Mówią, że nie są komuchami. I będą protestować na przejściu granicznym
- Nie godzimy się na takie traktowanie. Uczciwie pracowaliśmy dla Polski, a teraz odbiera się nam za to emerytury - burzą się pogranicznicy. I zapowiadają protest. Będzie to pierwsza taka manifestacja w Polsce.
- Służyłem Polsce, a nie żadnej partii. Ubierałem mundur, na którym był orzełek, narażałem swoje życie na służbie. Teraz kraj odpłaca mi w ten sposób. Nie jestem esbekiem, komuchem - mówi Grzegorz Matusewicz. Jest emerytowanym strażnikiem granicznym. Wcześniej funkcjonariuszem Wojsk Ochrony Pogranicza. Dlatego od dwóch lat dostaje mniejszą emeryturę. Wszystko przez ustawę dezubekizacyjną. - Nie dość, że zastosowano w niej odpowiedzialność zbiorową, to jeszcze ta ustawa działa wstecz. Nie godzimy się na to - mówi G. Matusewicz. Dlatego razem z kolegami organizuje protest. Będzie to pierwsze takie wydarzenie w Polsce. Przyjedzie co najmniej kilkaset osób. Będą domagać się przywrócenia emerytur i dobrego imienia. Protest organizują na byłym przejściu granicznym, na poboczu drogi, kilkaset metrów od Niemiec. - Skoro polski rząd nie chce nas słuchać i nam pomóc, to faktycznie może trzeba zastosować hasło „ulica i zagranica”. Niech nasi sąsiedzi zobaczą, jak jesteśmy traktowani - dodaje nasz rozmówca. Protest odbędzie się 21 września.
- Niektórzy mówią, że jesteśmy ubekami, komuchami. Idąc do pracy zakładałem mundur z orzełkiem. Służyłem Polsce, a nie żadnej partii. Ustrój był inny, ale kraj miał granice, a my ich broniliśmy. Dlaczego teraz mamy być za to karani? - pyta Grzegorz Matusewicz. W Wojskach Ochrony Pogranicza, a później w Straży Granicznej, pracował od 1982 do 1997 r. - Byłem odpowiedzialny między innymi za bezpieczeństwo obiektów strategicznych. W Kostrzynie takim obiektem był wówczas na przykład dworzec kolejowy. Przez ten dworzec przejeżdżały transporty z paliwem jądrowym, przejeżdżały pociągi z armią radziecką. Nie trudno sobie wyobrazić co by się stało, gdyby ktoś chciał taki skład zaatakować. My strzegliśmy bezpieczeństwa tych transportów - mówi nasz rozmówca. Później pracował na przejściu granicznym Opowiada m. in. o przypadkach tzw. siłowego przerwania granicy. Złodzieje luksusowych samochodów na pełnym gazie przejeżdżali wówczas przez przejście graniczne. Takich przypadków było kilkadziesiąt. - Moi koledzy narażali życie, próbując zatrzymać takie samochody. Oni też mają obniżone emerytury - mówi G. Matusewicz.
Pogranicznicy walczą o przywrócenie emerytur, obniżonych na mocy ustawy dezubekizacyjnej 2016 r. Od dwóch lat dostają kilkaset złotych mniej, niektórzy nawet grubo ponad tysiąc. - Nie mam sobie nic do zarzucenia. Gdybym represjonował kogokolwiek, to myśli pan, że byłbym twarzą tego protestu? Że mógłbym spojrzeć teraz mieszkańcom miasta w oczy? Wykonywaliśmy swoją robotę najlepiej jak potrafiliśmy, nikogo nie represjonowaliśmy - mówi G. Matusewicz.
Protest odbędzie się 21 września. Początek o godzinie 10.00. Emerytowani pogranicznicy będą protestowali po raz pierwszy. Przyjadą tu byli strażnicy graniczni z różnych regionów Polski. Manifestację zaplanowano na terenie byłego przejścia granicznego w Kostrzynie. Protestujący zapewniają, że nie będą blokować ruchu, zajmą teren obok drogi. Będą dobrze widoczni przez wszystkich, którzy będą pokonować dawną granicę, której protesujący przez lata strzegli.
- Walczymy o przestrzeganie prawa, nie chcemy więc tego prawa łamać, ani nikomu uprzykrzać życia. Chcemy być jednak widoczni - mówi nasz rozmówca. Dodaje, że pogranicznicy odwoływali się do polskich instytucji. Bezskutecznie. - Trybunał konstytucyjny nie zajął się naszą sprawą. Dlatego będziemy zbierali podpisy pod apelem do Komisji Europejskiej, aby ta skierowała ustawę do Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu. Skoro nie chcą nas słuchać w Polsce, to niech usłyszą o nas na Zachodzie - mówi G. Matusewicz.
- Niemcy załatwili to tak, że każdy funkcjonariusz DDR z osobna stawał przed sądem. Jeśli nie miał nic na sumieniu, to zachowywał emeryturę i wszystkie przywileje. W przeciwnym wypadku czekały go konsekwencje, z więzieniem włącznie. U nas zastosowano odpowiedzialność zbiorową. To jest łamanie podstawowych praw. Z tym się nie godzimy - mówi Jan Tomasik, były komendant przejścia granicznego w Kostrzynie. Ma za sobą ponad 25 lat służby.