Rozmowa z Mirosławem Wawrowskim, menadżerem kompleksu turystycznego Dolina Charlotty i oragnizatorem dorocznego Festiwalu Legend Rocka.
Imponujące. Robi pan coś niesamowitego - taką opinię przypadkowo usłyszałem tego lata. A wyraziła ją para bodajże lekarzy z Krakowa, która zagadnęła pana w hotelowym holu przed którymś z tegorocznych koncertów. Potem nastąpił dłuższy monolog zachwytów. Chwilę też rozmawiałem z Alanem Mosley’em perkusistą Marillion, który przystanął przed zdjęciem Artura Browna w galerii w holu. Także był po wielkim wrażeniem pomysłu na taki festiwal.
Mamy więcej takich fanów, którzy planują już każdy urlop pod kątem programu koncertowego Doliny Charlotty. Ale coraz ciężej jest to ciągnąć, choć rośnie nasza pozycja jako partnera agencji koncertowych. Już nie tylko my się staramy o zaproszenia, ale dostajemy świetne propozycje. Ale przyszłość stoi pod wielkim znakiem zapytania.
Zawsze pan tak mówi, a potem rzuca się w ten wir.
To prawda, ale jest naprawdę coraz ciężej. Poprzeczkę zawieszamy sobie coraz wyżej. Mamy renomę, lepsze kontakty, duże ambicje i coraz więcej kłopotów. W takich, a nie innym realiach, ciężko będzie robić festiwal na wysokim poziomie. Amfiteatr wymaga nakładów, jeszcze większych tzw. otoczenie, czyli drogi dojazdowe, przystanki, infrastruktura komunikacja. Przewożenie wielkich gwiazd z lotniska w Gdańsku dziurawymi bezdrożami to po prostu wstyd. A warto inwestować. Co roku przyczyniamy się do ożywienia całej bazy turystycznej i hotelowej od Kołobrzegu po Łebę. Czy można wskazać podobną imprezę tej wielkości w okolicy?
Można. Całkiem blisko. Festiwal disco polo w Kwakowie.
No tak. Dostało mi się po wypowiedzi w Newsweeku, że nigdy nie zorganizuję imprezy disco polo, nawet jeśli nie wiem jak bardzo by mi się opłacała. Ale podtrzymuję to. Robimy duże występy kabarety, imprezy sportowe i kulinarne. Ale disco polo - za żadne pieniądze. Choć Kwakowo szanuję. Ale my będziemy inni. Trzeba też podkreślić, że nasz festiwal różni się od jednorazowych imprez. Jest rozciągnięty przez całe wakacje. To kilka dużych koncertów. Bez wątpienia przyczyniamy się do uatrakcyjnienia oferty turystycznej i kulturalnej w całym regionie.
No i…
No i nic. Zauważa to publiczność, nie zauważają władze. Trzy lata temu mieliśmy większe spotkanie z grupą samorządowców i lokalnych polityków. Przyłączyli się do chóru zachwytów, wykazali wielkie zrozumienie potrzeb i obiecali jeszcze większe wsparcie. I potem cisza. Dziś ciężko czasami, aby odebrali telefon.
Nazwiska poproszę.
Nie ma sensu. Zainteresowani wiedzą. Nam chodzi o to, aby tylko trwać, ale się rozwijać. Mamy za sobą najtrudniejszą robotę. Wykonaliśmy akcję promocyjną na wielką skalę. Jesteśmy w najważniejszych mediach w tym kraju naprawdę mocno promowani. Wszystko to zostało wychodzone, wypracowane w wielkim trudzie.
No bywa to jednak doceniane.
Bywa. Np. wójt Barbara Dykier jest wielką entuzjastką naszego rozwoju. Chciałaby pomóc, ale potrzeby zdecydowanie przerastają możliwości gminy Słupsk. To musiałyby być działania ponadregionalne. Właśnie dostaliśmy propozycję zorganizowania koncertu naprawdę wielkiej gwiazdy, ale ona absolutnie „nie zmieści się” w amfiteatrze. Trzeba by zorganizować koncert na 35-40 tys. osób. I jest taka możliwość na pobliskich łąkach wokół Charlotty. Ale trzeba wybetonować plac 60 na 60 metrów, zrobić toalety i drogi wjazdowe. I to nie mogą być płyty betonowe. To bardzo duże koszty. Ale gdybyśmy w to weszli, możemy stać się naprawdę poważnym miejscem koncertowym. I ludzie przyjadą. Ściągniemy ich, i damy radę logistycznie .
Może trochę przespaliście programy unijne.
Ależ nie. Dostaliśmy 300 tysięcy złotych ze Słowińskiej Grupy Rybackiej. Jesteśmy za to bardzo wdzięczni, ale to zdecydowanie za mało wobec potrzeb.
Ile pan już zainwestował w amfiteatr?
Trzeba by dokładnie policzyć, ale to będzie z 5 mln zł. Potrzeba kolejnych pięć, których my już nie mamy. Marzy się zwiększenie komfortu widzów, na który tak narzekają. Możemy zrobić zadaszenia części dla publiczności. Ale na to trzeba sporych pieniędzy. Na razie mamy to, co mamy. Powiedzmy sobie szczerze. Sposobem gospodarczym w wiosce koło Słupska powstało miejsce, w którym odbyło się wiele świetnych koncertów wielkich gwiazd. Alternatywy nie ma nawet zbliżonej. A jeśli nie będzie prawdziwego zrozumienia, czym naprawdę jest to miejsce i czym może być, nie tylko nie pójdziemy do przodu, ale możemy to stracić. Biznesowo, marketingowo Dolina Charlotty jako miejsce hotelowe, wypoczynkowe i lokalna atrakcja została już wypromowane. Ale nadanie miejscu większego wymiaru musimy już zrobić wspólnie. Z pomocą tych, którzy być może wreszcie zrozumieją, że można w tym zapomnianym regionie zrobić coś wyjątkowego na skalę Polski i Europy.
Wracając na koniec do samego festiwalu. Czy jego formuła pomału się nie wyczerpuje? W zasadzie lista życzeń gości mocno się już wypełniła. Legendarni muzycy schodzą ze sceny. Najnowsza muzyka nie bardzo tu pasuje. Co dalej?
Zastanawiamy się nad „odmłodzeniem” niektórych propozycji koncertowych. Ale to wymaga namysłu. Poza tym lista tzw. starej formuły jeszcze się nie wyczerpała.
To kończąc, jak wygląda pana krótka lista marzeń? Ta realna.
Mogę ją podać, i mówimy tu o tych, o których obecność gdzieś tam się staramy i ciągle z agencjami rozmawiamy. A więc: Sting, Jimi Page, Phil Collins, Eric Clapton, Ozzy Osbourne, Mark Knopfler, Roger Waters i David Gilmour, The Who, Rush, Kiss i Ramstein. Jak się nie przewrócimy, to większą część z nich zobaczymy. a ą
Dolina może być wyjątkowym miejscem koncertowym w Polsce i Europie. Decydenci wychwalają, obiecują wsparcie, a potem ciężko, aby odebrali telefon
Festiwal Legend Rocka odbywa się od 2007 roku
A Cykliczna impreza koncertowa zainicjowana przez Mirosława Wawrowskiego. Pierwszy Festiwal Legend Rocka powstał na bazie letniej imprezy pod nazwą „Święto Legendy”. Podczas pierwszej edycji, równocześnie z koncertami rockowymi, odbywającymi się w amfiteatrze na 5000 osób, na terenie Doliny Charlotty zorganizowano pokazy rękodzieła i odchodzących do lamusa zawodów oraz pokazy Bractwa Rycerskiego. Kolejne edycje ukształtowały formułę festiwalu. Zrezygnowano z dodatkowych atrakcji na rzecz zwiększenia liczby występujących gwiazd. Z czasem amfiteatr rozbudowano i obecnie jest w stanie pomieścić 10 tysiecy widzów.