MY, POZNAŃ - 30-lecie samorządu terytorialnego. Samorządy pozostaną potęgą
Zagrożenie ze strony polityków centralnych jest ogromne, ale uważam, że samorządy pozostaną potęgą społeczną – mówi prof. Ryszard Cichocki, socjolog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
W maju 1990 roku w naszym kraju odbyły się pierwsze w pełni nieskrępowane wybory. To były wybory samorządowe. Jak z pana perspektywy zmienił się poznański samorząd przez trzy dekady? Ostatnie lata pokazują, że Polacy nie zawsze potrafią docenić to, co stało się trzydzieści lat temu.
Rzeczywiście często nie doceniamy przeszłości, a szkoda, bo samorząd tak naprawdę zaczął się w Poznaniu. To u nas działał krajowy sejmik samorządu terytorialnego, którego szefem był prof. Buczkowski. Była to jedna z pierwszych inicjatyw samorządowych w Polsce, która została po pewnym czasie przejęta przez profesorów z Warszawy. Sam też zresztą uczestniczyłem w grupach roboczych i zespołach zajmujących się wtedy samorządem. Patrząc z perspektywy Europy, reforma samorządowa była na pewno jedną z pięciu najważniejszych reform przeprowadzonych w naszym kraju. Do dziś obserwatorzy i naukowcy zajmujący się Polską twierdzą, że była ona najbardziej udaną od momentu odzyskania niepodległości w 1989 roku. Dokonała ona fundamentalnej rzeczy, czyli decentralizacji państwa – w miejsce jednego bytu powstało około 2700 miast i gmin, które stały się samodzielne i autonomiczne.
To było coś niespotykanego w naszej historii.
Poza Wielkopolską. Bo tu w krótkim okresie w XIX wieku mieliśmy z samorządem doczynienia. Budowanie tego odbywało się na zupełnie jałowym gruncie, bez żadnych podstaw, więc nie było to łatwe. Ale dziś możemy jasno powiedzieć – to się udało.
W jakim stopniu udało się dzięki samorządom w Poznaniu i Wielkopolsce zbudować zręby społeczeństwa obywatelskiego od 1990 roku?
Bez wątpienia kluczowym elementem samorządu terytorialnego jest społeczeństwo obywatelskie. Jeżeli nie posiadamy trzech rzeczy – społeczeństwa obywatelskiego, czyli ludzi zdolnych do oddolnego działania, kompetencji obywatelskiej i kultury obywatelskiej, samorządy istnieć nie mogą. To zresztą widać po tym, jak funkcjonują one w poszczególnych regionach Polski. Mamy dwa takie obszary, w których funkcjonują one najlepiej i są najbardziej sprawne, to Górny Śląsk oraz Wielkopolska. To nie jest przypadek, a pewien element tradycji, który pojawił się wraz z państwem pruskim. Oczywiście możemy powiedzieć wiele złego o Prusakach, ale ich państwo było państwem prawa, w którym inicjatywy i organizacje obywatelskie mogły działać nawet przy wszystkich problemach narodowościowych. Przechadzając się po Poznaniu możemy więc bez trudu zauważyć miejsca i obiekty związane z osobami, które budowały różne formy samorządu, w tym gospodarczego, bankowego, czy kulturalnego. Właśnie dlatego w Wielkopolsce i na Górnym Śląsku można było najmocniej zakotwiczyć samorządy, historia pokazała, że nie były to doświadczenia bez znaczenia.
Gdyby miał pan wskazać pięć największych osiągnięć poznańskiego samorządu w ostatnich 30 latach, co to by było?
Najważniejszym efektem istnienia struktur samorządu terytorialnego było zbudowanie społeczności lokalnej. Trzydzieści lat temu mieliśmy rodzinę, potem długo, długo nic, a na końcu pojawiało się państwo. Mogliśmy się więc identyfikować tylko z tymi dwiema grupami. Dziś zbudowaliśmy system, w którym mamy wysoki poziom identyfikacji z rodziną, bardzo wysoki poziom identyfikacji z własną wspólnotą lokalną, i relację z państwem. Tak wygląda prawidłowa struktura dla wszystkich współczesnych społeczeństw zachodnich. W Wielkopolsce i na Górnym Śląsku występuje jeszcze jeden szczebel w tej hierarchii, to identyfikacja z rejonem czy regionem. W Polsce nadal nie występuje zjawisko znane np. z niemieckiej Bawarii, gdzie mieszkańcy są bardziej przywiązani do własnego regionu niż państwa.
To ogólnopolskie osiągnięcie. A bardziej lokalne?
Mamy coś, co jest zasługą prezydenta Wojciecha Szczęsnego-Kaczmarka, z którym miałem przyjemność wiele lat współpracować, bo od 1993 roku przygotowywałem strategie rozwoju Poznania. Mam namyśli budowę infrastruktury, która jest oczywiście kontynuowana, ale myślenie o tym „co pod ziemią” zaczęły się właśnie za jego czasów. W moim przekonaniu dzięki prezydentowi Szczęsnemu-Kaczmarkowi mamy najlepszą infrastrukturę spośród dużych polskich miast, mierzoną jakością dostaw, jakością wody, czy niskim poziomem awaryjności. Idźmy dalej. Trzecią zasługą samorządu miejskiego uruchomienie identyfikacji z regionem, czyli wzmacnianie społeczności lokalnej. Ten proces cały czas trwa, ale fundamenty już posiadamy. Z kolei czwarte osiągnięcie ma wymiar polityczny. Samorządy miały być tarczą ochronną przed ekspansją centrów politycznych. Dlatego mają zagwarantowane swoje prawa, dochody i nikomu nie wolno ich ograniczać. Dzięki temu samorządy przez trzydzieści lat były zamożniejsze od państwa i posiadały wyższą stopę skumulowania majątku i lepiej nim zarządzały.
I tu spojrzenie centralistyczne przegrało z samorządami.
Tak, mamy setki badań potwierdzających tę tezę. Bez samorządów mielibyśmy więc centralne rozdawnictwo. Niestety dobrze radzący sobie samorządowcy, budujący bogate gminy, zawsze wywoływali centralistyczną reakcję władz partyjnych i politycznych w Warszawie. Działo się tak w zasadzie u prawie wszystkich ekip rządzących. Zrzucano więc na barki samorządów coraz więcej obowiązków, a także zmniejszanie subwencji na wykonywanie zadań statutowych, co stopniowo je osłabiało. Niestety obecnie sytuacja stała się nieciekawa, bowiem spadek dochodów z PIT-u spowoduje kryzys w wie-lu obszarach, także w obszarze inwestycji. W końcu mamy też piątą zasługę samorządów. Stały się one fantastycznym partnerem dla nauki, w tym nauk społecznych. To było widać zwłaszcza w Poznaniu, bo strategie miasta nie opierały się na pisaniu ich zza biurka, a osadzaniu ich w funkcjonujących realiach społecznych. Budowano zaplecze naukowo-eksperckie, moja praca jest zresztą na to dobrym dowodem, bo napisałem około stu strategii rozwojowych dla polskich miast.
Skoro wspomniał pan o kryzysie samorządu, czy w tej chwili najważniejszą sprawą dla gmin i powiatów jest obrona przed centralistycznymi zakusami rządu?
Tak naprawdę tylko rząd premiera Jerzego Buzka tak nie postępował. Większość ekip przejawiała takie tendencje, ale niekoniecznie wynikały one ze złej woli polityków. Tak po prostu działa mechanizm władzy centralnej, który dysponuje brutalnym aparatem poszerzania swoich wpływów. Co prawda samorządy w ostatnich kilku latach cofnęły się, odebrano im kompetencje, ale nie to jest najbardziej niebezpieczne. Dramatem może być za to obciążanie rzeczami, na które nie dysponują środkami. Tak jest z subwencją oświatową, która nie jest w stanie zaspokoić potrzeb żadnej polskiej gminy. Niestety środowiska prawicowe i część lewicowych mają wizję państwa silnie scentralizowanego. Im mniej dane ugrupowanie jest demokratyczne, tym bardziej będzie zabiegać o spychanie samorządów do odgrywania drugoplanowej roli. W 2015 roku podczas jednej z konferencji naukowych pokazałem zresztą mechanizm ekspansji obecnego rządu, mówiłem wtedy o następujących po sobie ograniczeniach – od społeczeństwa obywatelskiego, przez organizacje pozarządowe, po sądy i samorządy.
Czy w dłuższej perspektywie czasowej uderzanie w samorządy może zakończyć się sprowadzeniem ich do roli paprotki?
Aparat partyjny, przynajmniej ten niżej usytuowany, nie ma potrzeby ich niszczyć. Oczywiście zagrożenie ze strony polityków centralnych jest ogromne, ale samorządy pozostaną potęgą społeczną.