora znacznie przewyższają perspektywiczne korzyści. Sosnowiec stawia dziś na lekką produkcję, rozwija usługi i ofertę kulturalną, stara się znaleźć swoje miejsce na rynku nowych technologii...
A nie sądzi pan, że rozdział górniczy w Zagłębiu zamknięto zbyt pochopnie? Czytałem kiedyś analizę przekształceń przemysłowych w Anglii i wniosek był taki: taniej, szybciej i skuteczniej podtrzymuje się kulturę techniczną niż tworzy ją od zera. A wy w Sosnowcu chcecie być drugimi Katowicami.
Górnictwo było domeną państwa i nie mieliśmy większego wpływu na jego losy. To, co mogliśmy zrobić, to ułożyć sobie życie po węglu. A czy próbujemy być drugimi Katowicami? Nie. Nie kwestionujemy roli tego miasta w regionie. Ale wiem też, że w pewnym momencie możliwości Katowic się wyczerpią - np. w absorpcji inwestycji czy poszerzaniu oferty rozrywkowej. Sosnowiec chce być dla ludzi miastem następnego wyboru w województwie.