Rozmowa z mecenasem Maciejem Urbańskim
Czy zaostrzenie kar dla „niemych świadków” przemocy wobec dzieci jest dobrym rozwiązaniem?
To trudny problem, bo dotyczy wrażliwej sfery życia, jaką jest dobro dziecka. Przy rozpatrywaniu tak istotnych wartości pojawia się chęć mocnego uregulowania prawa. A to może prowadzić do przeregulowania go. Z drugiej strony, trudno dyskutować, gdy słyszymy o bezlitosnym karaniu i wyplenieniu takich przestępstw gorącym żelazem.
Zmian obawiają się głównie organizacje pozarządowe pomagające ofiarom. Słusznie?
Z mojego doświadczenia wynika, że te organizacje i wszelkie służby socjalne dbające o dzieci i rodziny są coraz lepiej przygotowane do oceny konkretnych sytuacji. To profesjonaliści, którzy przeważnie są w stanie po przeanalizowaniu zgłoszenia ocenić, czy mamy do czynienia z poważnym problemem, czy też z czymś pozornym. Oczywiście zdarzają się, bardzo nagłaśniane, przypadki, gdy krzywdzone dzieci nie otrzymują na czas pomocy, ale ich skala jest z roku na rok mniejsza. Ponadto jeśli do tego dochodzi, to mamy najczęściej do czynienia z licznymi błędami popełnianymi przez nie tylko pracowników socjalnych i organizacje pomocowe, ale także przez prokuratury, sądy, kuratorów. To przeważnie seria nieprawidłowych decyzji.
A jak ocenia Pan możliwość ukarania osoby, która nie powiadamiając policji, najpierw sprawdza, czy doniesienie jest prawdziwe?
Niestety, zdarza się i będzie się zdarzać, że jeden z opiekunów lub nawet sam małoletni, inspirowany przez dorosłego lub też na przykład przez filmy, programy telewizyjne, artykuły, występuje z nieprawdziwym oskarżeniem. Jest to materia bardzo delikatna, stąd też stawiałbym na daleko idący profesjonalizm osób, które się tym zajmują. Konieczne są specjalistyczne szkolenia.
Policjantów i prokuratorów?
Raczej pracowników socjalnych i współpracujących z nimi specjalistów z organizacji pozarządowych. Osoby te muszą mieć wykształcenie psychologiczne i powinny stale się dokształcać, wymieniając doświadczenia ze swoimi odpowiednikami z innych regionów Polski. Bowiem tylko stały kontakt z takimi przypadkami i zdobyte doświadczenie dają rekojmię, że pomówienie nie będzie zbyt pochopnie kwalifikowane jako przestępstwo.
Co się dzieje, gdy dojdzie do zawiadomienia policji?
W momencie gdy sprawa już trafi do organów ścigania, dziecko i jego rodzina stykają się z dosyć silną ingerencją. Procedura karna ze swej natury powoduje pewien stres. Muszą być postawione niektóre trudne pytania, a odpowiedzi wydobyte od dziecka powinny być klarowne. Krótko mówiąc - to bardzo stresująca faza, do której powinno się dochodzić jedynie w przypadkach w pełni uwiarygodnionych przez specjalistów.
Specjaliści obawiają się, że będą musieli już we wstępnej fazie badań donosić o takich zgłoszeniach. Czy za zwłokę mogą grozić kary?
Obawy są uzasadnione, ponieważ zawarte w nowelizacji przepisy nie biorą pod uwagę sytuacji pracowników socjalnych i innych osób zajmujących się tego typu sferą. One każą „niezwłocznie” zawiadamiać o podejrzeniu takich przestępstw jak chociażby zgwałcenie, wykorzystanie bezradności czy obcowanie płciowe z małoletnimi. „Niezwłoczność” odbiera możliwość obserwowania sytuacji i wyciągania wniosków. Jeśli podejrzenie się potwierdzi, może zostać postawiony zarzut „zmarnowania czasu”. A to będzie biło także w ofiary przestępstw i ich otoczenie, bo odbiera możliwość spokojnej pracy z pokrzywdzonymi i udzielenia im pomocy.
Przepis jest zatem zły? Ze względu na jego konsekwencje?
Nie oceniam negatywnie zaostrzenia kar, zwłaszcza gdy dotyczyć mają osób zamykających oczy na krzywdę dziecka. Natomiast trzeba się zastanowić nad nieco innymi zapisami dotyczącymi pracowników socjalnych i organizacji walczących z przemocą, zwłaszcza w kwestii stosowania do nich nakazu „niezwłoczności”. Może trzeba im zaufać i pozwolić na spokojną i fachową pracę.