Może być Gagarin, ale na pewno nie Bierzarin!
Gorzowskie ulice czeka dekomunizacja. Które nazwy się zmienią, a które zostaną? Mówi o tym „GL” szef rady miasta Sebastian Pieńkowski
We wrześniu zbiera się miejska komisja nazewnictwa. Ma dekomunizować Gorzów, czyli ocenić, czy i jakim ulicom w mieście zmienić nazwy. Pan jakim ulicom zmieniłby nazwę natychmiast, już, od ręki?
Tym, które upamiętniają Nikołaja Bierzarina, Zygmunta Berlinga, Marcina Kasprzaka, Lucjana Szenwalda... Także 9 Maja. Ta ostatnia data jest przecież błędna, fałszywa historycznie.
Ktoś się teraz łapie za głowę i mówi: Bierzarin to człowiek, który odbijał nasze miasto z rąk Niemców...
... więc ja odpowiadam: powiedzmy sobie wyraźnie, że to człowiek, który pomógł wymienić jednego okupanta na drugiego.
A Franciszek Walczak?
Tu są, przyznaję, okoliczności, które zmuszają do głębszej refleksji. Na pewno nie jest to postać jednoznaczna.
Przypomnę młodszym: to milicjant, który patrolował miasto po wojnie. Został zabity przez radzieckich żołnierzy, bo nie chciał im oddać butów. Zadźgali go bagnetami, zmarł niedługo potem w szpitalu. Czyli z jednej strony - milicjant, utrwalacz systemu, można nawet powiedzieć. Z drugiej - zwykły mieszkaniec, który zginął na służbie.
Dlatego, moim skromnym zdaniem, można jego ulicę zostawić. Był młody, pewnie chciał się wykazać, służyć Polsce, a że zaczął, gdzie zaczął...
A Gagarin?
To kolejny przykład, gdzie są dwuznaczności - dostrzegane przez wielu ludzi. Jednak przyjmijmy, że jest to ważna postać i człowiek, który zapisał się w historii świata na zawsze, bo był pierwszy w kosmosie. Nie ma jednak co kryć, że Związek Radziecki okrutnie wykorzystał go propagandowo.
Naprawdę uważa Pan, że dekomunizacja patronów ulic, co zarządził obecny rząd PiS, jest potrzebna?
Tak, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Społeczeństwo ma prawo decydować, o kim chce krzewić pamięć, a kto - za wyrządzone ludziom i Polsce krzywdy - powinien być zapomniany. Albo przynajmniej nie powinien być wynoszony na patrona ulicy czy placu. Powiem więcej: to nie tylko nasze prawo, ale też obowiązek. Raz na zawsze wskażmy, kto jest przyjacielem i dumą kraju, a kto przyniósł temu krajowi śmierć, zniszczenie i zniewolenie.
Są jednak też nieco inne głosy, np. historyk i regionalista Robert Piotrowski wiele razy wskazywał, że likwidowanie z automatu wszystkiego, co związane z przeszłością, a co akurat nam się nie podoba, jest błędem.
Pan Piotrowski nie jest jednak radnym, a to radni ostatecznie będą decydować, czy i które ulice zmienią patronów.
No to inaczej: potrafię sobie wyobrazić sytuację, że wybucha wielka kłótnia, spór i ostatecznie rada nie skreśla wszystkich patronów, których Pan osobiście by chciał wymazać z tabliczek. Co wtedy?
Oczywiście, że tak może być. Głosowania to zawsze skutek jakiegoś kompromisu. Szanuję to i akceptuję, to element demokracji. Liczę jednak, że uda nam się dojść do rozsądnych wniosków. Poza tym awantura i robienie sobie na złość nie ma sensu. Ustawa dekomunizacyjna stanowi jasno, że to do wojewody należy ostatnie zdanie i jeśli będzie musiał, może interweniować. Wolałbym tego uniknąć.